
Projekt okładki
Bartek Bojarczuk | ILLCAT.studio
Opieka redakcyjna i wybór ilustracji
Ewelina Olaszek
Opracowanie typograficzne
Irena Jagocha
Daniel Malak
Dariusz Ziach
Korekta
Małgorzata Biernacka
Katarzyna Onderka
Agnieszka Mąka
Indeks
Artur Czesak
Tomasz Babnis
Łamanie
Daniel Malak, Jędrzej Malak
Copyright © by Elżbieta Moczarska 2002, 2007, 2017, 2025
Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o.
Fragment Dziennika pisanego nocą © Estate of Gustaw
Herling-Grudziński – fragment ten ukazał się w „Kulturze” (Paryż) 1979, nr 7–8
ISBN 978-83-240-8818-8
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie XIX (IV Znak), Kraków 2025. Printed in EU
RepoRtaż z piekła
Miejsce
Wchodzę do celi, w której Kazimierz Moczarski siedział z Jürgenem Stroopem – numer 11 w Pawilonie XI więzienia na warszawskim Mokowie. Wiem, że miała 400 centymetrów długości i około 135 centymetrów szerokości. Klaustrofobiczna klitka. Trudno to sobie wyobrazić, bo dziś nie przypomina tej z końca lat 40. ubiegłego stulecia. Z oryginalnej została niecała jedna ściana i kraty w małym oknie. Prawdopodobnie w latach 50. wyburzono ściany dzielące ją z dwiema innym i stworzono celę bardziej „dla ludzi”. Wydzielono toaletę, bo po wojnie więźniowie korzystali z kubła, do którego załatwiali się na oczach innych.
Pracownicy muzeum, które powstało w dawnym więzieniu przy ulicy Rakowieckiej, odsłonili w kliku miejscach kolejne pokłady farby. Na przełomie lat 1945 i 1946 na Rakowieckiej wybuchła epidemia tyfusu, prawdopodobnie wówczas odmalowano mury na kolor brudnozielony. Ze ściany po jednej stronie zwisała rozkładana jednoosobowa prycza, na drugiej przymocowano miniaturowy stolik, który można było złożyć. Do tego jeden stołek i wisząca szafka na przybory. Więźniowie zwykle spali na siennikach. Latem dokuczał im zaduch, zimą chłód.
Osadzono w tym więzieniu żołnierzy Armii Krajowej bądź/i poakowskich organizacji antykomunistycznych, Polaków oskarżonych o kolaborację, kryminalistów, żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii, wreszcie Niemców i Austriaków. W tej ostatniej grupie także zbrodniarzy wojennych.
Dla wielu Niemców ulica Rakowiecka była ich ostatnim adresem w życiu. Tu wykonywano na nich egzekucje przez powieszenie. Tak skończył m.in. Ludwig Fischer, gubernator dystryktu warszawskiego. Po wojnie Polska należała do krajów, w których proces powojennych rozliczeń osiągnął największe rozmiary. Zdecydowana większość Niemców i Austriaków, którzy stawali przed polskim sądami, trafiła nad Wisłę z alianckich stref okupacyjnych w Niemczech. 31 maja 1947 roku Amerykanie na lotnisku Tempelhof w Berlinie przekazali oficerom Polskiej Misji Wojskowej dwóch mężczyzn: Ericha Muhsfeldta, szefa krematorium w obozie na Majdanku oraz Jürgena Stroopa. Wysłano ich samolotem do Polski. Muhsfeldt trafił do więzienia na Montelupich w Krakowie, Stroop na Mokotów.
osoby: skazany nieMiec
Z „opisu osoby więźnia”, sporządzonego wkrótce po jego przybyciu, dowiadujemy się, że miał 51 lat, mierzył 182 centymetry, oceniono go jako tęgiego, o włosach ciemnych i rzadkich, odstających uszach. Nosił jeszcze wąsy, które wkrótce musiał zgolić, w każdym razie na zachowanym więziennym zdjęciu już ich nie widać. Usta miał szerokie, brakowało w nich jednego zęba. Z fizjonomii odczytać tego nie sposób, ale Stroop był zbrodniarzem absolutnym.
Na Mokotowie miał warunki najlepsze z możliwych: dostawał korespondencję od rodziny, książki z więziennej biblioteki, podwójną porcję posiłków, zgodę na przechadzki na spacerniaku. „Widywałam na spacerze – napisała we wspomnieniach Anna Rószkiewicz-Litwinowiczowa – więźniów z ogólniaka (oddział więźniów z wyrokami), matki na spacerze z dziećmi, które urodziły się w więzieniu, oraz Jürgena Stroopa […] chodził kilka kroków za matkami, był zawsze w czerwonej wiatrówce od Amerykanów po wyroku śmierci […]. Był opalony, przylizane włosy, bardzo wyprostowany”1.
1 A. Rószkiewicz-Litwinowiczowa, Trudne decyzje. Kontrwywiad Okręgu Warszawa AK 1943–1944. Więzienie 1949–1954, PIW, Warszawa 1991, s. 109.
Budził duże zainteresowanie. Z celi wyprowadzany był na spotkania z Leonem Pennerem, prokuratorem, wcześniej żołnierzem AK, żydowskim ocaleńcem. W czerwcu 1947 roku Luna Brystygier, dyrektorka V Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego wysłała jednego ze swoich funkcjonariuszy, aby przesłuchał więźnia „na okoliczność rozpoznania osób, które z nim współpracowały”. Również w czerwcu tego roku prokuratura zgodziła się na spotkanie Stroopa z dziennikarzem „Życia Warszawy”. Rozmawiał z nim też prokurator Stanisław Piotrowski, członek polskiej delegacji na procesie Norymberskim, podczas którego przedstawił materiał dowodowy przeciwko hitlerowskim zbrodniarzom wojennym.
Piotrowski był pionierem polskich badań nad Zagładą. W 1948 roku opublikował słynne Sprawozdanie Jürgena Stroopa: o zniszczeniu getta warszawskiego. W październiku 1947 roku zgodę na rozmowy ze Stroopem otrzymali Henryk Barlas z kontrwywiadu MBP, Tadeusz Walichnowski, także z resortu, w latach 60. antysemicki publicysta, i Ludwik Bandura, pedagog, autor rozprawy doktorskiej Wpływ wojny na psychikę dzieci i młodzieży. Efekty pracy tego zespołu nie są znane.
Ze Stroopem rozmawiali przedstawiciele Żydowskiego Instytu-
tu Historycznego: Józef Kermisz, Artur Eisenbach i Bernard Mark. W Archiwum ŻIH zachowały się stenogramy trzech spotkań Stroopa z Kermiszem. Stroopa wyprowadzono też na spotkanie z Markiem Edelmanem, jednym z dowódców powstania w warszawskim getcie. W Zdążyć przed Panem Bogiem Hanny Kral czytamy:
Wkrótce po wojnie zobaczył Stroopa. Prokuratura i Komisja do Badania Zbrodni prosiły go, żeby w konfrontacji ze Stroopem ustalić jakieś szczegóły: czy tu był mur, czy tam była brama, takie detale topograficzne.
Siedzieli za stołem – prokurator, przedstawiciel Komisji i on –i do pokoju wprowadzono wysokiego mężczyznę, starannie ogolonego, w wyczyszczonych butach.
– Stanął przed nimi na baczność – ja też wstałem. Prokurator powiedział Stroopowi, kim jestem, Stroop wyprężył się, stuknął obcasami i zwrócił głowę w moją stronę. To się w wojsku nazywa
„oddawać honory wojskowe” czy coś w tym rodzaju. Zapytano mnie, czy widziałem, jak zabijał ludzi. Powiedziałem, że nigdy na oczy nie widziałem tego człowieka, oglądam go po raz pierwszy. Potem pytano mnie, czy możliwe, że w tym miejscu była brama, a stamtąd szły czołgi, bo Stroop tak zeznaje, i to im się z czymś nie zgadza. Powiedziałem: „Możliwe, że w tym miejscu była brama, a stamtąd szły czołgi”. Było mi przykro. Ten człowiek stał przede mną na baczność, bez pasa, i miał już jeden wyrok śmierci. Jakie to miało znaczenie, gdzie był mur, a gdzie brama, chciałem jak najszybciej wyjść z tego pokoju2
osoby: skazany polak
Więzień Kazimierz Moczarski wyjść nie mógł, nie miał wyboru. 2 marca 1949 roku skierowano go do celi numer 11 w Pawilonie XI. Miał za sobą bogatą przeszłość wojenną, „dzięki” której się tu znalazł. W styczniu 1940 roku rozpoczął działalność konspiracyjną, by dwa lata później związać się z Wydziałem Informacji Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. Praca w konspiracji nauczyła go uważności, pisania skrótowych notatek, pogłębiła jego umiejętności analityczne. W Wydziale Informacji, który był konspiracyjnym biurem studiów, zajmował się białym wywiadem. 11 sierpnia 1945 roku został aresztowany i osadzony w więzieniu mokotowskim. W sumie za kratami spędził jedenaście lat. Podczas śledztwa był brutalnie torturowany. Później opisał szczegółowo czterdzieści dziewięć rodzajów tortur, jakim go poddawano, m.in. bicie i kopanie po całym ciele, przypalanie papierosem, wyrywanie włosów, wielogodzinny karcer nago, przysiady aż do omdlenia. Prawdopodobnie kolejną szykaną miało być osadzenie Moczarskiego w jednej celi z niemieckim zbrodniarzem.
Moczarski uświadomił sobie szybko, że nadarza się jedyna w swoim rodzaju okazja zrozumienia motywów, poznania psychiki
2 H. Krall, Zdążyć przed Panem Bogiem, w: H. Krall, Fantom bólu. Reportarze wszystkie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017, s. 80.
niemieckiego zbrodniarza, „rozłożenia na włókna” jego życiorysu i osobowości.
W celi nie siedzieli sami. Trzecim współwięźniem był Gustaw Schielke, przedwojenny policjant z Hanoweru, w czasie wojny w SS. W tych rozmowach pełnił on rolę trochę Sancho Pansy, trochę chóru z greckiej tragedii, bywało, że złośliwie komentował opinie Stroopa, namawiał go też do zwierzeń. A tym sprzyjało życie na bardzo ograniczonej przestrzeni, intymna sytuacja: wspólne jedzenie, spanie (Moczarski spał pośrodku), specyficzna więź, jaka często wytwarza się między więźniami będącymi w poniekąd naturalnej opozycji do opresyjnych strażników.
Stroop miał już jeden wyrok śmierci od Amerykanów za – jak dziś byśmy powiedzieli – sprawstwo kierownicze w mordowaniu amerykańskich jeńców. Spodziewał się podobnej sentencji od Polaków, więc mógł odczuwać potrzebę wygadania się, a nawet quasi spowiedzi, choć bez wyznania winy. Moczarski zresztą odwzajemniał się ciekawym tego Niemcom opowieściami o pracy w konspiracji, powstaniu warszawskim. Spędzili 255 dni, rozmawiając. Żaden z amerykańskich psychologów nie miał szans na zbudowanie podobnych relacji z niemieckimi zbrodniarzami sądzonymi wcześniej w Norymberdze i tym samym na tak pogłębioną wiwisekcję ich osobowości. Moczarski swoją szansę wykorzystał. Dobrze znał niemiecki. Zaprocentowało przedwojenne wykształcenie prawnicze, ćwiczące pamięć, uczące szacunku dla faktów. Miał „dziennikarski nos”– talent do szukania tematów, umiejętność budowania szerszych narracji. Doszła wiedza zdobyta dzięki lekturze meldunków wywiadu AK. „Pan jest niebezpieczny – powiedział o nim Stroop. Pan za dużo wie lub odgaduje”.
W seRcu Machiny zbRodni
Powstało dzieło niezwykłe. Wyjątkowy w swoim rodzaju reportaż historyczny – chciałoby się powiedzieć – z piekła rodem, choć Stroop nie miał w sobie nic demonicznego. Przeciwnie – był banalnie zwyczajny.
Śledzimy jego historię od najwcześniejszego dzieciństwa, biografie rodziców, poznajemy środowisko, które go kształtowało, losy podczas I wojny światowej i po jej zakończeniu, gdy stał się wyznawcą kultu walki i siły. Rodzina, dzieci, praca. Choć do NSDP zapisał się względnie późno, nazistowski bakcyl trafił na podatny charakterologicznie grunt. Poznajemy jego antypatie: nie znosił nowoczesności z jej wyzwoleniem, brakiem reguł, a estetycznie – modernizmu. Był do szpiku kości antysemitą. Podążamy za kolejnymi szczeblami jego hitlerowskiej kariery. W tle przewijają się najwięksi naziści na czele z Heinrichem Himmlerem i gauleiterem Kraju Warty Arthurem Greislerem, z dowódcami SS i Wehrmachtu. Dowiadujemy się mnóstwa historycznych szczegółów i faktów, które bez opowieści Stroopa trudno byłoby odtworzyć. Działał on bowiem w samym sercu hitlerowskiej machiny zbrodni.
Himmler przeniósł go jesienią 1939 roku do okupowanego Poznania na stanowisko dowódcy tamtejszego Selbstschutzu – jednostki paramilitarnej składającej się z przedstawicieli niemieckiej mniejszości, która odpowiadała za mordy na Polakach w Wielkopolsce. Po wybuchu wojny ze Związkiem Radzieckim głównie zajmował się policyjno-eksterminacyjnym zabezpieczeniem tyłów. Będąc komendantem policji w dystrykcie Galicja, uczestniczył w organizacji masowej zagłady Żydów. Jednak za swoje największe osiągniecie uważał likwidację warszawskiego getta, w tym stłumienie w nim powstania. Osobiście wysadził w powietrze Wielką Synagogę. Jako wierny człowiek Himmlera znał kulisy eliminacji uczestników zamachu na Hitlera, był odpowiedzialny za zamordowanie marszałka Günthera von Kluge. inteRpRetacje
Moczarski dzieli się z Czytelnikiem swoimi opiniami i ocenami, choć stara się nie stawiać Stroopa pod pręgierzem. Zależało mu na przedstawieniu materiału w sprawie, nie wchodził w rolę sędziego ani prokuratora. Najbardziej skłaniał się w stronę kulturowej interpretacji genezy zbrodniczego wymiaru hitleryzmu i motywów jego katów, takich jak Stroop. Przed II wojną światową ruchy
faszystowskie silne były w wielu państwach: Włoszech, Rumunii czy na Węgrzech, ale tylko w III Rzeszy udało się stworzyć machinę do tego stopnia totalitarną i zbrodniczą zarazem. Jednak dziś ostrożnie szermujemy kulturowymi wyjaśnieniami, jakoby historia i kultura Niemiec „wszystko” tłumaczyły. Wskazuje się także na czynniki sytuacyjne, rolę przypadku w historii. Wiele na temat psychospołecznych korzeni masowych zbrodni mają do powiedzenia psychologia i psychologia społeczna.
Opowiadanie Mario i czarodziej Tomasz Mann, laureat literackiej Nagrody Nobla, napisał w 1930 roku, czyli wtedy, gdy Stroop nasiąkał nazizmem. Narrator spędza razem z dziećmi letnie wakacje we włoskiej, nadmorskiej miejscowości, którą odwiedza Cipolla, czarodziej i hipnotyzer „o małym, napomadowanym wąsiku”. Jest oczywiście metaforą dyktatora, który potrafi opanować umysły ludzi, skłonić ich do posłuszeństwa. Mann pokazuje, jak łatwo jest stracić wolną wolę i niezależność myślenia pod wpływem manipulacji i propagandy. Stroop nie czytał książek, nie miał pamięci do języków, jednak o każdej porze dnia i nocy potrafił wyrecytować instrukcje SS. Chłonął jak gąbka wszystko to, co do niego mówili jego hipnotyzerzy: Hitler i Himmler.
Historia Stroopa i opowiadanie Manna pokazują, jak łatwo zaczadzić się ideologią, uwierzyć propagandzie. Także dzisiaj, gdy wielu z nas żyje w bańkach informacyjnych, oddziałujących na emocje.
Hipnotyczne instrumentarium zostało już bardzo dobrze rozpoznane. Wystarczy odwołać się do obrazów już utrwalonych w naszych głowach: do sentymentów i resentymentów, wskazać zagrożenie, wywołując strach, zamachać narodową flagą, głosić godnościowe frazesy o wstawaniu z kolan, obiecać, że naród znów będzie wielki jak tysiącletnia Rzesza.
W 1950 roku, gdy Stroop siedział jeszcze w celi śmierci, w Stanach Zjednoczonych ukazała się książka The Authoritarian Personality. Jej autorzy – Theodor W. Adorno, Else Frenkel-Brunswik, Daniel J. Levinson i Robert Nevitt Sanford – opisali kompleks przekonań, które sprzyjają podatności na antydemokratyczną propagandę. Osobowość autorytarna charakteryzuje się silnym posłuszeństwem wobec autorytetów, sztywnością myślenia i tendencją
do uprzedzeń. Bezgraniczne podporządkowanie się wyżej stojącym w hierarchii, bezkrytyczne przyjmowanie ich decyzji to postawa Stroopa wielokrotnie manifestowana na stronach Rozmów z katem. Zaproponował na przykład Moczarskiemu, żeby spał na pryczy jako przedstawiciel narodu „rządzącego i zwycięskiego, a więc narodu panów”. Jedną z cech opisywanego syndromu jest bowiem potępianie słabości, postrzeganie stosunków społecznych w kategoriach dominacji.
Osoby te cechuje również konwencjonalizm, agresja wobec odmienności i nietolerancja wobec grup uważanych za obce. Zwykle mają problem ze zrozumieniem złożoności świata i perspektywy innych ludzi. Stroop nie widział cierpienia innych, był niezdolny do empatii. W latach 50. XX wieku dowodzono, że osobowość autorytarna silnie koresponduje z kulturą mieszczańską, w domyśle: niemiecką. Dziś wiemy, że to nieprawda. Bezkrytyczne traktowanie autorytetów, poszukiwanie prostych rozwiązań, kult sprawczości i decyzyjności, niechęć wobec obcych były obecne także w krajach komunistycznych. Świetnie zilustrował ten sposób postrzegania świata Krzysztof Kieślowski w 1977 roku w filmie dokumentalnym Z perspektyw nocnego portiera. Obojętność wobec cierpień uchodźców, hasła budowy murów na granicach, niechęć wobec „zgniłego liberalizmu”, kult silnych i sprawczych polityków to zjawiska i postawy, które diagnozujemy także dziś. Nie przypadkowo były więzień Auschwitz Marian Turski w przemówieniu z okazji osiemdziesiątej rocznicy wyzwolenia obozu mówił o tym, że potrzebujemy jedenastego przykazania: Nie bądź obojętny!
Dlaczego Auschwitz było możliwe, dlaczego nazistowscy zbrodniarze przestali odróżniać dobro od zła? W poszukiwaniach odpowiedzi ważny głos zabrała filozofka polityki Hannah Arentd w książce Eichmann w Jerozolimie. Jej podtytuł brzmi: Rzecz o banalności zła. Moczarski napisał reportaż historyczny z więzienia, Arendt z sali sądowej. Jako reporterka „The New Yorker” obserwowała proces Adolfa Eichmanna w 1961 roku w Jerozolimie. Stroop w pewien sposób przypominał Eichmanna, głównego koordynatora i wykonawcę planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Obaj byli przerażająco przeciętni, wręcz – pisze Arendt o Eichmannie – infantylni.
Obu cechowała płytkość i powierzchowność myślenia, samochwalstwo, skoncentrowanie wyłącznie na problemach własnej kariery w połączeniu ze skłonnością do patetycznych i pusto brzmiących wypowiedzi. Arendt nie twierdziła bynajmniej, że każdy zbrodniarz ma mentalność Eichmanna, ani że każdy z nas mógłby się nim stać. Dowodziła jedynie, że banalność jest przymiotem zła. Obaj, Stroop i Eichmann, dostali wyroki śmierci. Moczarski po wyjściu z więzienia w 1956 roku, starał się dowiedzieć, jak przebiegła egzekucja Stroopa. Został powieszony 6 marca 1951 roku w więzieniu na Mokotowie. Pracownicy muzeum odnaleźli to pomieszczenie, było wygłuszone i bez okien. Do zapadni wrzucono pozostałości szubienicy. Z dokumentów wynika, że ciało Stroopa trafiło do Zakładu Anatomicznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Marcin Zaremba 13 sierpnia 2025 roku
Rozmowy z katem Kazimierza Moczarskiego to książka niezwykła, dająca Czytelnikowi wgląd w sprawy wielkiej wagi. W świetle stosunków międzynarodowych pokazuje, jak mylny jest panujący powszechnie pogląd, że II wojna światowa była prostym, dwubiegunowym konfliktem między Dobrem a Złem; między państwami demokratycznymi a ich faszystowskim wrogiem. Już choćby to, że Rozmowy… rozgrywają się w powojennym więzieniu, w celi, którą członek podziemnego ruchu oporu dzieli z nazistowskim zbrodniarzem wojennym, dowodzi, że natura konfliktu była bardziej złożona. W istocie wojnę w Europie toczyły nie dwie, lecz trzy siły – faszystowskie Państwa Osi, Związek Radziecki oraz obóz demokratyczny pod przywództwem Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Fakt, że Związek Radziecki rozpoczął wojnę jako sojusznik nazistów, a po roku 1941 przystąpił do koalicji mocarstw zachodnich, nie zmienił głęboko zakorzenionej w Sowietach wrogości zarówno wobec faszyzmu, jak i demokracji. Po zwycięstwie w 1945 roku Stalin bez skrupułów potępił demokrację zachodnią, a jej przedstawicieli traktował z taką samą pogardą, jak pokonanych faszystów. W logice komunistycznej zatem decyzja o umieszczeniu w jednej celi Moczarskiego, żołnierza polskiego ruchu oporu, i generała SS Jürgena Stroopa, współodpowiedzialnego za likwidację getta warszawskiego, była całkowicie naturalna. Mimo iż Moczarski i jego współtowarzysze-akowcy z determinacją i poświęceniem walczyli z nazistami, komuniści bez wahania skazali go na karę śmierci jako kolaboranta.
W polskiej rzeczywistości los Moczarskiego dobitnie ilustruje determinację powojennego reżimu kontrolowanego przez ZSRR. Moczarski należał do wykształconej, świadomej politycznie klasy
społecznej, która w normalnych warunkach objęłaby po wojnie władzę, jednak została od niej odcięta. Z drugiej strony, Stalin, z którego rozkazu w latach 1938–1939 wymordowano większość przywódców Komunistycznej Partii Polski, nie dysponował wystarczającą liczbą wyszkolonych kadr administracyjnych. Wskutek tego przez kilkanaście lat od przejęcia wpływów przez Sowietów w 1944 roku w Polsce panoszyły się brutalna siła i matactwo, a stery władzy trzymała grupka polityków bezwzględnie posłusznych rozkazom z Moskwy. W świetle tych uwarunkowań Moczarski godny jest najwyższego podziwu za to, jak wykorzystał sposobność dłuższego obcowania ze Stroopem. Rozmawiając z nim systematycznie przez kilka miesięcy, zdołał stworzyć sobie szczegółowy obraz nazistowskiego umysłu, a zapamiętując wypowiedzi współwięźnia – zachować zgromadzony materiał do późniejszej publikacji. Stworzony w ten sposób wizerunek „kata” zapada w pamięć bodaj równie mocno, jak okoliczności, w których powstawał. Stroop nie przejawiał ani śladu skruchy za popełnione zbrodnie. Działał na rzecz wprowadzania w życie utopii, w którą szczerze wierzył, i nie żałował niczego, z wyjątkiem zdarzeń, które doprowadziły do upadku III Rzeszy. Ponieważ, podobnie jak i jego współwięzień, czekał na wykonanie kary śmierci, mógł mówić najzupełniej otwarcie, bez przekłamań i przemilczeń. Rankiem w dzień rozstania powiedział raźnym głosem: „Do widzenia, Herr Moczarski, do zobaczenia niedługo u św. Piotra!”.
Rozmowy z katem ukazywały się w rozmaitych edycjach w Polsce oraz w przekładach na języki obce. Pierwsze polskie wydanie książkowe z roku 1977 było oczywiście okrojone przez cenzurę. Niniejsze – kolejne już wydanie pełnej wersji książki Moczarskiego – jest zatem bardzo potrzebne jako wiarygodny dokument jednego z najbardziej znaczących epizodów XX wieku.
Norman Davies 15 września 2003 roku (tłum. Agnieszka Pokojska)
paMiętaM stukot Maszyny do pisania
Maszyna do pisania marki „Erika” wyciągnięta parę dni temu z pawlacza obudziła wspomnienia i poruszyła myśli. Pamiętam dobrze jej stukot dobiegający wieczorami z drugiego pokoju naszego mieszkania. Tata pisał na niej książkę przy dużym, okrągłym stole zawalonym papierami, teczkami, brudnopisami, maszynopisami z odręcznymi uwagami zakreślonymi ołówkiem czy kolorowym flamastrem. Maszyna stała w samym centrum, najpierw piękny stary model, a potem nowoczesna „Erika”, która wzbudzała we mnie zainteresowanie i podziw. Wkręcanie papieru i kalki, zakładanie taśmy i pierwsze uderzenia – to wszystko było magiczne. Obok lampa, mosiężna popielniczka z orłami, przycisk – piękny lewek z mosiądzu – na papierach i przy nich temperówka. Od pewnego momentu też pręgowany kot o imieniu Buzek. Wiedziałam, że Tata pisze Portret kata, bo taki był pierwszy, roboczy tytuł tej książki.
Patrząc teraz na tę maszynę, myślę z wielką czułością o Ojcu, o jego warsztacie i emocjach, jakie towarzyszyły mu, kiedy opisywał i sprawozdawał z niebywałą dokładnością i pietyzmem te 255 dni, które zmuszony był spędzić w jednej celi mokotowskiego więzienia z generałem SS Jürgenem Stroopem, katem warszawskiego getta. Chciał opisać Stroopa i system totalitarny, prześwietlić psychikę zbrodniarzy, koniecznie przekazać świadectwo.
Pamiętam, jak przyjaciele wyjeżdżający na Zachód przywozili Ojcu pocztówki, broszury, foldery, mapy z Księstwa Lippe i Detmoldu, skąd pochodził Stroop. Ojciec sprawdzał miejsca, topografię miasta i każdy szczegół porównywał z opowieściami Stroopa. „Powstało dzieło niezwykłe. Wyjątkowy w swoim rodzaju reportaż historyczny – chciałoby
się powiedzieć – z piekła rodem, choć Stroop nie miał w sobie nic demonicznego. Przeciwnie – był banalnie zwyczajny” – jak napisał w przedmowie do tego wydania profesor Marcin Zaremba. Piszę ten tekst na miesiąc przed pięćdziesiątą rocznicą śmierci mego Taty. Ojciec nie dożył publikacji książkowej swojego dzieła. Za Jego życia Rozmowy z katem ukazywały się w odcinkach w miesięczniku „Odra” w latach 1972–1974. Pamiętam, jak jeszcze „gorące” odcinki Ojciec nadawał w ostatniej chwili pociągami do Wrocławia, gdzie mieściła się redakcja. Jak później, po publikacji, jeszcze nanosił kolorowymi ołówkami poprawki. Pamiętam, jak oprawił w szare płótno wszystkie odcinki z „Odry”. Był szczęśliwy. Wiem, że gdy zachorował, Jego przyjaciele obiecali mu w szpitalu, że zrobią wszystko, aby Rozmowy z katem zostały wydane. W aktach z IPN-u przeczytałam po latach notatkę funkcjonariusza MSW, że Aniela Steinsbergowa, Jan Józef Lipski i Andrzej Szczypiorski czynią o to starania. W 2027 roku minie pięćdziesiąt lat od pierwszej edycji Rozmów z katem. Książka ta budzi nieustające zainteresowanie kolejnych pokoleń czytelników i badaczy. Została przetłumaczona na wiele języków: od niemieckiego, francuskiego, włoskiego, hiszpańskiego po japoński, fiński, czeski, słowacki, rosyjski, bułgarski. W ubiegłym roku poznali ją chorwaccy czytelnicy za sprawą przekładu historyka i tłumacza Slavena Kale. W przyszłym ukaże się pierwsze wydanie brytyjskie w tłumaczeniu Seana Gaspera Bye’a, który przełożył książki m.in. Małgorzaty Szejnert, Szczepana Twardocha i Cezarego Łazarewicza.
Cieszę się niezmiernie, że mój Ojciec patronuje Nagrodzie Historycznej m.st. Warszawy dla najlepszej publikacji o współczesnych dziejach Polski. To duch Jego książki jest inspiracją dla Jury w wyborze nominacji i laureata/laureatki przyznawanej od 2009 roku nagrody Jego imienia. Mój Ojciec jest także patronem Młodzieżowych Klubów Historycznych skupiających uczniów szkół średnich, przedsięwzięcia edukacyjnego Fundacji im. Kazimierza i Zofii Moczarskich.
Cieszy mnie wielce to nowe, kolejne wydanie Rozmów z katem. Życzę Państwu dobrej lektury.
Elżbieta Moczarska Warszawa, 27 sierpnia 2025 roku