Krew i popiół. Polscy żołnierze Napoleona

Page 1


Projekt okładki

Marcin Słociński / monikaimarcin.com

Ilustracja na okładce

Piotr Korczyński

Redaktor inicjujący

Krzysztof Chaba

Opieka redakcyjna

Urszula Ilnicka-Gębarowska

Opieka promocyjna

Maciej Pietrzyk

Adiustacja

Witold Kowalczyk

Korekta

Anna Piechota

Joanna Kłos

Wybór ilustracji

Piotr Korczyński

Indeks

Piotr Korczyński

Tomasz Babnis

Opracowanie typograficzne i łamanie

Witold Kowalczyk

Copyright © by Piotr Korczyński

© Copyright for this edition by SIW Znak Sp. z o.o., 2025

ISBN 978-83-8367-856-6

Znak Horyzont www.znakhoryzont.pl

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl

Wydanie I, Kraków 2025. Printed in EU

Krew i popiół. Polscy żołnierze Napoleona

Niekończąca się opowieść: Napoleon Bonaparte – jego zwycięstwa i klęski; jego wojsko, a w nim „najwierniejsi z wiernych”: polscy żołnierze ze swym wodzem, księciem Józefem Poniatowskim, przechodzącym do nieśmiertelności w nurtach Elstery. „Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy” i zwyciężaliśmy pod Hohenlinden, Somosierrą, Raszynem… Szliśmy z wiarą w jego „słońce spod Austerlitz” od Pirenejów po stepy moskiewskie – tam i z powrotem, by ostatecznie wraz z cesarzem Francuzów ponieść klęskę i przez kolejne wieki wyciągać z niej wnioski, które najczęściej sprowadzały się do konkluzji, że warto jednak było ponieść ofiarę, bo mit napoleoński stał się częścią genotypu kolejnych pokoleń Polaków podejmujących walkę o niepodległość, a w wolnej Polsce rodził dumę z chwalebnej tradycji.

Oczywiście, ten medal miał i drugą stronę, bo jeszcze w czasach Księstwa Warszawskiego, a już wyraźnie po Waterloo znajdowali się kontestatorzy, którzy starali się burzyć legendę Napoleona dobroczyńcy Polaków. Cóż on dał, prócz płonnych nadziei? – pytali i odpowiadali sami sobie: Budził nadzieje, by nas wykorzystać dla swych mocarstwowych planów, by pozyskać rekruta do swej Wielkiej Armii i mieć w niej najlepszych kawalerzystów, za jakich uważano Polaków. Rzucał ich później do szarż niemożliwych, jak ta pod Somosierrą… To rodziło rzecz jasna gwałtowne polemiki – obrońcy legendy i ich adwersarze pisali sążniste artykuły i opasłe tomy, broniąc w nich swych racji, a kiedy wymyślono kinematograf – zaczęli kręcić filmy. W jakimż innym kraju w latach sześćdziesiątych XX wieku film historyczny o czasach napoleońskich okazałby się

manifestem politycznym, co stało się udziałem Popiołów Andrzeja Wajdy?

To było możliwe tylko w kraju nad Wisłą, gdzie nawet ołowiane żołnierzyki (a częściej – plastikowe z kiosków) przedstawiające armię Księstwa Warszawskiego w rękach dziecka były nie tylko zabawką, lecz częścią palimpsestu wolności…

Pozostańmy na chwilę jeszcze we wspomnieniu dzieciństwa – bo czasy napoleońskie były znaczącą częścią dziecięcego imaginarium, obok kowbojów z Dzikiego Zachodu, bohaterów Trylogii Henryka Sienkiewicza, żołnierzy drugiej wojny światowej oglądanej z wizjera czołgu Rudy 102 czy Jedi z Gwiezdnych wojen (w których tropy imperium też są widoczne). Gdy byłem kilkunastoletnim chłopcem wychowującym się na peerelowskiej wsi (którą tylko ślepcy lub pozbawieni wyobraźni nieszczęśnicy mogą nazywać szarą…), kupowani w kiosku Ruchu kosynierzy generała Tadeusza Kościuszki i żołnierze – piesi i konni – księcia

Józefa Poniatowskiego (zwani przez niektórych „napoleończykami”) tudzież broszurowe wydania powieści Walerego Przyborowskiego, a zwłaszcza Wacława Gąsiorowskiego (z Huraganem na czele!), a później kino –nie do końca rozumiane Popioły, pochłaniane jak westerny na motywach powieści Karola Maya, były ważniejsze od szkoły czy obowiązków domowo-stajennych (co czasem, a nawet dość często, generowało kłopoty).

To wspomnienie służy temu, by powiedzieć wprost: od dzieciństwa po grobową deskę będę uważał cesarza Napoleona za dobroczyńcę Polaków. Oczywiście, ten Korsykanin z urodzenia był przede wszystkim wodzem i cesarzem Francuzów i to interes Francji przedkładał nad wszystko inne, co dla Polaków nie zawsze było korzystne i o tym nie należy zapominać.

Lecz abstrahując od tego, był Napoleon nie tylko wskrzesicielem naszego oręża, lecz także ojcem nowoczesnego państwa i demokracji – za sam tylko Kodeks należał mu się pomnik w Warszawie.

Mądrze pisał Kazimierz Wierzyński: „Mitem Napoleona można by określić temperamenty i charaktery narodów. Napoleon w każdym kraju jest inny: jest taki jak kraj. Pokażcie mi Polaka, który by był obojętny temu imieniu i nie zadrżał na jego podźwięk. W naszym uchu brzmi ono jak wezwanie, po którym szło się bić, i pomimo wszystkich najokrutniejszych zawiedzionych nadziei narodu nie straciło odgłosu pobudki. Jeśli

imię to nie znaczy dla nas tyle co wolność, rozbrzmiewa jednak w naszej pamięci jak sława, a dla iluż pokoleń polskich jedno i drugie znaczyło to samo?”1. Tak, jakiekolwiek napomknienie o Napoleonie sprawiało, że w Polaków wstępowała nadzieja i liczyliśmy na Francję aż po czerwiec 1940 roku… Co tam zawiedzione nadzieje! Nie mogą one przezwyciężyć piękna napoleońskich zwycięstw, które były naszym udziałem, a często i naszą zasługą – jak pod Somosierrą!

Po dzieciństwie – zabawie żołnierzykami – nastała dla mnie epoka Waldemara Łysiaka z pierwszymi, ukochanymi i czytanymi wciąż od nowa Wyspami bezludnymi i MW. Zachwycił mnie i jego cykl napoleoński, lecz te dwa pierwsze tytuły zrodziły we mnie trwały podziw dla Napoleona, marszałka Davouta, księcia Poniatowskiego i cesarskich szwoleżerów, którzy u Waldemara Łysiaka nie tylko walczyli i ginęli pod Somosierrą, ale i… w Katyniu. Oto ten fragment z MW: „A oni? Pomordowano ich. Mameluków nienawidzący ich Europejczycy wyrżnęli w roku 1815 w Marsylii. Szwoleżerowie poszarżowali jeszcze kilka wojen i kilka powstań, lecz im także nie darowano. Kilku z nich, a każdy wart był tysiąca, zamordowano w Bourreaugne i wrzucono do wspólnego dołu, wielkiego jak dolina ich chwały i okrytego milczeniem bardziej jeszcze strasznym niż ta cisza, która dudni na obrazie Kossaka2.

Zbrodnia bez kary. I pogrzeb, który zaiste przytłacza krajobraz…

Jakże mógłbym o nich zapomnieć ja, którego serce pogrzebano razem z nimi, i który maszeruję bez nadziei krajobrazami bez bitew? Kocham ich miłością tak czułą, że czulszej być już nie może, i często myślę o nich z rozpaczą tym najpiękniejszym wierszem Kazimiery Zawistowskiej, co zwie się Cmentarz:

1 Cyt. za: Andrzej Pochodaj, Legenda Napoleona I Bonaparte w kulturze polskiego romantyzmu, Wrocław 2002, s. 331.

2 Waldemar Łysiak w rozdziale zatytułowanym I pogrzeb, który zaiste przytłacza krajobraz opisywał dzieło Wojciecha Kossaka zatytułowane Zamilkła bateria. Przedstawiało ono jedną z hiszpańskich baterii pod Somosierrą zaraz po zdobyciu jej przez polskich szwoleżerów. Między działami leżą zasieczeni kanonierzy i postrzelani szwoleżerowie, widać jeszcze dym po wystrzałach, lecz bitewny zgiełk zastąpiła już śmiertelna cisza.

Twardo posnęli i nie wyjdą w pole, Choć dzwonią sierpy wśród złotej kurzawy, A dziewki, idąc wzdłuż zbożowej ławy, Wian dożynkowy przynoszą na czole.

Posnęli – w krzyżów trójramiennych kole, Śród jagód krasy, miętą wonnej trawy, Gdzie gwiezdnooki kwitnie mlecz złotawy I pachną kwiaty w cmentarnym dole.

Krasną opończę i pojas czerwony Włożono trupom po ostatnie święto Nad nimi trawy pachną rutą, miętą…

Z chałup się dymy wloką na zagony… I błogosławi im przez Carskie Wrota Preczysta Maty bizantyńska, złota”3.

W ten sposób pisarz nie tylko przechytrzył peerelowską cenzurę, lecz także pokazał, że napoleoński duch popychał polskich żołnierzy i w kolejnych epokach. Nie przesadził Łysiak ani trochę, co starałem się udowodnić w ostatnich rozdziałach tej książki. Później znajdywałem te tropy i w książkach innych autorów, a Popioły Żeromskiego stały się dla mnie jedną z najważniejszych powieści polskiej literatury.

Zresztą i dziś, po upływie ponad pięćdziesięciu lat od wielkiej Polaków dyskusji o epoce napoleońskiej, czyli premiery Popiołów Wajdy w roku 1965, iskry w popiele mogą nieoczekiwanie rozżarzyć się na nowo. Tak było po premierze superprodukcji Ridleya Scotta Napoleon w listopadzie 2023 roku i wielkim rozczarowaniu, jakie ona przyniosła. Żaden film historyczny (nawet polski) ostatnich kilku lat nie wzbudził tylu emocji w social mediach co Napoleon. Wiele sobie po nim obiecywano, bo pamiętano znakomity Pojedynek, którym Scott rozpoczął

3 Waldemar Łysiak, MW, Kraków 1984, s. 67.

mogłaby się zmienić w sporą publikację. Prawdziwy miłośnik epoki napoleońskiej odpowie na tę uwagę krótko: „Nigdy dość”.

Jednak w tym miejscu należy się wyjaśnienie wszystkim Czytelnikom, którzy po tę książkę sięgną. Spośród polskich weteranów napole-

ońskiej epopei wybrałem kilku oficerów i przedstawiłem ich losy podczas wojen, jakie prowadził Napoleon Bonaparte. A dokładnie pozwoliłem im przedstawić swoje losy samodzielnie – gdy siedzą nad butelką gorzałki z fajką w dłoni w jednej z przydrożnych knajp już po wszystkim –śmierci ich wodza księcia Józefa Poniatowskiego w bitwie narodów pod Lipskiem 1813 roku, stu dniach cesarza Napoleona w 1814 roku i jego ostatecznej klęsce pod Waterloo w roku następnym.

Pułkownicy Jakub Ferdynand Bogusławski, Adam Hupet, Józef Szumlański, major Kazimierz Lux i kapitanowie Antoni Białkowski, Stanisław Brekier i Aleksander Fredro wraz z obsługującym ich karczmarzem, starym wiarusem Piotrem Fuglem, dzielą się refleksjami ze swej służby wojskowej nie tylko pod rozkazami księcia Józefa czy cesarza Napoleona, lecz także generałów Tadeusza Kościuszki lub Jana Henryka Dąbrowskiego i innych wodzów. Nie ma w ich narracji żadnych zmyśleń czy odstępstw od własnych pamiętników czy źródeł, w których zostali wspomniani5. Ich opowieści komentarzem historycznym uzupełnia narrator. Oficerowie ci mają też do spełnienia misję, podczas której zatrzymali się na noc w knajpie Fugla – stąd wynikają kolejne rozdziały tej książki, które sięgają drugiej wojny światowej i dalej – lat sześćdziesiątych XX wieku oraz współczesności. I jak to w czasie rozmowy czy dyskusji przy stole nad butelką czasem podłego trunku, jest to opowieść nie linearna, lecz żonglująca wydarzeniami, pełna dygresji do przeszłości i przyszłości. Zwieńczeniem książki – zamiast zakończenia – jest wywiad z wybitnym z napoleonistą, profesorem Dariuszem Nawrotem z Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego, za który w tym miejscu jeszcze raz Panu Profesorowi bardzo dziękuję.

Miłośnikom kina może to sugerować podobieństwo z Nienawistną ósemką (2015) Quentina Tarantino, w której ośmiu tytułowych boha-

5 Zob. Bibliografia (wybór) na końcu książki.

terów próbuje przeczekać śnieżycę w zajeździe stojącym na pustkowiu

Wyoming niedługo po zakończeniu wojny secesyjnej. Istotnie, podobieństwo jest zamierzone, lecz zakończenie i morał historii z polskimi żołnierzami Napoleona – zupełnie inne. Konstrukcja książki jest celowo nielinearna. Dla wszystkich tych, którzy nie do końca orientują się w historii polskich formacji u boku Napoleona, w poniższych akapitach przedstawiam krótki, chronologiczny szkic ich szlaku bojowego. Jednakże tych, którzy zapragną sprawdzić, ile sami pamiętają z epoki napoleońskiej, być może doświadczyć zaskoczeń niektórymi wątkami i podążać bez podręcznikowych nici po labiryncie historii, upraszam o pominięcie poniższego fragmentu i powrót do niego na końcu lektury.

Postulaty o tworzeniu polskiego wojska u boku rewolucyjnej Francji pojawiły się jeszcze w ostatnich miesiącach istnienia Rzeczpospolitej. Autorem pierwszego takiego projektu, datowanego na 25 czerwca 1793 roku był kapitan Wojciech Turski, znany też jako Albert Sarmata. Jeździł również w tej sprawie do Paryża Tadeusz Kościuszko. Zwycięstwa armii rewolucyjnej nad austriackimi i pruskimi koalicjantami –obok Rosji zaborcami ziem polskich – spowodowały, że we francuskich obozach jenieckich znalazło się sporo Polaków wcielonych do zaborczych armii. Polscy emigranci, którzy licznie przybyli do Francji po klęsce insurekcji kościuszkowskiej, postulowali, by z tych jeńców sformować polskie oddziały, które mogłyby walczyć u boku francuskich armii, lecz rządy w Paryżu na te propozycje nie przystawały. Zasadniczo z dwóch powodów: francuska konstytucja zabraniała przyjmowania cudzoziemskich oddziałów na służbę Republiki (odgrywał tu między innymi rolę kazus Gwardii Szwajcarskiej, która broniła króla Ludwika XVI) i powód istotniejszy – obawa przed Rosją, która pod pretekstem obecności polskich ochotników mogłaby wesprzeć Austrię i Prusy.

Dopiero zwycięstwa generała Napoleona Bonapartego we Włoszech w 1796 roku, kiedy do niewoli dostawało się naprawdę wielu Polaków

z pobitych wojsk austriackich, otworzyły furtkę dla tych projektów. Postanowiono, że sformowany z polskich jeńców legion służyć będzie przy wojskach jednej z republik włoskich; na jego dowódcę wyznaczono generała Jana Henryka Dąbrowskiego, wsławionego zwycięskimi bojami w Wielkopolsce podczas powstania kościuszkowskiego i sprawnego organizatora.

Polski generał spotkał się z Napoleonem Bonapartem 3 grudnia 1796 roku w Mediolanie. Początkowo wódz Armii Włoch przyjął Dąbrowskiego chłodno, biorąc go za kondotiera i awanturnika, ale szybko zmienił zdanie i po dwóch dniach od spotkania, 5 grudnia, wydał rozkaz sformowania w Mediolanie polskiego batalionu. Tenże oddział okazał się najlepszym w nowo formowanej armii Republiki Lombardzkiej, tak więc jej władze z ochotą podpisały 9 stycznia 1797 roku w Mediolanie konwencję utworzenia „Legionów Polskich posiłkujących Lombardię”6. Umundurowanie, organizacja i tradycja formacji miały nawiązywać do wzorów armii Pierwszej Rzeczpospolitej. Bonaparte zatwierdził konwencję 25 stycznia, a Dąbrowski z wrodzoną sobie energią zabrał się do formowania swego wojska i wiosną 1797 roku miał już w szeregach sześć tysięcy żołnierzy, z których stworzono batalion grenadierów, batalion strzelców i cztery bataliony fizylierów.

Z rozkazu generała Bonapartego siły te w marcu 1797 roku podzielono na dwie legie – pierwszą generała Józefa Wielhorskiego i drugą generała Franciszka Rymkiewicza – po trzy bataliony każda. Ponadto sformowano niewielki oddział artylerii pod dowództwem Wincentego Aksamitowskiego, który wcielono bezpośrednio do armii lombardzkiej.

Takie były początki Legionów Polskich we Włoszech, którym wbrew powszechnym sądom częściej przyszło tłumić powstania chłopskie i walczyć z państewkami włoskimi próbującymi zahamować francuską ekspansję niż walczyć z austriackimi zaborcami naszej ojczyzny. Polscy legioniści brali więc udział w aneksji Wenecji, a następnie Państwa Kościelnego. To Polacy zdobyli papieską fortecę San Leo, a gdy w lutym 1798 roku Francuzi opanowali Rzym, zlecili generałowi Jerzemu Gra-

6 Robert Bielecki, Wielka Armia, Warszawa 1995, s. 450.

29 lipca 1799 roku. W umowie kapitulacyjnej zgodził się na haniebne wydanie polskich legionistów, których Austriacy potraktowali jak dezerterów: oficerów uwięzili, a szeregowców po chłoście wcielili z powrotem w swoje szeregi – co przejmująco opisał Żeromski w Popiołach, a następnie pokazał Wajda w adaptacji filmowej tej powieści.

Nie lepiej wiodło się w tym czasie 1 Legii dowodzonej bezpośrednio przez generała Dąbrowskiego, która cofała się wraz z armią generała Étienne’a Macdonalda z Neapolu na północ kraju. Żołnierze przedzierali się przez tereny objęte chłopską rebelią, a następnie wzięli udział we wspomnianej bitwie pod Trebbią, która toczyła się od 17 do 19 czerwca. Z tego pogromu do Genui dotarły jedynie dwa polskie bataliony fizylierów. Generałowi Dąbrowskiemu zostało tylko tysiąc pięciuset żołnierzy, których poprowadził do bitwy pod Novi 15 sierpnia, a następnie zmuszony był tłumić bunty chłopskie w górach Ligurii. Z dwóch legii liczących około ośmiu tysięcy żołnierzy na początku 1800 roku zebrano w Marsylii około dwóch tysięcy ludzi. Lecz duch w Polakach nie ginął, bo na froncie niemieckim jesienią tego feralnego roku zaczęto formować nową jednostkę – blisko sześciotysięczną Legię Naddunajską pod dowództwem generała Karola Kniaziewicza. Złożona była ona tradycyjnie z jeńców i dezerterów z armii austriackiej oraz – tu novum  – rosyjskiej. Zasilił ją wspomniany pułk jazdy ściągnięty z Włoch, dowodzony przez Wojciecha Turskiego. Wybitną rolę w organizowaniu Legii miał dowódca piechoty Stanisław Fiszer oraz szef batalionu Józef Drzewiecki. Do walki Legia Naddunajska przystąpiła w maju 1800 roku, a wielką sławę bojową zyskała 3 grudnia tego roku w bitwie pod Hohenlinden. Niestety niedługo po tym zwycięstwie podpisano pokój w Lunéville, a Legia Naddunajska została przerzucona do Włoch. Napoleon Bonaparte zamierzał oddać ją na służbę hiszpańskim Burbonom, którzy z jego przyzwolenia stali się władcami nowo utworzonego Królestwa Etrurii, co wywołało protesty i dymisje wielu oficerów legii. We Włoszech wciąż też istniała legia generała Dąbrowskiego, który zdołał ją odtworzyć do stanu około dziewięciu tysięcy ludzi. Początkowo weszła ona w skład armii francuskiej (Francuzi już nie bronili przystępu obcokrajowcom do swej armii), lecz szybko została oddana do wojsk nowego tworu – Republiki Cisalpińskiej.

Koniec 1801 roku przyniósł kolejne zmiany, gdyż obydwie legie przeformowane zostały w trzy półbrygady piechoty. Dwie pierwsze zostały na żołdzie Republiki Włoskiej, natomiast trzecia, składająca się z żołnierzy Legii Naddunajskiej, została wcielona do armii francuskiej i otrzyma później numer 113. Jako część wojska francuskiego zostanie wysłana w maju 1802 roku do piekła San Domingo, by tłumić tam antyfrancuskie powstanie8. Śladem 113 Półbrygady w styczniu i lutym 1803 roku poszła druga, której przydano numer 114. Z sześciu tysięcy żołnierzy obu jednostek dwie trzecie zginęło w walce lub po pojmaniu przez powstańców, z ran i chorób tropikalnych lub dostało się do niewoli – niektórzy z nich zostali następnie wcieleni do armii brytyjskiej. Kilkuset osiedliło się na Karaibach lub wyjechało do Ameryki. Do Francji wróciło trzystu trzydziestu.

Tymczasem pierwsza z półbrygad, pozostająca we Włoszech, zmieniona została w polski pułk piechoty i pułk ułanów dowodzony przez Aleksandra Rożnieckiego. Oba pułki traktowane były przez Francuzów jako najemnicze i w 1803 roku rzucone zostały do walki z Anglikami i Austriakami. Odznaczyły się między innymi w bitwie pod Castelfranco 24 listopada 1805 roku. Kilkunastu oficerów polskich wzięło też udział w słynnej bitwie cesarza Napoleona pod Austerlitz 2 grudnia 1805 roku. Ostatecznie owe dwa pułki polskie w 1806 roku cesarz przekazał swemu bratu Józefowi, którego mianował królem Neapolu. Na początku lipca tego roku pułk piechoty wykrwawił się w walce z desantem angielskim pod Maidą. Ci z legionistów, którzy przeżyli tę gorzką lekcję służby w obcej armii, nie wszystko jednak stracili – mieli za sobą republikańską szkołę demokracji, pieśń skomponowaną przez ich towarzysza broni, Józefa Wybickiego w 1797 roku – Mazurek Dąbrowskiego – i rzemiosło wojskowe, które w następnych latach dawało im miano najlepszych żołnierzy Napoleona. No i doczekali jesieni 1806 roku, gdy Francuzi w pogoni za pobitymi wojskami pruskimi wkroczyli do Wielkopolski. Jeszcze na początku

8 Napoleon wysyłał tam celowo oddziały Armii Renu, których żołnierzom nie ufał, gdyż armią tą dowodził jego rywal polityczny, zwycięzca spod Hohenlinden – generał Jean Moreau.

miński ogłosił pospolite ruszenie szlachty z województw za lewobrzeżną Wisłą. Z tychże pospolitaków sformowano w styczniu 1807 roku pułk kawalerii narodowej pod dowództwem Jana Michała Dąbrowskiego. Reszta szlachty wcielona została do regularnych pułków jazdy – strzelców konnych i ułanów – tworzonych przy każdej z trzech dywizji (zwanych legiami do 1808 roku): poznańskiej, kaliskiej i warszawskiej10. W sumie pospolite ruszenie dało ponad trzy tysiące siedmiuset kawalerzystów11.

Cesarz Napoleon, pragnący mieć jak najszybciej w polu polskie oddziały, 2 stycznia 1807 roku rozkazał z pierwszych batalionów formujących się pułków poznańskich utworzyć w Bydgoszczy brygadę piechoty pod dowództwem generała Wincentego Aksamitowskiego. To samo poczyniono z pierwszych batalionów pułków kaliskich, wystawiając brygadę piechoty generała Stanisława Fiszera. Obie brygady liczące sześć tysięcy czterystu żołnierzy złożyły się na 1 Dywizję generała Jana Henryka Dąbrowskiego, do której włączono pułki jazdy oraz kompanię artylerii i wysłano do walki na Pomorzu Gdańskim. Z kolejnych batalionów poznańskich i kaliskich parę tygodni później utworzono 2 Dywizję, której dowództwo objął generał Józef Zajączek. Wysłano ją od razu do zdobywania Grudziądza, gdzie jeszcze broniła się pruska załoga. Natomiast warszawska 3 Dywizja księcia Józefa Poniatowskiego formowała się najdłużej i pełniła służbę garnizonową. W tym czasie 1 Dywizja generała Dąbrowskiego dzielnie odznaczyła się w walkach pod Gniewem i Tczewem. Podczas zdobywania tego drugiego miasta ranny generał Dąbrowski zmuszony był oddać dowództwo generałowi „Amilkarowi” Kosińskiemu, którego znowu zastąpili generałowie Henryk Wołodkowicz i Ignacy Giełgud. Dywizja znalazła się następnie w X Korpusie marszałka François Josepha Lefebvre’a i odznaczyła się podczas niemal trzymiesięcznego oblężenia Gdańska. Po kapitulacji gdańskiej załogi wzięła jeszcze udział w bitwie pod Frydlandem 14 czerwca 1807 roku, prócz pułku piechoty księcia Antoniego Sułkowskiego,

10 W każdej z dywizji tworzono także kompanie artylerii pieszej, rozwinięte z czasem w bataliony.

11 Pod koniec stycznia całe Wojsko Polskie liczyło dwadzieścia trzy tysiące żołnierzy.

którym wzmocniono oblężenie Kolbergu12. W szeregach X Korpusu

walczyła jeszcze jedna polska formacja – licząca dwa tysiące pięciuset żołnierzy Legia Północna sformowana w Augsburgu pod koniec września 1806 roku z polskich dezerterów z armii pruskiej.

Kończące kampanię 1807 roku traktaty pokojowe w Tylży rozwiały nadzieje Polaków na przywrócenie Rzeczpospolitej na mapie Europy, ale dały im Księstwo Warszawskie, stworzone z ziem drugiego i trzeciego zaboru (bez okręgu białostockiego), z silną jak na takie państewko armią mającą liczyć trzydzieści tysięcy żołnierzy – co oczywiście było w interesie cesarza Francuzów traktujących Księstwo jako limes jego imperium na wschodzie. Reorganizację Wojska Polskiego książę Józef Poniatowski13 rozpoczął jeszcze na początku czerwca 1807 roku od zmiany numeracji dywizji. Dowodzona przezeń dywizja warszawska otrzymała numer 1, kaliska – 2, a najstarsza, poznańska – 3. Przez to zmieniła się także numeracja pułków piechoty i jazdy. Te najstarsze miały odtąd najwyższe numery. Lecz poważniejszą sprawą była umowa zawarta w Bajonnie podpisana 10 maja 1808 roku w sprawie przyjęcia na francuski żołd ośmiu tysięcy polskich żołnierzy. Na jej mocy z armii Księstwa Warszawskiego wydzielono trzy pułki piechoty14, kompanie artylerii i saperów i jako Dywizję Księstwa Warszawskiego wysłano pod koniec tego roku na wojnę do Hiszpanii. W tym piekle od kilku miesięcy tkwili już rodacy z innej polskiej formacji – Legii Nadwiślańskiej.

12 Kolberg (niem.) – Kołobrzeg.

13 Książę Poniatowski od 7 grudnia 1806 roku z nadania marszałka Murata był „naczelnikiem siły zbrojnej”. 14 stycznia 1807 roku został dyrektorem wojny Komisji Rządzącej w Warszawie. Po kilku miesiącach od utworzenia Księstwa Warszawskiego –7 października 1807 roku – otrzymał powołanie na ministra wojny (z rozkazu Napoleona komenda militarna nad Wojskiem Polskim pozostawała w rękach marszałka Davouta), a wodzem naczelnym armii Księstwa Warszawskiego mianowany został 21 marca 1809 roku tuż przed wybuchem wojny z Austrią.

14 Chodziło o 4 Pułk Piechoty z 1 Dywizji księcia Poniatowskiego, 7 Pułk Piechoty z 2 Dywizji generała Zajączka i 9 Pułk Piechoty z 3 Dywizji generała Dąbrowskiego. Wyboru pułków osobiście dokonał marszałek Davout, który gwarantował cesarzowi Napoleonowi, że będą to pułki najlepsze z tychże dywizji.

zajął Warszawę, ale okazało się to pułapką i początkiem klęsk jego armii. W trzy tygodnie od Raszyna żołnierze księcia Józefa biją Austriaków pod Górą Kalwarią, zdobywają Zamość i Sandomierz, a następnie wkraczają do Galicji! 15 lipca 1809 roku książę Józef Poniatowski na czele swego wojska zajmuje Kraków. Zwycięski wódz zarządza, by każdy z wyzwolonych powiatów wystawił batalion piechoty i szwadron jazdy. Zamożne rody – między innymi Czartoryscy i Zamoyscy – nie szczędzą środków na własne pułki. Z rozkazu Napoleona, który nie chce zbytnio drażnić i niepokoić cara Aleksandra, tworzone w Galicji wojsko początkowo nazywa się francusko-galicyjskim, ale szybko wcielone zostaje do armii Księstwa Warszawskiego. Na mocy pokoju podpisanego w wiedeńskim pałacu Schönbrunn 14 października 1809 roku Księstwo Warszawskie powiększone zostaje o cztery departamenty zaboru austriackiego, a jego armia miała liczyć ponad pięćdziesiąt dwa tysiące żołnierzy.

Liczbę tę znacznie przekroczono w mobilizacji na kampanię przeciw Rosji w 1812 roku, którą cesarz Napoleon nazwał drugą wojną polską. Księstwo Warszawskie wystawiło siły liczące ponad siedemdziesiąt cztery tysiące żołnierzy, a doliczywszy do tego oddziały Legii Nadwiślańskiej, pułk szwoleżerów i 8 Pułk Lansjerów Tomasza Łubieńskiego, daje to siły liczące ponad osiemdziesiąt pięć tysięcy żołnierzy! I na tym nie koniec, bo po wkroczeniu Wielkiej Armii na Litwę Napoleon 5 lipca 1812 roku nakazał tworzyć armię litewską – jej pułki oznaczono kolejnymi numerami pułkowymi Księstwa Warszawskiego. W składzie Wielkiej Armii walczącej z Rosją operował polski V Korpus pod dowództwem księcia Józefa Poniatowskiego17, lecz polskie czy litewskie oddziały były we wszystkich korpusach. Żołnierze V Korpusu bili się o Smoleńsk i w krwawej, nierozstrzygniętej bitwie pod Możajskiem18 polscy kawalerzyści (huzarzy) jako pierwsi przekroczyli bramy Moskwy, a po zarządzeniu odwrotu przez Napoleona znowuż znaleźli się w ariergardzie – chroniąc wytrwale topniejące szeregi Wielkiej Armii. W czasie przeprawy pod Berezyną polscy żołnierze znowuż zapisali piękną kartę bojową.

17 Szybko wyłączono zeń 17 Dywizję generała Dąbrowskiego, o czym jest mowa niżej. 18 Lub bitwie pod Borodino – jak nazywa tę bitwę rosyjska historiografia.

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.
Krew i popiół. Polscy żołnierze Napoleona by SIW Znak - Issuu