Performans Alicji Paszkiel O podróżach podczas pierwszej edycji Festiwalu Ery Kosmicznej w Oleśnicy, 27 września 2025, fot. Katerina Kouzmitcheva.
Autorem Pomnika Ery Kosmicznej, stojącego w centrum miasta, jest Jerzy Boroń. Dokładna data powstania nie jest znana – raz podaje się rok 1969, czyli lądowania człowieka na Księżycu, innym razem 1972. Festiwalową wystawę Problem N Ciał można oglądać do 29 listopada.
O Festiwalu Ery Kosmicznej z Aleksandrą Wałaszek i Samem Stevensem z Formy Otwartej Oleśnica rozmawiała Agnieszka Kowalska – wywiad Kosmos jako metafora Ziemi czytajcie na www.NN6T.pl oraz na str. 28.
Notes Na 6 tygodNi nakład: 2000 egz.
WydaWca
Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana
Adres redAKcji ul. Mokotowska 65/7, 00−533 Warszawa nn6t@beczmiana.pl
Kasia Nowakowska / patronaty Michał Podziewski, Paula Polak / open call
redAKtor dZiAłu BAdANiA i rAPorty Maciej Frąckowiak, maciej@beczmiana.pl
KoreKtA eKorekta24.pl
reKlAMA i PAtroNAty Bogna Świątkowska, bogna@beczmiana.pl
WersjA eleKtroNicZNA / ProjeKt Michał szota nn6t.pl
WersjA PAPieroWA / ProjeKt Grzegorz laszuk
sKłAd Anna Hegman
druK
read Me, ul. olechowska 83, 92-403 łódź
iNForMAcje i ilustrAcje W dZiAle „orieNtuj się” pochodzą z materiałów prasowych promujących wydarzenia kulturalne. drukujemy je dzięki uprzejmości artystów, kuratorów, galerii, instytucji oraz organizacji kulturalnych. Kontakt z redakcją: nn6t@beczmiana.pl
PreZesKA ZArZądu Bogna Świątkowska, bogna@beczmiana.pl
dZiAł WydAWNicZy i dystryBucjA Mateusz chojnacki mateusz@beczmiana.pl ignacy Krzemień, ignacy@beczmiana.pl Paula Polak, paula@beczmiana.pl
ZAMÓWieNiA, KoNtAKt Z KsięGArNiAMi i WydAWcAMi: +48 515 984 508 dystrybucja@beczmiana.pl
KsięGArNie Bęc / ZesPÓł Aleksandra dąbrowska Kacper Greń joanna jóskowiak Marianna łupina Aleksandra sowińska Ania Ziębińska (promo)
ProjeKt loGo FuNdAcji Bęc ZMiANA Małgorzata Gurowska
Lokal przy ul. Mokotowskiej 65 w Warszawie jest wykorzystywany przez Fundację Bęc Zmiana na cele kulturalne dzięki pomocy Dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy.
ANTONINA NOWACKA TOMASZ UMBRAS
WERNISAŻ: 24/10/2025 18:00 W YSTAWA: 24/10/2025–4/1/2026
KURATORKA: GABRIELA WARZYCKA–TUTAK GDAŃSKA GALERIA MIEJSKA 1, UL. P IWNA 27/29
ORGANIZATORZY:
PATRONI:
Wsie Warszawy
Paweł Zukowski, Diane Torr, Liliana Zeic PiotrSyty, Sebastian Winkler, Marek Wodzisławski , MałgorzataMycek,Oliwer Okreglicki, Joanna Ostrowska & NoahMunier , DorotaHadrian,Krzysztof Gil, Daniel Kotowski, Roman Łuszczki , GrupaPerformatywnaChłopaki, Paweł Błecki, Iwona Demko, udziałbiora: zespołkuratorski:
Filip Rybkowski, Pod tym samym niebem (według Moneta) | Under the Same Sky (after Monet), 2025, courtesy F. Rybkowski
Galeria Sztuki im. Jana Tarasina pl. św. Józefa 5, 62-800 Kalisz
S.
,
z wielowiekową tradycją w Korei Południowej możemy oglądać na poświęconej morzom i oceanom zbiorowej wystawie W głębi: Żyjące morza, żyjące ciała w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie. Więcej na stronie 49.
Hyung
Kim, Kim Jungja
2016. Portrety kobiet nurkujących zgodnie
Drugie dno pejzażu a
licja Pakosz dekonstruuje malarski gatunek pejzażu. interesują ją momenty, w których ta pozornie neutralna i utrwalona w kulturze tradycja obrazowania zaczyna odsłaniać swoje drugie dno. Pakosz tropi przypadki banalnego nacjonalizmu i pokazuje, w jaki sposób nie zawsze dostrzegane symbole narodowe przenikają tak przyziemne sfery życia codziennego, jak właśnie wizerunki natury. W charakterystycznym dla siebie stylu łączy absurdalne poczucie humoru z budowaniem atmosfery niepokoju i zagadkowego napięcia. Artystka splata pozornie odległe od siebie rejestry i motywy, czerpiąc zarówno z kultury popularnej, jak i z polskich legend oraz XiX-wiecznego malarstwa. Na wystawie w Galerii Arsenał w Białymstoku pokazuje prace malarskie oraz wielkoformatową, trójwymiarową dioramę.
Alicja Pakosz, Garaż, 2025
Między pracą a odpoczynkiem
Wswoich najnowszych realizacjach Ala savashevich powraca do tematu pracy fizycznej. interesują ją miejsce kobiecego ciała w kontekście pracy, relacja między wysiłkiem i odpoczynkiem napędzająca rytm codziennego życia, a także performatywność pracy kobiet oraz przypisywane im role społeczne. Na wystawie W księżycu stała, wiatru słuchała artystka nawiązuje również do kultury pracy na roli, obrzędów świętowania plonów oraz znaczenia dożynek jako wspólnotowego podziękowania za zebrane plony i odbyty wysiłek. W orońsku savashevich pokazuje monumentalną lalkę z pakuł lnianych, stanowiącą symboliczną figurę przejścia od działania do odpoczynku, oraz dwie instalacje wykonane w technice intarsji słomianej, odwołujące się do cyklicznego czasu świata natury. istotny dla narracji wystawy jest też kontekst historyczny miejsca. Pokazywana w Galerii Wozownia, znajdującej się na terenie dawnych zabudowań folwarcznych, przywołuje pamięć o pracy i wyzysku robotników dworskich oraz całych pokoleń rodzin chłopskich.
Nieparzyście s
kłębione tkaniny i ciała. W uścisku, miękkie i dociążone uczuciami. to od nich, od ich gęstości i temperatury, wszystko zaczyna falować, rozpływać się i powracać –intensywnie, bezpośrednio, bez niedomówień. obrazy składające się na wystawę Moja dziewczyna jest dziewczyną mojego przyjaciela są, jak zwykle u Patryka r óżyckiego, aktualne, osobiste, przejmująco szczere i dosłowne. Nie ma tu ukrywania się za warstwami kotłujących się materiałów. jest natomiast leżenie nago na pierwszym planie. Przyznawanie się do słabości i bezbronności. Wyznawanie potrzeby bliskości. okazywanie czułości w małych, codziennych gestach. Zatracanie się w odbiciu twarzy ukochanej osoby w lusterku do makijażu. Nieustanne zanurzanie się w uczuciach, ich odtwarzanie, rozdrabnianie, zwielokrotnianie – byle trwały. A trwają długo, pielęgnowane przez trzy osoby współdzielące dom, pasje, czas i siebie nawzajem. Wystawa odkrywa opowieść o byciu razem – przyjemnym, ciepłym, opartym na zaufaniu, komunikacji, nieparzystym.
orientuj się — sztuka i życie
Dialog światła i cienia
Na początku XX wieku constantin Brâncuși zrewolucjonizował język nowoczesnej rzeźby. W pracach takich jak Niekończąca się kolumna czy Ptak w przestrzeni dokonał radykalnej redukcji formy i doprowadził ją do najczystszej materialnej esencji. Mniej znane są jednak prace fotograficzne Brâncușiego. Fotografia nie była dla niego jedynie sposobem dokumentacji projektów rzeźbiarskich. Z czasem zaczęła pełnić funkcję pełnoprawnego pola twórczych eksperymentów. s tosując rozmaite zabiegi formalne – eksperymentowanie z lustrzanymi odbiciami, nakładanie planów, manipulacje światłem czy kadrowanie – Brâncuși traktował to medium jako narzędzie badania przestrzeni, form, rytmu i duchowości. Wystawa w Międzynarodowym centrum Kultury spogląda na twórczość artysty przez pryzmat dialogów między światłem i cieniem, nowoczesnością i pierwotnością, konkretem i abstrakcją. Zestawia także fotograficzne eksperymenty Brâncușiego z interwencjami współczesnych krakowskich artystek i artystów, którzy osadzają jego filozofię sztuki w dzisiejszych czasach.
Widok wystawy Brâncuși. rzeźbienie światłem, fot. Paweł Mazur
rzeźba Pawła Althamera w ogrodzie galerii, dzięki uprzejmości Galerii raster
Z dala od zgiełku miast c
hochołów, sławoszyno, chęciny, celejów. Akcja wystawy Ludzie rozgrywa się z dala od zgiełku dużych miast i na poboczu głównych ośrodków artystycznych. Na przestrzeni trzech dekad, od początku lat 60. aż do końca lat 80., Zofia rydet i edward dwurnik odbywali prywatne podróże po Polsce, podczas których uwieczniali realia codziennego życia mieszkańców i mieszkanek wsi. Praktyka obojga artystów nacechowana była empatycznym i czułym podejściem, opierała się na rozmowach i bliskim kontakcie ze spotkanymi osobami. Powstałe w ten sposób cykle prac – Zapis socjologiczny rydet oraz seria obrazów i rysunków dwurnika z kaszubskiego pleneru – stanowią wyjątkowy przykład poszukiwania niezapośredniczonej prawdy o człowieku w realiach systemowej przemocy i manipulacji okresu Prl-u. dopełnieniem wystawy jest nowa praca Pawła Althamera, którego koncepcje rzeźby społecznej i pracy artystycznej ze społecznością są blisko związane z humanistycznym i upodmiotawiającym nastawieniem rydet i dwurnika.
Z Oleśnicy w kosmos
Przypominamy, że do 29 listopada w podwrocławskiej oleśnicy można oglądać wystawę Problem N Ciał. to główne wydarzenie pierwszego Festiwalu ery Kosmicznej, który zorganizowali Aleksandra Wałaszek i sam stevens z Formy otwartej oleśnica. Zainspirował ich Pomnik ery Kosmicznej stojący w centrum miasta. jego autorem jest jerzy Boroń, artysta związany z AsP we Wrocławiu, a wykonały go z aluminium zakłady kolejowe w oleśnicy. dokładna data powstania nie jest znana – raz podaje się rok 1969, czyli lądowania człowieka na Księżycu, innym razem 1972. Mieszkańcy nazywają pomnik pieszczotliwie byczymi jajami, ale to naprawdę dobry przykład sztuki tego czasu. Podczas festiwalu pomnik stał się bohaterem kilku performansów. Kiedy Alicja Paszkiel siedziała na nim w pozie chopinowskiej, mieszkańcy sąsiednich bloków, którzy wyszli na chwilę na balkon, by zapalić papierosa, poznosili sobie krzesła. tytuł wystawy Problem N Ciał to pomysł kuratorki Ani Mituś, zafascynowanej książką sci-fi Problem trzech ciał liu cixina. sam stevens: „ciekawi nas kosmos jako metafora ziemskiej sytuacji, czasów, w których żyjemy. Fascynuje ten nasz eskapizm, marzenie o innym świecie; i to pytanie: kim są «oni», kto jest tym «innym», czy postrzegamy go jako zagrożenie czy potencjalne wybawienie”. Aleksandra Wałaszek: „Podczas wernisażu słyszeliśmy: «tylu ciekawych międzynarodowych artystów tu pokazujecie. Gdybyście zrobili tę wystawę w chicago czy Berlinie, to znacznie więcej osób mogłoby to zobaczyć!». Ale nie o to nam chodzi. tam artysta nie spotka się chwilę później z odbiorcą swojej sztuki w knajpie sputnik, żeby przegadać z nim pół nocy”. Na stronie nn6t.pl przeczytacie naszą rozmowę z Aleksandrą i samem, którzy opowiadają o festiwalu i o swojej drodze do oleśnicy.
orientuj się — sztuka i życie
Performans Jarosława Słomskiego Współpraca kulturalna z obcą cywilizacją podczas Festiwalu Ery Kosmicznej w Oleśnicy, fot. Katerina Kouzmitcheva
Wejdź w dialog
Wystawa w Galerii s ztuki Nowoczesnej w Hradcu Králové pokazuje prace polskich artystów i zachęca do interakcji z dziełami sztuki. GMu od lat angażuje się w prezentowanie polskiej sztuki. Bazując na własnej kolekcji, tym razem proponuje włączającą koncepcję wystawy – widzowie mogą wejść w dialog z dziełami artystów i artystek z czech, słowacji i Polski. Zobaczymy tam m.in. prace teresy Murak i jarosława Kozłowskiego, a Anna Kutera powtórzy swój performans Malarstwo feministyczne z 1973 roku – jeden z najwcześniejszych przejawów sztuki feministycznej w europie Środkowej. „Czasem chodzi o proste gesty, które otwierają przestrzeń dialogu, innym razem o włączenie całego ciała, stającego się pośrednikiem czy narzędziem samego doświadczenia” – piszą o tytule wystawy Sztuka interakcji kuratorki Patricie Kaválková i Helena Šestáková, wskazując m.in. na prezentowane prace józefa robakowskiego Mój teatr (1985) i Wojciecha Bruszewskiego Język baletowy (1973).
vladimír Havlík, Kontakty, 1990, kolekcja GMu
Pop walczący
Prace cenionej palestyńskiej artystki laili shawy (1940–2022) wracają do Polski – po raz pierwszy pokazano je w 1980 roku w Biurze Wystaw Artystycznych w Warszawie na wystawie malarstwa palestyńskiego. urodzona w Gazie, wykształcona w rzymie, salzburgu i Kairze, s hawa tworzyła sztukę kształtowaną zarówno przez osobiste doświadczenia, jak i historię narodu palestyńskiego. Po powrocie z europy w 1964 roku zaczęła pracę jako nauczycielka w Gazie i znacząco przyczyniła się do budowania lokalnej infrastruktury kulturalnej. swobodnie poruszała się między mediami – od malarstwa i grafiki warsztatowej po instalację – łącząc zainteresowanie sztuką wizualną Azji Zachodniej, ornamentyką islamską, polityką i środkami masowego przekazu. Angażowała się swoją sztuką i życiem w obronę praw człowieka, emancypację kobiet, wolność Palestyny. Wystawa W środku raju została zorganizowana we współpracy z salzburger Kunstverein, gdzie latem 2025 roku odbyła się jej pierwsza odsłona.
7.11.2025–15.02.2026
Laila Shawa, Children of War and Peace, 2009, dzięki uprzejmości Laila Shawa Estate
Strategia zdziczenia
to opowieść o procesie „zdziczenia” rozumianym jako wyjście poza granice norm i społecznych oczekiwań. Katarzynę deptę-Garapich szczególnie interesują relacje między naturą, sztuką i społeczeństwem oraz ich potencjał transformacyjny. W Miejscu Projektów Zachęty pokazuje serię prac odzwierciedlających jej fascynację opowieściami o przemianie człowieka w inny gatunek. oglądamy przygotowane specjalnie na wystawę Zdziczała prace: film, rzeźby oraz ludzko-nieludzkie kostiumy, a obok nich – wcześniejsze rysunkowe interwencje na zdjęciach rodzinnych (cykl Album rodzinny) oraz archiwalnych fotografiach ze zbiorów Muzeum tatrzańskiego w Zakopanem (cykl Kobieta zdziczała), a także rzeźby Trofeum i Stopy. „Proponuję oddzielić dzikość od jej pejoratywnego znaczenia i wykorzystać ją jako narzędzie i strategię artystyczną do aktywowania transformacyjnej funkcji sztuki” –pisze artystka w swojej pracy doktorskiej Nie podmiot, nie przedmiot: zdziczenie jako strategia artystyczna
Katarzyna Depta-Garapich, album rodzinny, 2021–2022
Feministyczna kontrmitologia o
brazy Pauliny stasik, choć na pierwszy rzut oka pełne alegorii i symboli, są głęboko zakorzenione w autobiografii artystki. W tym roku kończy ona 35 lat i jest to dla niej moment przełomowy, w którym rozlicza się z dotychczasową drogą – dzieciństwem, doświadczeniem dorastania, pamięcią wpisaną w ciało i relacjami, które ją kształtowały. Na wystawie w BWA tarnów spotkamy ją więc na rozdrożu: w punkcie zawieszenia między tym, co było, a tym, co dopiero się wydarzy. to również czas przejęcia narracji i pisania jej na nowo nie tylko za pomocą obrazów, ale także tekstu literackiego, który znajdziemy w pierwszej obszernej książce prezentującej twórczość stasik: Autoportret z językiem na wierzchu (będzie ona miała swoją premierę podczas trwania wystawy). Kuratorka Michalina sablik pisze: „(…) obrazy tworzą symboliczną mapę drogi artystki, odwołującą się do obecnego w ikonografii od średniowiecza do XiX wieku motywu «etapów życia kobiety». Paulina stasik świadomie sięga po tę tradycyjną alegorię, by ją przekształcić i zakwestionować jej patriarchalny charakter. Zamiast powielać model kobiecego życia jako pasywnego ciągu ról narzuconych przez normy społeczne, ukazuje proces samopoznania, rozliczenia z przeszłością i odzyskiwania sprawczości (…). jej malarstwo stanowi feministyczną kontr-mitologię”.
Paulina Stasik, matka czesze, 2025
Siła wizerunku
to pierwsza tak duża wystawa za nowej dyrekcji Zamku Królewskiego w Warszawie. Profesora Małgorzata omilanowska daje wyraźny sygnał: zajmujemy się tu pielęgnowaniem przeszłości, ale będziemy ją wpisywać we współczesny kontekst. Wystawy Niech nas widzą� nie powstydziłaby się żadna duża instytucja muzealna na świecie. to idealny model: nośny temat, mieszanka efektownych dzieł z różnych epok, krytyczne ujęcie, lecz bardzo przystępna narracja. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. „to nie jest wystawa o modzie” – mówi jej kuratorka Monika Przypkowska. Bezpieczniej będzie powiedzieć, że to nie jest wystawa tylko o modzie. to opowieść o tym, co komunikujemy za pomocą stroju. A możemy wiele: status, rolę, tożsamość, emocje. Bazą ekspozycji są dzieła z kolekcji Zamku, ale w sumie oglądamy tu aż 250 obiektów – od malarstwa po biżuterię, od XVi-wiecznej zbroi Zygmunta Augusta po gorset Paco rabanne. są wśród nich cenne dzieła wypożyczone z Paryża, Wiednia, drezna oraz z bogatej kolekcji kreacji światowych projektantów mody, której właścicielem jest Adam l eja. dzieła dawne zderzone są tu bezpośrednio z polską sztuką najnowszą, również przedstawicieli najmłodszego pokolenia. Kostiumy władzy, motywy Flory czy diany, pułapki buduaru, orientalizacje i transgresje – każda przestrzeń otwiera pole do dyskusji. Monika Przypkowska mówi o tytule wystawy: „tak może zakrzyknąć każdy człowiek (niezależnie od swojego statusu materialnego czy społecznego), który chce stanąć w obronie swoich wartości i wyrazić swój światopogląd: niech nas widzą�”.
DO 8.02.2026
NiECh Nas WidZą! WiZEruNEK, stróJ, CiałO ZAMEK KróLEWSKi W WArSZAWiE, PL. ZAMKOWy
orientuj się — sztuka i życie
Chodź!
a
ntonina Nowacka i tomasz umbras w Gdańskiej Galerii Miejskiej wspólnie budują efemeryczną przestrzeń, w której historia opowiadana jest muzyką i modą, dźwiękiem i materią, głosem i formą. Nowacka – kompozytorka, wokalistka i artystka wizualna – tworzy subtelne i minimalistyczne pejzaże dźwiękowe; zabiera słuchaczy w podróże inspirowane naturą, przestrzenią, snami i pozaziemskimi wydarzeniami. umbras – projektant i artysta wizualny, który obecnie studiuje w paryskim institut Français de la Mode – łączy rzeźbiarskie formy z tkaniną, eksplorując przy tym taktylne techniki, takie jak filcowanie. tworzy przestrzeń, w której rzeczywistość, która była, spotyka się z tą, która nadejdzie. Zestawia materialne z wyobrażonym, ludzkie ze zwierzęcym. W kuratorskiej partyturze wystawy Chodź tam, gdzie w muszli spoczywa sen Gabriela Warzycka-tutak pisze: „Podążając za dźwiękiem i ruchem, trafiam w przestrzeń, gdzie moda i muzyka stają się opowieścią. tu historia nie przemawia słowem, lecz fakturą i gestem – jakby każdy element miał własną pamięć. Nie wiem, czy potrafię opisać to miejsce – ale z pewnością je zapamiętam”.
Antonina Nowacka, fot. riccardo caspani
Julia Woronowicz, Królewna trzech Pagórków, dzięki uprzejmości artystki i WHOiSPOLA,
fot. Bartosz Górka
Dawno, dawno temu
Wbrew pozorom życie nastoletniej królewny nie jest łatwe. julia Woronowicz zabiera nas w podróż w czasie oraz przestrzeni, rozwijając wielowarstwową sagę o krainie słynącej z matrylinearnej struktury społecznej i perypetiach jej młodocianej władczyni. jak połączyć sprawowanie tak odpowiedzialnej i podniosłej funkcji z okresem burzliwych emocji, dzikich myśli i konfrontowania się z narzucanymi przez otoczenie wzorcami zachowań? Woronowicz ponownie korzysta z gatunku etnofikcji, a jej opowieść to misterny splot faktów, historycznych zapisów, konfabulacji, mitów, fantazji i emocjonalnej realności. jej obrazy, luźno oparte na fragmentach pamiętników bliskich i nieznajomych osób, w warstwie formalnej niemal przypominają średniowieczne tkaniny. Zbudowane z pastelowych i ziemistych tonów, wytwarzają oniryczną i baśniową aurę. spod bogatego kostiumu prześwituje jednak sedno tej legendy – hołd dla złożoności bycia nastolatką oraz świadectwo transformacji, przemian, piękna i okrucieństwa towarzyszących okresowi dojrzewania.
Strefa dialogu
to jedna z trzech jubileuszowych wystaw poświęconych historii Bunkra sztuki, który w tym roku świętuje 60-lecie otwarcia Galerii i 30-lecie funkcjonowania pod aktualną nazwą. ekspozycja, kuratorowana przez Magdalenę ujmę, zaprasza w podróż przez dekady działania Galerii. składają się na nią różnorodne materiały archiwalne, m.in. fotografie, które ukazują złożoną przeszłość instytucji bogatej w literackie i artystyczne tradycje, pulsującej historią i sztuką. to zapis kolejnych warstw czasu – opowieść o przeszłości, tożsamości, pamięci, o twórcach związanych z Galerią na przestrzeni lat. to też wychylenie w przyszłość i próba zastanowienia się nad miejscem i rolą (również wspólnototwórczą) instytucji w nadchodzących latach czy dekadach.
Spotkania Krakowskie w Bunkrze Sztuki, 1975, fot. Zbigniew Zegan
Napięcia i rozkosze c
ztery artystki opowiadają o cielesności na własnych zasadach. „ciało nigdy nie jest neutralne – to przestrzeń walki i wolności, rozkoszy i bólu. szczególnie ciało kobiece, które staje się polem styku życia i śmierci, autonomii i podległości” – pisze kuratorka wystawy Ciało. Rozkosz i ból Paulina olszewska. oglądamy na niej prace louise Bourgeois, Barbary Falender, chloe Piene i Aliny szapocznikow – twórczyń różnych pokoleń, środowisk i kontekstów historycznych. Bourgeois i szapocznikow czerpały inspirację z osobistych traum (choroby, migracji, straty), tworząc dzieła nasycone bólem i egzystencjalnym niepokojem. Falender i Piene podejmują temat erotyzmu, napięcia, lęku, ale także zmysłowej rozkoszy. eksperymentują z materiałami i redefiniują pojęcie piękna.
chloe Piene, live with special Operations Commander (reading), fot. Finn Jubak, 2016
Afekt jako siła twórcza
Pracownia Afektywnych Praktyk Artystycznych (PAPA) to miejsce, gdzie ważniejsze od efektu są proces i doświadczenie. „Afekt traktujemy jako siłę twórczą, która poprzedza emocje i uruchamia wyobraźnię. Wspólnota, troska i pedagogia czułości stają się tu podstawą pracy twórczej, a sztuka staje się narzędziem projektowania przyszłości w świecie kryzysów i szybkich technologii” – piszą Aleksandra ska i dominika łabądź, prowadzące pracownię i kuratorujące zbiorową wystawę ich studentów i studentek w Gorzowie. PAPA powstała w 2022 roku na AsP w szczecinie jako przestrzeń rozwijania nowych metod uczenia i tworzenia, w której studenckie działania i eksperymenty tworzą nowe narracje bez rywalizacji i nadprodukcji. tu każd* może swobodnie wyrażać siebie, nie obawiając się dyskryminacji czy przemocy.
Daniela Weiss, Jesteśmy cholernie zmęczone, 2023
Całkiem nowa męskość
Wystawa w bytomskiej Kronice to opowieść o męskości queerowej, przełamującej stereotypy i rozszczelniającej patriarchalne struktury. Według raportu Zrozumieć męskość. Rzeczywistość polskiego mężczyzny , przygotowanego na zlecenie Gedeon richter Polska w lipcu 2024 roku, termin „męskość” definiowany jest dziś przede wszystkim jako dojrzałość (63%), mądrość życiowa (56%), a także spokój i opanowanie (54%). cechy takie jak siła fizyczna, nastawienie na rywalizację czy wysoka pozycja zawodowa schodzą na drugi plan. Na wystawie Daddies, kings & sissy boys przewodniczką po różnych strategiach buntu wobec stereotypowego postrzegania płci będzie diane torr, nowojorska tancerka, performerka i jedna z prekursorek drag kingu. Perspektywę osób transpłciowych zaprezentują w swoich nowych pracach oliwer okręglicki i Małgorzata Mycek, gejowską – sebastian Winkler, Marek Wodzisławski i Paweł Żukowski, cis-płciową – Krzysztof Gil, daniel Kotowski, roman łuszczki oraz Grupa Performatywna chłopaki. Wątki gejowskie uzupełnią ilustracje i murale Piotra sytego, który w swojej twórczości dekonstruuje stereotyp mężczyzny na polskiej wsi. Nad zagadnieniem męskości pochylą się również zaproszone do projektu artystki i badaczki: dorota Hadrian, joanna ostrowska, iwona demko i liliana Zeic.
Diane Torr, mister EE at drag King Bonanza, 2011
Widok wystawy Kasi Kmity w Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie,
Za plecami modela
Kasia Kmita w swojej twórczości posługuje się techniką wycinania z papieru, nawiązując do bogatej tradycji kolażu i rodzimego folkloru. ostatnio przywróciła też do życia obrazy ze słomy, popularne w latach 70. W jej wydaniu tworzą one opowieść o współczesnej kulturze, stylu życia, trendach i społecznych przemianach. Podczas swojej rezydencji w Muzeum im. Przypkowskich w jędrzejowie (w 2023 roku) skupiła się na wątku spotkań tadeusza Przypkowskiego z olgą Boznańską w 1930 roku – w Paryżu, gdzie pozował malarce do portretu, oraz w Krakowie, gdzie to on fotografował artystkę. „spotkanie tych dwojga w pracowni, akt twórczy, cała magiczna otoczka tego momentu to coś, co chciałam przedstawić na wystawie” – opowiada Kmita. W obrazach z cyklu Portrety Odwrotne pozostaje w pracowni Boznańskiej, ale tym razem „staje” za plecami pozujących. Na wystawie zobaczymy również obraz olgi Boznańskiej Portret Tadeusza Przypkowskiego z 1930 roku wypożyczony ze zbiorów prywatnych oraz fotografie olgi Boznańskiej autorstwa tadeusza Przypkowskiego ze zbiorów Muzeum. to kolejna realizacja w cyklu Przypisy do mikrokosmosu, kuratorowanego przez Matyldę Prus i stacha szabłowskiego.
fot. Leszek Kowalski
Hagi nie tylko dla dorosłych
Wystawa Ha-Ga. Życie towarzysko-rysunkowe to nie lada gratka dla miłośników twórczości Anny Gosławskiej-lipińskiej, i to w każdym wieku. Ha-Gę, znaną głównie z rysunkowych historii publikowanych w latach 1936–1975 w tygodniku „szpilki”, zobaczymy tu też jako autorkę ilustracji dla dzieci. Wystawa składa się z dwóch części. Pierwsza (jej humor zrozumieją raczej tylko dorośli) opowiada o złożonych relacjach między kobietami i mężczyznami, które artystka chętnie przedstawiała w swych rysunkach, zwanych zwyczajowo hagami. druga ma charakter bardziej familijny. W sumie zobaczymy tu ponad 200 oryginalnych prac pochodzących z prywatnej kolekcji córki Ha-Gi Zuzanny lipińskiej oraz ze zbiorów Muzeum Karykatury. Kuratorami wystawy są Agata Napiórska (autorka książki Ha-Ga. Obrazki z życia) i Piotr Kułak. Pod koniec trwania ekspozycji rysunki Ha-Gi zestawione zostaną z dziełami artystek młodego pokolenia nominowanych w dwóch dotychczasowych edycjach konkursu o nagrodę Ha-Gi, m.in. Martyny Bolanowskiej, Zosi dzierżawskiej, paplalali czy Potato Face. 6 listopada w Muzeum Karykatury odbędzie się licytacja prac uznanych twórców, a całkowity dochód zostanie przeznaczony dla laureatki trzeciej edycji konkursu.
Ona i wszyscy
niesłyszani
Najwyższy czas na prawdziwą feministyczną rewolucję w dziedzinie sztuk wizualnych. Muzeum s ztuki Nowoczesnej robi to stanowczo – na kilka miesięcy cały gmach w centrum Warszawy oddaje artystkom i kuratorkom. Alison M. Gingeras na wystawie Kwestia kobieca: 1550–2025 proponuje wizualną opowieść, która polemizuje z mitem nieobecności artystek w sztuce. Zobaczymy imponujący zbiór blisko 200 prac – zarówno dzieła najnowsze, jak i obrazy twórczyń renesansowych, barokowych i XiX-wiecznych, od Artemisii Gentileschi i Angeliki Kauffmann przez tamarę łempicką i Fridę Kahlo po Marlene dumas i yoko ono. równolegle do tej monumentalnej, historycznej wystawy zobaczymy drugą, całkowicie już współczesną: Miasto kobiet. składa się ona z czterech części: Z trzewi kuratorowanej przez julię Bryan-Wilson, Inne jutra Michaliny sablik i Very Zalutskiej, Jej Serce Karoliny Gembary oraz Socjalizm, feminizm i sztuka. Artystyczne obchody Międzynarodowego Roku Kobiet 1975, której kuratorką jest Wiktoria szczupacka, upominająca się o pomijaną historię feministycznej emancypacji w Prl-u. Wystawa idzie dalej, w poprzek binarnych podziałów tożsamościowych na „on” i „ona”. Bo dziś miasto kobiet chce być miastem włączającym głosy wszystkich dotąd uciszanych.
21.11.2025–3.05.2026
KWEstia KOBiECa: 1550–2025
miastO KOBiEt
MuZEuM SZTuKi
orientuj się — sztuka
Kwestia Kobieca: 1550–2025, Betty Tompkins, Women Words Painting (artemisia Gentileschi #2), 2024, dzięki uprzejmości artystki i P·P·O·W, New york, fot. ian Edquist
Bielskie kasztany
Wystarczy powiedzieć: Biennale Malarstwa Bielska jesień – i wszystko wiadomo. Wydarzenie już od 60 lat promuje współczesne malarstwo polskie, dając szansę na zaistnienie debiutującym artystom. Wśród tego grona znaleźli się m.in.: Wilhelm sasnal, Martyna czech, Karol Palczak czy ewa juszkiewicz, dziś znani i uznani. elementem wyróżniającym ten konkurs artystyczny spośród innych jest jego otwarta formuła – Bielska jesień nie narzuca tematu, formatu ani techniki i nie wyklucza. do udziału zaproszeni są zarówno studenci i absolwenci szkół artystycznych, jak i twórcy bez dyplomów, za to z dorobkiem. do tegorocznej, 47. edycji 1005 twórców nadesłało ponad 3000 prac. spośród nich jury w składzie: dorota Buczkowska, Anna Mituś, Karol radziszewski, Agata smalcerz, stach szabłowski i Ada Piekarska wyłoniło 120 prac 57 artystek i artystów. Wyróżnione realizacje pokaże Galeria Bielska BWA, prezentując współczesne malarstwo w możliwie najszerszym, a zarazem syntetycznym ujęciu. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone podczas wernisażu 7 listopada. Wtedy też dowiecie się, kogo wyróżniła redakcja „Notesu”.
Kacper Wiatrak, Boisko sP 64 na ul. Wojszyckiej we Wrocławiu, 2024
Jedna dłoń
tegoroczne Biennale sztuki Współczesnej w Göteborgu odbywa się pod hasłem Dłoń, która jest naszymi wspólnymi dłońmi. tytuł – zaczerpnięty z wiersza solmaz sharif Efekty osobiste – podkreśla wspólną odpowiedzialność za otaczającą nas rzeczywistość, wykraczającą poza perspektywę polityczną i geograficzną. Wskazuje na sztukę jako grupową praktykę wspierającą wolność słowa i oddającą głos osobom pozostającym na marginesie. do udziału w wystawie zaproszono artystów, którzy w swojej twórczości podkreślają potrzebę solidarności i wspólnotowości. ich realizacje eksponowane są w przestrzeni całego miasta, w tym w muzeum w Göteborgu, gdzie prace twórców wchodzą w dialog z dziełami z kolekcji, tworząc nowe konteksty i znaczenia. Zobaczyć tu można realizacje m.in.: palestyńskiej artystki Basmy al-sharif, poruszającej wątki kolonializmu i narracji historycznych, jonelle twum, podejmującej temat migracji i pamięci kolektywnej, czy Kiluanjiego Kii Hendy i tiago Meny Abrantesa, zaproszonych przez Black Archives sweden, inicjatywę poświęconą obecności, pamięci i twórczości kulturowej Afroamerykanów w szwecji.
röda Sten Konsthall – główna przestrzeń biennale, fot. Hendrik Zeitler/GiBcA
Co po nas zostanie
Prace na wystawie Spadek powstały z resztek tkanin, połamanych mebli, przetworzonych gazetek reklamowych i złomu. są formą buntu przeciwko logice nieustannej akumulacji. tworzą przestrzeń do dyskusji o kryzysie nadprodukcji, wykluczeniu oraz tym, co zostaje z tego, co upadło. to też ironiczna gra z przyzwyczajeniami publiczności i konwencjami mieszczańskiej sztuki. Kuratorka Ania Batko, zainspirowana antropologią śmieci, archeologią współczesności oraz twórczością rolanda topora, zaprosiła do udziału w wystawie artystów, których prace krążą wokół trashowej estetyki, malarstwa materii, neoplemiennych rysunków czy apokaliptycznych wizji sci-fi. Nie jest to propozycja łatwo wchłanialna przez rynek sztuki. trudny to spadek. również w kontekście tego, co pozostawi po sobie nasza cywilizacja.
Paweł Marcinek, stres, mat. BWA Wrocław
Być jak ocean
Nad brzegiem Bałtyku, skąd rozciąga się widok na Zatokę Gdańską, spotkają się artyści i artystki z Polski, Francji, irlandii, litwy, łotwy, estonii, Grecji, Australii, stanów Zjednoczonych, chile, indii, Korei Południowej i Karaibów. Wyjątkowe położenie galerii tworzy naturalny kontekst do refleksji nad naszą fizyczną, psychiczną, emocjonalną i duchową więzią z oceanem. Na wystawie W głębi: Żyjące morza, żyjące ciała nie mogło zabraknąć naukowej wiedzy i refleksji nad kondycją mórz i oceanów, stąd współpraca nad jej warstwą merytoryczną z instytutem oceanologii Polskiej Akademii Nauk i uniwersytetem Gdańskim. W ramach wydarzeń towarzyszących zaplanowano m.in. konferencję Ludzie i europejskie środowisko morskie – adaptacja do zmian klimatu i bioróżnorodności (6 listopada). Kuratorzy joseph constable, eulalia domanowska i joanna Gemes piszą w tekście towarzyszącym wystawie: „Postrzegając ocean jako istotę czującą, wystawa nawiązuje do przełomowej hipotezy Gai jamesa lovelocka, według której Ziemia funkcjonuje jako superorganizm zdolny do samoregulacji i podtrzymywania życia. ekolog oceaniczny, nurek i żeglarz Glenn edney rozwija tę myśl, twierdząc, że «ocean żyje» – jest globalnym, żywym ekosystemem, czymś więcej niż sumą swoich fizjologicznych części (…). W tym duchu wystawa bada złożone warstwy oceanicznej przestrzeni, sięgając po interdyscyplinarne narzędzia humanistyki oceanicznej, badań środowiskowych, biologii kwantowej, cybernetyki, teorii świadomości, science fiction, poezji czy wiedzy rdzennych społeczności”.
4.04.2026
Dorothy cross, Jellyfish lake, 2002, dzięki uprzejmości artystki oraz Galerii Kerlin, Dublin
Fragment wystawy sposoby Widzenia. Kolekcja muzeum sztuki w łodzi, Joanna rajkowska, Pasaż róży, 2014, fot. Anna Augustyn Kamińska
Za empatię i intuicję
Muzeum sztuki w łodzi ogłosiło nazwisko tegorocznej laureatki Nagrody im. Katarzyny Kobro. Została nią joanna rajkowska. Nagroda przyznawana jest od 2001 roku z inicjatywy prof. józefa robakowskiego, za zgodą Niki strzemińskiej – córki patronki wyróżnienia. jej ideą jest podkreślenie znaczenia postawy twórczej, która – podobnie jak w przypadku Kobro – łączy odwagę eksperymentu z odpowiedzialnością społeczną. co roku jury złożone z artystek i artystów nagradza twórczynie i twórców, którzy nieustannie poszukują nowych form odpowiedzi na pytanie o rolę sztuki we współczesnym świecie. W laudacji czytamy: „Nagrodę Katarzyny Kobro w 2025 roku postanowiliśmy przyznać joannie rajkowskiej za uniwersalność języka jej sztuki i konsekwentne włączanie szerokiej publiczności do dyskusji podejmujących najbardziej aktualne treści. doceniamy ją za niezwykłą intuicję w diagnozowaniu rzeczywistości społeczno-politycznej, profetyczność jej działań, empatię wobec odbiorców i użytkowniczek jej prac. Praktykowane przez joannę rajkowską działanie w przestrzeniach otwartych przypomina, że sztuka jest przestrzenią wymiany i ćwiczeniem spoglądania na otaczającą nas rzeczywistość z nieznanych nam perspektyw, daje pretekst do współbycia, a przez to kształtuje najistotniejsze dzisiaj narzędzia komunikacji społecznej”.
Dostępna, prosta i przyjemna
Zdoświadczenia wiemy, że osoby, które nie obcowały wcześniej ze sztuką nowoczesną, bywa ciężko namówić do spróbowania. Pomóc w tym może Kieszonkowy przewodnik odbioru sztuki stworzony przez Polę janiszewską i Zuzannę sektę z zespołu twórczo-badawczego Ars inclusive, który projektuje, edukuje i prowadzi badania na rzecz inkluzywności w sztuce, kulturze i życiu codziennym. Przewodnik zachęca, by wejść na wystawę bez stresu, bez presji wiedzy i z otwartością na własne emocje. Zawiera wskazówki i inspirujące zadania, które pomagają odkrywać sztukę po swojemu. i, co ciekawe, jest uniwersalny, działa niezależnie od rodzaju dzieł czy charakteru ekspozycji. Autorki piszą: „Przewodnikiem zainteresowało się już kilka instytucji w Polsce, w tym MocAK, Gdańska Galeria Miejska, Galeria labirynt w lublinie, trAFo w szczecinie czy Bunkier sztuki w Krakowie. chcemy, żeby trafił do jak największej liczby osób: odbiorców sztuki, edukatorów, rodziców, dzieci, młodzieży i do wszystkich, którzy czasem czują, że sztuka może «nie jest dla nich». chcemy wspólnie pokazać, że sztuka może być dostępna, prosta i przyjemna”.
Między snem i jawą
twórczość sany shahmuradovej tanskiej, jednej z najbardziej wyrazistych artystek najmłodszego pokolenia sztuki ukraińskiej, to wielowarstwowa opowieść o wykorzenieniu, wytrwałości i roli marzeń jako schronienia przed przeciwnościami. urodzona w odessie shahmuradova tanska w 2013 roku wraz z rodziną wyemigrowała do Kanady. W 2020 roku postanowiła jednak przeprowadzić się do Kijowa, gdzie mieszka i tworzy do dziś. czerpie z historii osobistej, ale siłą rzeczy reaguje też na aktualną sytuację ukrainy. jej dzieła stają się nośnikami zarówno indywidualnej, jak i zbiorowej traumy. Na wystawę w MocAK-u stworzyła nową malarską instalację składającą się z 10 prac, które badają płynność tożsamości, głębokie więzi między ludźmi a ziemią oraz odporność ludzkiego ducha. jej immersyjny, panoramiczny fryz łagodnie wpisuje się w architekturę wnętrza muzeum, w niemal psychodeliczny sposób nawiązując relację z przyrodą pobliskiego ogrodu. druga część wystawy koncentruje się na wcześniejszych pracach malarskich artystki i pozwala na prześledzenie rozwoju jej języka artystycznego. tutaj s hahmuradova tanska nawiązuje do biblijnych motywów stworzenia świata i jego zagłady, sytuując tematykę swoich prac na granicy pomiędzy życiem i śmiercią, snem i jawą, a także pomiędzy rzeczywistym i surrealnym.
Sana Shahmuradova Tanska, Generational memory, 2023, dzięki uprzejmości artystki i Gunia Nowik Gallery
Walka o głos
czy dźwięk można namalować? Kseni Gryckiewicz udaje się ta sztuka. Widzimy go w ułożeniu ust, dłoni, napięciu ciała czy krtani. W innych obrazach artystka mierzy się z problemem niemożności wydobycia głosu, gdy w bezgłosie można tylko słuchać. Analizuje, czym są głosy wewnętrzny i zewnętrzny, a także na ile nasz głos jest słyszalny. „W swoich obrazach figuralnych tworzy autokreację postaci wytwarząjącej dźwięki, używającej głosu, generującej siłę i odwagę – osiąga to poprzez terapeutyczną pracę własną, a także poczucie przynależności do grupy” – pisze kuratorka wystawy Kseni Gryckiewicz w Galerii el Karolina Połom. t ą grupą bywa m.in. chór uchodźczyń z Białorusi sPieVy, do którego artystka należy od 2023 roku; one również pragną, by ich głos wreszcie wybrzmiał. Kobieca wspólnota pomaga go wydobyć.
Rumowisko pamięci
Ruiny nie jako symbol rozpadu i końca, ale ciągłości i pamięci. Shimmering Rubble Norberta delmana to opowieść o przemijaniu miasta, przynależności i tożsamości. surowcem prezentowanych prac jest gruz – materiał, który wiąże się zarówno z burzeniem, jak i z budowaniem. element tkanki miejskiej obecny od stuleci i świadek tragicznych losów stolicy. rumowisko nie jest tu jednak reliktem zniszczenia, ale nośnikiem wspomnień, materialnym śladem historii, który nie pozwala na jej zupełne wymazanie. Proces twórczy delmana – przekopywanie się przez resztki, spawanie, rozgrzebywanie – staje się gestem empatii, troski o minione formy istnienia i doświadczenia, które są fundamentem teraźniejszości.
Na wystawie Norberta Delmana shimmering rubble w Galerii HOS
Polsko-brazylijski brutalizm
WWarszawie mogliśmy w ostatnich miesiącach oglądać wystawę mebli projektu jorge Zalszupina. Pochodzący z Polski twórca pozostawał w swojej ojczyźnie praktycznie nieznany, a dzięki przygotowanej przez fundację Visteria wystawie można było odkryć na nowo dorobek jednego z bardziej znanych w Brazylii projektantów. Zalszupin zamieszkał w Brazylii zaraz po ii wojnie światowej i choć największą sławę przyniosły mu projekty mebli, jako wykształcony architekt nigdy w pełni nie zrezygnował z tworzenia budynków. swoją karierę zaczynał u boku osiadłego w são Paulo nieco wcześniej, starszego o pokolenie lucjana Korngolda, później jednak działał już samodzielnie. jedna z jego najbardziej znanych realizacji jest od lat bohaterką alarmujących apeli miłośników nowoczesnej architektury. torre Paulista, wysokościowiec zbudowany w 1972 roku przy głównej ulicy são Paulo, zaprojektowali jorge Zalszupin, josé Gugliota i josé Maria de Moura Pessoa. utrzymany w stylistyce brutalizmu betonowy gmach ma bardzo efektowną, łukowato wyginającą się bryłę. W czasach swojej świetności był biurowcem mieszczącym siedziby banków, w 2018 roku pojawił się plan przemiany go w hotel, lecz od lat pozostaje opuszczony. Fatalny stan oryginalnej budowli martwi miłośników brutalizmu na całym świecie – a jednocześnie wieżowiec pozostaje mniej znaną częścią dorobku autora luksusowych mebli.
ANNA cyMEr DLA NN6T
Torre Paulista, São Paulo, fot. Wilfredor
Park żerański, fot. Zarząd Zieleni m.st. Warszawy
Park wielkiej płyty
Wpaździerniku Warszawa wzbogaciła się o nowy park. Na poprzemysłowym obszarze Żerania, obok rosnących jak grzyby po deszczu deweloperskich osiedli, nad stanowiącym odnogę Wisły Kanałem Żerańskim powstał 13-hektarowy teren, łączący w sobie spacerową przestrzeń zieloną z miejscami do sportu i rekreacji (stworzono alejki, tarasy, pomosty, ale i park linowy czy plac zabaw). Za projekt parku odpowiadały pracownie toposcape i Archigrest, autorzy obsypanego nagrodami i powszechnie docenionego Parku Akcji „Burza” na Kopcu Powstania Warszawskiego. i tak, jak tam projektanci integralną częścią przestrzeni uczynili relikty czasów odbudowy, ruiny i gruzy Warszawy, z których Kopiec jest usypany, tak nad Kanałem Żerańskim jedną z warstw stanowią pozostałości z epoki prefabrykatów. Betonowe płyty i odpady, przemysłowo produkowane elementy budowlane z istniejącej tu niegdyś fabryki Falbet zachowano i uczyniono niezwykłą „małą architekturą” terenu parkowego. co więcej, uszanowano także nieludzkich mieszkańców tej części terenu, którzy przez lata zasiedlili przestrzenie między porzuconymi prefabrykowanymi elementami architektonicznymi.
ANNA cyMEr DLA NN6T
DNA Aniołków
ci, którzy są z Gdańska, wiedzą o istnieniu Aniołków. Pozostali, gdy o nich słyszą, natychmiast chcą wybrać się na tegoroczne NArrAcje. Aniołki to jedna z najciekawszych dzielnic tego miasta, w której piękne wille i okazałe parki sąsiadują na każdym kroku z historycznymi pamiątkami (niegdyś na tym terenie znajdowało się aż 15 cmentarzy). Festiwal sztuki w przestrzeni miejskiej NArrAcje co roku eksploruje inną część miasta, a podczas tegorocznej edycji kuratorki Maja Murawska i Karolina Połom wraz z zaproszonymi osobami artystycznymi zbadają właśnie potencjał i realia Aniołków. „chcemy wyzwolić trudne emocje i doświadczenia wpisane w dNA Aniołków. Proponujemy opowieść o pamięci – tej rodzinnej, sąsiedzkiej, społecznej i osobistej, także o doświadczeniach bolesnych, które wracają i wpływają na kolejne pokolenia. choć nasza koncepcja wychodzi z punktu trudnych doświadczeń, ma w swoim założeniu pozytywny charakter: uwalniając emocje skrywane w ciele i pod powiekami, pragniemy wyzwolić reakcję empatii, wywrzeć wrażenie, może nawet skłonić do działania, sprzeciwu, odnalezienia wiary we własne możliwości i sensu kolektywnego działania” – piszą kuratorki. organizatorami NArrAcji są instytut Kultury Miejskiej i Gdańska Galeria Miejska.
Podczas ubiegłorocznej edycji festiwalu NArrAcJE, fot. Bartosz Bańka
Ciepło ludzkiego ciała
ten niezwykle poruszający projekt wykorzystuje technologię termowizyjną do ukazania niewidzialnego wymiaru miejskiej bezdomności. otwarciu wystawy Ciepło/ Zimno w siedzibie Fundacji Kraina towarzyszył panel dyskusyjny z udziałem ekspertek pracujących na co dzień z osobami w kryzysie bezdomności. rozmawiały o tym, jak wspólnota może włączać, zamiast wykluczać, i w jaki sposób skutecznie pomagać – systemowo i jednostkowo. osoby w kryzysie bezdomności uciekają przed osądzającym wzrokiem innych –kryją się w pustostanach, wiatach śmietnikowych, parkach. często dzieli nas od nich zaledwie kilka metrów, ale nie zawsze potrafimy je dostrzec. Wojtek skibicki i Konrad smoleński wykorzystują kamerę termowizyjną, by rejestrować podstawowy znak życia: ciepło ludzkiego ciała. skibicki to nie tylko twórca wizualny, lecz także artywista i streetworker, od siedmiu lat zaangażowany w działania z osobami w sytuacji bezdomności. Pracuje w MiserArt – strefie kreatywnej w labiryncie wykluczenia we Wrocławiu. Przez cztery lata był asystentem w programie Housing First – Najpierw Mieszkanie. smoleński jest bardzo dobrze znany na polu sztuk wizualnych, ale również mocno angażuje się społecznie. Współtworzy Fundację Kraina, która wspiera osoby w kryzysie migranckim, uchodźczym, bezdomności, osoby ubogie, starsze, nieodnajdujące się w dzisiejszym świecie.
itektura i M iasto
orientuj się — arc
Lekcja uważności
cykl Sześć wazonów j oanny szpak- o stachowskiej, zamknięty w jej autorską fotograficzną książkę, to tren dla mamy, opowiedziany za pomocą kwiatów. Artystka od lat pracuje z roślinami, tworząc ogród, bukiety, eksplorując działki (książka Chwasty), prowadząc warsztaty fotograficzne, kolekcjonując książki o tej tematyce. Wystawa Ostatnie kwiaty na ziemi w r otacyjnym d omu Kultury to kontynuacja tych poszukiwań. inspirując się barokową ideą sottobosco (realistycznych przedstawień runa leśnego), szpak-ostachowska zachęca do namysłu nad przemijaniem i pięknem, nad tym, co wyparte i pogardzane. Wystawa bada napięcia między naturalnym i sztucznym, między samym życiem a jego reprezentacją. Ważnym elementem ekspozycji będzie żywy bukiet kwiatów, który z czasem ulegnie przemianie. Artystka pisze: „Widzowie będą mogli obserwować jego stopniową transformację – od pełnego rozkwitu po powolne obumieranie. tytuł wystawy sugeruje wizję końca: ostatniego bukietu, ostatniego gestu wobec natury. jednocześnie skłania do uważności i przyglądania się, bez oceny, wszystkim przejawom życia”.
Joanna Szpak-Ostachowska, Ostatnie kwiaty na ziemi
Ciało kontrolowane
a
gnieszka Mastalerz porusza w swojej sztuce zagadnienia dotyczące ciała, przestrzeni oraz ich relacji ze strukturami władzy. skupia się na mechanizmach kontroli oraz procesach wpływających na jednostkę i eksploatujących ją. Analizuje restrykcyjne reguły ustanowione w intymnych związkach, społecznościach, państwach czy firmach oraz w stosunku do środowiska naturalnego. tworzy głównie wideo, często łącząc techniki obrazowania naukowego z elementami performatywnymi. Na wystawie Forma w instytucie Fotografii Fort artystka prezentuje premierowe realizacje wideo, w których cielesność spotyka się z choreografią maszyn. impulsem do ich stworzenia była postać danuty Kwapiszewskiej (1922–1999) – choreografki i tancerki, która w wyniku wypadku musiała zakończyć karierę sceniczną i zwróciła się ku figuratywnej rzeźbie. Agnieszka Mastalerz stworzyła te realizacje we współpracy z Adrianną Mrowiec – pierwszą polską choreografką z niepełnosprawnością przyjętą na uczelnię wyższą. to wystawa-doświadczenie (praca Mould, zrealizowana na taśmie 35 mm, wyświetlana jest tu z analogowego projektora – 300-kilogramowego, terkoczącego giganta). jak przypomina kurator wystawy Krzysztof Miękus, sam film analogowy to iluzja płynnego ruchu, możliwa dzięki mechanizmowi pętli lathama: tak szybkim zmianom pojedynczych kadrów, że granice obrazów zacierają się, dając ułudę ciągłości. Agnieszka
Pomiędzy bielą i czernią
to opowieść o historii polskiej fotografii ukazana, wbrew przyjętym stereotypom, nie w czerni i w bieli, ale w całej gamie niuansów i odcieni. ekspozycja Monochrom. Wszystkie kolory tęczy mieni się mnogością barw – od srebrzystych dagerotypów przez intensywnie niebieskie cyjanotypie po brązy kolodionowych odbitek. choć centralnym tematem jest kolor, wystawa prezentuje także szeroki wachlarz technik fotograficznych, ilustrując, jak przez lata zmieniało się samo medium. różnorodność prezentowanych prac zaskakuje. Znajdziemy wśród nich zarówno te sygnowane przez uznanych twórców, jak i realizacje mniej rozpoznawalnych czy wręcz anonimowych autorów. są tu fotografie Karola Beyera, ignacego Kriegera, jana Bułhaka czy Witolda romera, które na stałe weszły do kanonu, są obrazy rewolucjonistów – Zbigniewa dłubaka, Karola Hillera, Marka Piaseckiego i jerzego lewczyńskiego, wreszcie całkiem współczesne zdjęcia, m.in. Anety Grzeszykowskiej. łącznie blisko 300 prac, które pozwalają zanurzyć się w świat fotografii monochromatycznej i odkryć jej barwne oblicze.
Grzeszykowska, mama #47, 2018–2020, ze zbiorów MuFo
MArZEc DLA NN6T
Bunt trzeciego wieku g
abriel Mascaro to twórca od lat zainteresowany tematem odzyskiwania wolności ludzkiej jednostki w obliczu narastającej kontroli ze strony konserwatywnych instytucji państwa (Boska miłość). jego filmy wypływają najczęściej z krytyki brazylijskiego społeczeństwa i osadzone są w niedalekiej, dystopijnej przyszłości, a dzięki przyjętej konwencji magicznego realizmu stają się uniwersalną opowieścią o nieposłuszeństwie obywatelskim. tym razem Mascaro koncentruje się na losach 77-letniej therezy, która ma zostać odesłana do specjalnej kolonii dla osób w wieku emerytalnym. jednak jej poczucie niezależności i pragnienie wolności okazują się zbyt silne, by mogła dobrowolnie z nich zrezygnować, dlatego nie mając nic do stracenia, kobieta decyduje się udać w psychodeliczną podróż po malowniczej Amazonii. Błękitny szlak to niesamowite kino drogi (wiodącej również poprzez rozmaite gatunki filmowe), które udowadnia, że zawsze jesteśmy zbyt młodzi na to, by oddawać nasze życie w ręce jakiejkolwiek władzy.
ANDrZEJ
Kadr z filmu, mat. Aurora Films
Sobą się zaopiekuj
Kryzysy małżeńskie, trudności w związkach czy rozstania to jedne z najczęściej pojawiających się motywów we współczesnym kinie. o problemach w relacjach można opowiadać w niezwykle smutny i pesymistyczny sposób, jak ingmar Bergman, którego właściwie każdy film to sceny z życia małżeńskiego, lub przyjmując surrealistyczną perspektywę, niczym Michel Gondry w Zakochanym bez pamięci. debiut lilji ingolfsdottir Być kochaną, chociaż rozpoczyna się jak klasyczny melodramat, prezentuje zupełnie inne podejście do tematu. ukazuje szczęśliwy moment zakochania Marii i sigmunda, by następnie skonfrontować ich przeszłość z dramatyczną teraźniejszością, która okazuje się gęstwiną konfliktów, nieporozumień i wzajemnych pretensji. to już drugi związek 42-letniej Marii i gdy ten rozpada się na naszych oczach, główna bohaterka –zamiast go ratować – postanawia zaopiekować się sobą. Norweska reżyserka przekierowuje naszą uwagę z historii związku wyłącznie na postać Marii oraz jej własną drogę odkrywania samej siebie. ingolfsdottir udowadnia, że budowanie relacji z innymi możliwe jest jedynie wówczas, gdy potrafimy kochać samych siebie.
ANDrZEJ MArZEc DLA NN6T
Kadr z filmu, mat. Gutek Film
Miłosne problemy pierwszego świata
Norweskie kino stanowi obecnie jedno z najbardziej interesujących zjawisk na rozległej mapie międzynarodowych festiwali filmowych. jedną z jego charakterystycznych cech jest to, że opowiada o ludziach uprzywilejowanych, żyjących w dobrobycie. dlatego nie znajdziemy w nim typowych dla kina konfliktów wynikających z nierówności społecznych – każdy z filmów będzie raczej wyprawą w głąb najskrytszych zakamarków psychiki głównych bohaterów. obok dobrze znanych już reżyserów: joachima triera (Najgorszy człowiek na świecie) czy Kristoffera Borgliego (Dream Scenario) warto zwrócić uwagę na daga johana Haugeruda i jego filmową trylogię (Sex, Dreams, Love), której drugą i trzecią część będziemy mogli obejrzeć w kinach w listopadzie. Haugerud jest również pisarzem (wydał kilka powieści, pracował w bibliotece) – być może dlatego jego kino najczęściej porównuje się do nieco przegadanych filmów Érica rohmera, opowiadających o codziennych losach zwyczajnych ludzi. Miłość koncentruje się na losach Marianne, urolożki, która wiedzie stabilną i uporządkowaną egzystencję do czasu, gdy pod wpływem nieoczekiwanych spotkań z innymi zmienia swoje podejście do życia. Z kolei tematem Snów o miłości (Złoty Niedźwiedź za najlepszy film na tegorocznym Berlinale) opowiadają o nastoletnim, niemożliwym do spełnienia, lecz niezwykle intensywnym pragnieniu 17-latki (johanne) zakochanej w swojej nauczycielce.
ANDrZEJ MArZEc DLA NN6T
Kadr z filmu sny o miłości, mat. Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
studio, rEstKi, 2021
Gładzenie, szlifowanie, splatanie
zięki wystawie Ukryte parametry w galerii oP e NH ei M zobaczymy, jak one i oni pracują –z materiałem i z wyobraźnią. „Wystawa wyrasta z potrzeby zapisu aktywności ciała, niestrudzenie zbierającego, gładzącego i splatającego. jest częścią projektu, w ramach którego grupa osób eksperymentuje z różnymi materiałami. sięgając po metody wywodzące się z praktyk rzemieślniczych, czerpie jednocześnie ze strategii konceptualnych. osią tej wymiany jest próba znalezienia narzędzi do testowania nowych form odczuwania i myślenia” – pisze kuratorka Marta lisok. Zobaczymy tu więc zbiory instrukcji, obiektów i instalacji autorstwa twórczyń i twórców zrzeszonych w stowarzyszeniu Nów. Nowe rzemiosło i zaproszonych osób artystycznych. Wystawa przybiera formę laboratorium, otwartego też na inne niż ludzkie możliwości poznawcze i pozaracjonalne modele wytwarzania wiedzy, takie jak praktyki duchowe, wernakularne czy etnobotaniczne.
rest
Agnieszka rayss, karafka z naniesioną siatką, przygotowana do narzynania dekoracji szlifowanej
Wyciągamy kryształy
Polecamy wycieczkę do Huty szkła Kryształowego „julia” działającej w Piechowicach, w malowniczym rejonie Karkonoszy. jednak zanim tam pojedziecie, warto zrobić sobie wprowadzenie na wystawie Szlify w BWA Wrocław. Zdziwicie się, jak różnorodne mogą być kryształy i ile niosą ze sobą historii. W domach zawsze miały swoje specjalne miejsca – na meblościankach, w gablotkach i kredensach. używane jedynie na wyjątkowe okazje, dekorowane ozdobnymi szlifami naczynia ze szkła ołowiowego były w Prl-u symbolem luksusu i statusu społecznego. Wytwarzało je wówczas kilkanaście fabryk w Polsce. Wystawa eksploruje relacje między szkłem kryształowym a ludźmi. opowieści pracownic wytwarzających ozdobne szkło splatają się tu z perspektywą użytkowników, prace artystyczne z materiałami archiwalnymi i badaniami etnograficznymi. Zobaczymy fotografie autorstwa Agnieszki rayss, obiekty Katarzyny Harasym powstałe z uszkodzonych czy zapomnianych naczyń oraz instalację Aleksandra Baszyńskiego stworzoną z kieliszków. Z huty „julia” przyjadą nie tylko same naczynia, ale też wzory zdobień, które tradycyjnie przyjmowały formę rysunków technicznych kreślonych tuszem na kalce.
Czas baśni
Modernistyczny prymat funkcji nad formą odchodzi do lamusa. Nadchodzi czas nieskrępowanej wyobraźni, zanurzenia się w gęste trajektorie ornamentów, dekorów i warstw. eskapizm? raczej swobodny przepływ energii twórczej, która czerpie z tradycyjnych technik i bogatej symboliki. Brytyjska projektantka Bethan laura Wood, znana z maksymalistycznego stylu, jako pierwsza twórczyni prezentuje swoje prace w ramach PlAtForM, ekspozycyjnej przestrzeni londyńskiego design Museum, dostępnej dla szerokiej publiczności bez opłat i rezerwacji. demokratyczny sposób zaprezentowania dizajnu ma skutkować szerokim odbiorem wystaw oraz inspirować i pobudzać publiczność do dyskusji. Wood, która debiutowała w murach muzeum w 2009 roku, powraca z bogatą ekspozycją: zobaczymy ponad 70 prac, w tym szkiców i elementów procesu twórczego. e sme Hawes, kuratorka wystawy, zaprasza: „ twórczość Wood zachęca nas do spojrzenia poza powierzchnię, a jej żywe i różnorodne prace nawiązują do różnych kultur i epok, celebrując indywidualność i maksymalizm”.
Bethan Laura Wood, Wisteria Chandelier, 2022, fot. Nalbadis, dzięki uprzejmości Nilufar i Design Museum
Nur w historię
szwajcarskie Museum für Gestaltung Zürich właśnie otworzyło jedną z większych kolekcji międzynarodowego dizajnu. około 2500 obiektów z dziedziny grafiki, typografii, plakatu, tekstyliów, wzornictwa przemysłowego oraz rzemiosła artystycznego udostępniono szerokiej publiczności. otwarte archiwum pozwala zwiedzającym na bliskie zapoznanie się z obiektami, a kuratorzy zadbali o tymczasowe instalacje, aby pokazać różne perspektywy na kolekcję. W zintegrowanej z wystawą sekcji swiss design lounge można testować obiekty, wziąć udział w warsztatach lub po prostu odpocząć. ciekawostka: muzeum posiada trzy lokacje. jedna z nich – Pavillon le corbusier – to perełka architektury: ostatni budynek zaprojektowany przez geniusza modernizmu i jedyny projekt le corbusiera wykonany jedynie ze szkła i stali. otwierany jest sezonowo, dostępny jeszcze do 23 listopada.
AGATA KiEDrOWicZ DLA NN6T
Pavillon Le corbusier, mat. Museum für Gestaltung Zürich
Interakcje, improwizacje
tegoroczna edycja festiwalu sacrum Profanum kontynuuje dialog między różnymi formami ekspresji, przekraczając granice tradycyjnie pojmowanego koncertu. W centrum uwagi organizatorów znalazły się działania oparte na intuicji, uważności i współobecności oraz improwizacja jako forma kolektywnego tworzenia i reagowania na otoczenie. jednym z kluczowych elementów programu jest instalacja Konrada smoleńskiego Everything Was Forever, Until It Was No More –dźwiękowa rzeźba, która staje się punktem wyjścia dla improwizowanych interwencji artystów z różnych stron świata. Brzmienia dzwonów, rejestrowane i przetwarzane na żywo, współgrają z muzycznymi działaniami w cyklu Instaimprowizacje obok improwizacji program obejmuje m.in. występ sinfonietty cracovii z utworami inspirowanymi naturą autorstwa evy-Marii Houben oraz Marka Pospieszalskiego. Z kolei w przestrzeni klubu Hevre zabrzmi fortepian preparowany – w interpretacji Martyny Zakrzewskiej usłyszymy Sonaty i Interludia johna cage’a, rozpisane na śruby, wkręty, plastik i gumę. instalacja Konrada Smoleńskiego w Pawilonie Polskim na 55. Międzynarodowej Wystawie Sztuki w Wenecji, fot. Bartosz Górka / Zachęta Narodowa Galeria Sztuki
Stare etykiety, nowe formy
Katowicki Ars cameralis powraca w tym roku z imponującym programem muzycznym – dwóch ogłoszeń wypatrywałem przez cały rok. Ale po kolei. Muzyczna strona Ars cameralis to tradycyjnie rodzaj miesięcznego cyklu koncertowego. tym razem otworzy go występ kwartetu Makayi Mccravena – a więc współczesne oblicze wielokulturowego wcielenia amerykańskiego jazzu. jazzowy nurt festiwalu będzie rozwijać brytyjskie corto.alto, odświeżające niegdysiejszą estetykę posttriphopowego jazzu spod znaku Ninja tune i sklepowych półek z etykietą „nowe brzmienia”. druga część listopada to przede wszystkim trzy odsłony współczesnego indie/avant-popu. Z jednej strony Haley Fohr, znana jako c ircuit des yeux – którą synthpopowe poszukiwania zaprowadziły na tegorocznym Halo on the Inside w bardzo ciekawe, mroczne tereny. dla mnie to zdecydowanie najciekawszy album w całej jej dotychczasowej dyskografii. Z drugiej strony – tamara lindeman z the Weather station. Być może tegoroczny Humanhood nie osiągnął poziomu rewelacyjnego Ignorance (jedna z moich ulubionych płyt ostatnich lat), lecz w dalszym ciągu znajdziemy tu mnóstwo poruszającego songwritingu i fascynującej produkcji. Wreszcie jenny Hval, czyli wiecznie poszukujący kameleon współczesnego avant-popu, ciągle na nowo składająca formy piosenkowe, by pokazać, jak wiele można z nich wciąż wycisnąć.
5–30.11
ANTONi MicHNiK DLA NN6T
Tamara
Les Marquises wystąpią 16 listopada w Bunkrze Sztuki, mat. Audio Art
Potencjalne kierunki
tradycyjnie w drugiej połowie listopada w Krakowie odbywa się festiwal Audio Art, łączący różne nurty muzyki eksperymentalnej. Festiwal często zwraca się w stronę futurystycznych instrumentów, mapując potencjalne kierunki przyszłej muzyki eksperymentalnej i wsłuchując się w nie. jak zwykle istotne miejsce w programie zajmuje soundart – tym razem można będzie doświadczyć m.in. wielokanałowej instalacji Pawła Kulczyńskiego Fulcrum czy prac ewy i jacka doroszenków. Wśród najważniejszych punktów tegorocznej edycji znajdą się występy Matthiasa Wiessenthanera na autorskim strunowym instrumencie sPo (kontrolowanym gestami rąk) oraz simão costy na robotycznie preparowanym fortepianie. dodajmy do tego koncert –czy może raczej performans dźwiękowy – kultowego pioniera instrumentów-ubrań, „noszalnych” zestawów głośnikowych, czyli Benoit Maubreya. Bardzo ciekawie zapowiada się perkusyjny koncert tomasza szczepaniaka – w programie utwory m.in. Anny Arkushyny, jasny Veličković i Ash Fure. do tego (obok np. tradycyjnego maratonu muzyki elektroakustycznej) m.in. występy gdańskiego NeoQuartetu (w tym z kompozycją johannesa Kalitzkego do Europy Franciszki i stefana themersonów) oraz duetu deAe (Zofia ilnicka, ola rzepka). Nie zapomnijcie też o występie duetu les Marquises – emilie Škrijelj to wyjątkowa akordeonistka, a zarazem efektowna turntablistka, a tom Malmendier jest świetnym perkusistą.
ANTONi MicHNiK DLA NN6T
Żywe partytury i inne improwizacje
Wtym roku łódzka Musica Privata ponownie odbywa się w kilku odsłonach. centralną postacią tegorocznej edycji będzie legendarny gitarzysta Fred Frith, który nie tylko zagra solowy koncert, lecz również poprowadzi w trakcie festiwalu warsztaty. drugim kluczowym wydarzeniem będzie występ berlińskiego kwartetu jessie Marino / owen Gardner / Max Murray / Weston olencki, który wykona kompozycje j essie Marino oraz luke’a Nickela. Marino należy do najciekawszych współczesnych kompozytorek – łączona często z tzw. Nową dyscypliną, podąża własną ścieżką, łącząc rozszerzone techniki wykonawcze z wideo, nawiązania do popkultury z brzmieniami codziennych przedmiotów, a także performatykę inspirowaną teatrem postdramatycznym z perkusyjną rytmicznością. Nickel to również ciekawa postać: kompozytor postcyfrowy, który m.in. rozwija autorską ideę „żywych partytur” – wykonawcy są jedynymi nośnikami partytury i przekazują ją dalej z pełną świadomością kompozytora, że może dojść do zniekształceń kompozycji w procesie. Podczas głównego weekendu na festiwalu wystąpi też m.in. silna reprezentacja muzyki improwizowanej, na czele z gwiazdorskim trio Butcher / stoffner / corsano oraz tubistą Perem-Åke Holmlanderem, który zagra w trio z perkusistą timem daisym oraz gitarzystą Patrykiem Zakrockim. osobny występ z grupą warsztatową zagra Zygmunt Krauze. Postscriptum do tegorocznej edycji stanowić będzie audioperformans Otwarta na 18 ścian – zbiorowa kompozycja Aleksandry chciuk, Kuby Krzewińskiego i Anny sowy na bogate instrumentarium oraz kamienicę Hilarego Majewskiego przy ul. Włókienniczej 11.
ANTONi MicHNiK DLA NN6T
Luke Nickel, fot. Jader
Wstyd i odwaga
Podstawą performatywnego czytania Proces Pelicot są autentyczne materiały sądowe jednej z najbardziej wstrząsających spraw współczesnej Francji. W małym miasteczku Mazan przez lata dochodziło do wielokrotnych gwałtów na Gisèle Pelicot – kobiecie odurzanej przez własnego męża i wystawianej na przemoc grupy mężczyzn, „zwykłych obywateli”: ojców, urzędników, przedstawicieli zawodów zaufania publicznego. Kiedy Pelicot zdecydowała się zrezygnować z anonimowości i upublicznić proces, wstyd zmienił strony. jej akt odwagi uruchomił falę solidarności i postawił przed sądem nie tylko sprawców, lecz także cały system – patriarchalny porządek, który przez dekady uczył milczenia i przekonywał o „współudziale”. Milo r au i s ervane dècle rekonstruują proces, w którym widzowie zajmują miejsce publiczności sądowej. Na scenie czytane są zeznania Gisèle, jej męża i 50 oskarżonych mężczyzn. i ch historie ujawniają społeczne tło przemocy – banalność zła ukrytą w codzienności. scena staje się przestrzenią konfrontacji, w której teatr przyjmuje rolę świadka i archiwum.
Patryk różycki, portret Gisèle Pelicot dla Tr Warszawa
SOSNOWSKA DLA NN6T
Tarcie i wspólnota s
pektakl Friction wyrasta z potrzeby przywrócenia znaczenia temu, co w społeczeństwie zdominowanym przez indywidualizm ulega zatarciu: kontaktowi, konfrontacji i różnicy. sophia rodriguez proponuje powrót do „tarcia”, zarówno w sensie fizycznym, jak i emocjonalnym. Na scenie spotykają się performerki i performerzy różnych pokoleń i kultur – od 25. do 65. roku życia –oraz dziecięcy zespół, by poprzez ruch, głos i muzykę wspólnie odkrywać energię napięcia, nieporozumienia i wymiany. jak czytamy w zapowiedzi, Friction staje się narzędziem przemiany, zaproszeniem do ryzyka, które prowadzi do wspólnoty. to opowieść o dynamice daru i kontrdaru, o odwadze pozwalającej zapalić iskrę między ciałami i historiami. rodriguez tworzy przestrzeń spotkania, w której kolizja zamienia się w więź, a konflikt – w źródło transformacji. spektakl wenezuelskiej tancerki, performerki i artystki cyrkowej jest hołdem dla tarcia jako siły napędzającej życie, relacje i sztukę. Zobaczymy go w ramach 6. Międzynarodowego Festiwalu Nowa europa. lekki Hardcore w Nowym teatrze.
AGNiESZKA
Sophia rodriguez, Friction, fot. Wannes cré, mat. Nowego Teatru
Złe na przedziwne sposoby
Zapach palonych w piecu butelek Pet przypomina o rozkoszach jesieni. Ale jesień to nie tylko jabłka na grzbietach jeży, lecz także rozstrzygnięcie i Konkursu na Najgorszą Książkę imienia timothy’ego dextera. tematem tegorocznej edycji był „awans społeczny”, zjawisko modne i poruszające strunę uwagi. jury z trudem mogło się poruszać pośród kilkudziesięciu nadesłanych zgłoszeń – złych na przedziwne sposoby. dopiero po długich naradach w przekwitającej nawłoci jurorki zdecydowały o nagrodzeniu dwóch pozycji ex aequo Pierwsza to poruszająca opowieść o międzypokoleniowej traumie i nadziei, o rozczarowaniu wielkomiejską karierą, o Podlasiu i miłości, która potrafi wypalać trawy. czy Babcia Kochana Zaczarowana uratuje korporacyjną karierę ambitnej wnuczki? czy przekona ją do kupna działki budowlanej pod miastem? Książeczkę Głosu kosa nie słychać w Warszawie napisał Marcin Wilkowski. druga pozycja to Shmrodek. True Polish Eastern European Experience in the Shadow of the Class Trauma and Story of the Struggle for the Class Advancement. Pod długim tytułem skrywa się autobiograficzny esej stylizowany na artykuł w punktowanym czasopiśmie naukowym. opowieść o shmrodku zaprasza zagraniczną publiczność na polską prowincję, przede wszystkim literacką, porośniętą ostem i rdestowcem. tekst przygotowali Filip Matwiejczuk oraz łukasz Żurek.
Wszyscy trzej nagrodzeni autorzy są doświadczonymi literatami, a nie naturszczykami wyrwanymi zza pawilonu. czy świadczy to o profesjonalizacji polskiej grafomanii? Być może awans społeczny w ramach literatury nie jest już możliwy, skoro nawet najgorsze konkursy wygrywają zawodowcy. Pomyślmy o tym, licząc krople deszczu na szybie. Najgorsze książki roku 2025 ukażą się w wydawnictwie dar dobryszyc już za chwilę.
Czuła lewica na straży wartości
Nie ma co się szczypać: ten zawodnik prowadzi pisarską ofensywę. chwilę temu polecałem w rubryce „ o rienty” esej dawida Kujawy Niedzielne ziemie z 2024 roku, a on już wraca do nas z kolejną książką pod zmyślnym tytułem W myśl praw geometrii. Jak lewica przestała się martwić i pokochała logikę towarową. to trzecia zwarta publikacja krytyka literackiego z Katowic. swoją drogą, ciekawa jest trajektoria jego intelektualnych losów. Zadebiutował w 2021 roku insajderską rozprawą Pocałunki ludu, poświęconą polityczności współczesnej poezji polskiej, po drodze wydał nie mniej insajderski literaturoznawczo-filozoficzny esej, wspomniane Niedzielne ziemie, aż wreszcie przeszedł na kartach W myśl praw geometrii na pozycję publicysty. otwarcie na szerszego czytelnika to, rzecz jasna, krok zawsze słuszny – szczególnie że w przypadku Kujawy wyczuwalne opuszczenie akademickiej gardy nie wiąże się z obraniem intelektualnej drogi na skróty. jego nowa książka to tyleż zjadliwy komentarz do kapitału uwłaszczającego się na dyskursach emancypacyjnych, co krytyka tej części lewicy, która pod postępowym płaszczykiem przeciera owemu kapitałowi szlaki. j ak na „materialistę kulturowego” przystało, akuratnej kontry wobec postępującej algorytmizacji wszelkich aspektów życia i „urzeczowienia duszy” szuka autor w mistycyzmie, dyskursach antyracjonalistycznych, antykapitalistycznym romantyzmie. o twarcie mówi o potrzebie pielęgnowania wartości i społecznym solidaryzmie, o miłości, braterstwie, współczuciu. r ozprawkę W myśl praw geometrii czytamy tej jesieni śmiało obok Patopaństwa jana Śpiewaka albo między jednym a drugim odcinkiem podcastu Dwie lewe ręce
Płaskość stylu życia
chcielibyście otaczać się markowymi przedmiotami w pokumanym guście, pracować jako nomada przemysłów kreatywnych i prowadzić wagabundzkie, poliamoryczne życie po trzydziestce w artsi-Berlinie? Zgaduję, że raczej tak. czy jednak w stosownym momencie zabrakło wam środków albo farta, więc zostaliście w Warszawie na nudnym etacie bez zdolności kredytowej i teraz co miesiąc dokarmiacie swojego czynszojada? to całkiem możliwe. ja tak właśnie mam. dzięki lekturze króciutkiej, niezwykle błyskotliwej powiastki Vincenza latronico Do perfekcji możemy przyjrzeć się swoim niegdysiejszym fantazjom. Książka włoskiego pisarza opowiada o kilku latach z życia Anny i toma – pary berlińskich ekspatów, która o czasie wyjechała ze swojej prowincji gdzieś na południu europy i spełniła generacyjne marzenie pierwszych dzieci schengen o życiu „bez granic”. choć z zewnątrz ich codzienność w Berlinie wydaje się mokrym snem wrażliwego milenialsa, to pod jej brokatową powierzchnią kryją się dramaty. Anna i tom ciągle zasypują czymś poczucie alienacji i osamotnienia, a terror projektowego stylu życia sprawia, że nie chcą przyznać się przed sobą do trawiącej ich pustki. Żyją więc w urojeniu, w kieracie pozoru. l atronico opowiada nie tylko o marzeniach i rozczarowaniach białasów z klasy średniej, ale także o zwijającej się globalizacji – o kosmopolitycznej iluzji, która na naszych oczach pęka jak mydlana bańka. Być może wcale nie wylądowaliśmy w tej Warszawie tak źle? ja niczego nie żałuję.
Dojrzałe urasowione demokracje o
d lat mam wrażenie (choć żaden ze mnie specjalista), że lwia część krajowej produkcji non fiction cierpi na kilka przykrych syndromów. Wprzódy, najczęściej obsługuje próżne średnioklasowe gusta. Po wtóre, często opowiada o rzeczach, które nie interesują nikogo poza bywalcami mokotowskiego Nowego teatru czy Hali Koszyki. Po trzecie wreszcie, nie ma ani zmysłu szczegółu, ani literackiego wyczucia, ani w ogóle charakteru. W tym kontekście Gorycz Anny Zawadzkiej to wspaniale ożywcza pozycja. ten literacki reportaż o paciorkach fizycznej tyry w Berlinie to coś więcej niż tylko osobista opowieść o niewdzięczności życia na obczyźnie czy o co rusz doświadczanych szklanych sufitach. to także przewrotna próba autoetnografii – przewrotna, bo wyczulona na klasowe determinanty, kluczowe dla reprodukowania się inteligencji jako formacji społecznej. Kiedy narratorka – młoda badaczka bez inteligenckiego backgroundu, zmuszona do emigracji zarobkowej – wraca jednego dnia śmierdząca z tyry, za szybą zatłoczonej furgonetki dostrzega pewnego znanego w Polsce historyka z „dobrej rodziny”. Gość pije sobie kawkę w modnym berlińskim lokalu i z zadowoleniem czyta niemieckojęzyczną prasę. Kiedy Zawadzka pisze o tym, jak przez chwilę spotykają się ich spojrzenia, nie sposób nie ująć się za narratorką – i trzeba pamiętać, że ta nasza spontaniczna sympatia ma swoje źródła właśnie w klasowym resentymencie. co jeszcze? Gorycz to również niezwykle bystra krytyka „dojrzałej” niemieckiej demokracji, podszytej powszechnym, nieporadnie skrywanym rasizmem, ksenofobią i klasizmem. Autorka odczarowuje rajch – w pełni świadoma, że kraj ten nigdy nie był tak postępowy, jak nam czasami wmawiano.
Ucieleśnienie
to wystawa, która mierzy się z mitem „świadomej” Ai. What Is It Like? pokazuje, jak twórczynie i twórcy wykorzystują dziś narzędzia cyfrowe oraz techniki sztucznej inteligencji do budowania znaczeń. Wspólnym mianownikiem pokazywanych prac jest ucieleśnienie – zamiast „czującej” maszyny oglądamy dzieła, które przekładają pamięć i emocje na obraz, dźwięk i doświadczenia Vr. Przestrzeń ekspozycji, kuratorowanej przez Helen starr, działa jak żywe archiwum, współtworzone przez odbiorców i odbiorczynie ruchem i spojrzeniem. duże, ażurowe panele – przesuwane niczym magazynowe regały – odsłaniają ukryte ekrany, stając się mechaniczną metaforą tego, jak wydobywamy informacje i wspomnienia. Znajdziemy tu m.in. pracę Katarzyny Krakowiak Oh no, please don’t, która sonifikuje komputerowo generowany poemat Alison Knowles The House of Dust, przeobrażając go w kompozycję dźwiękową, awatara damary inglês, używanego do przepracowania doświadczenia choroby i żałoby, czy lawrence’a leka melancholijną podróż do przeszłości, w której pamięć kształtuje to, co widzimy i czujemy. Wystawa powstała we współpracy z londyńską galerią arebyte, w ramach programu uK/Poland season 2025.
Kira Xonorika, deep time dance, 2024
PRZECIĘTNY UŻYTKOWNIK KULTURY
Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025.
Raport z badania zrealizowanego przez SMARTSCOPE na zlecenie
Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie oraz Zamku Królewskiego w Warszawie
Warszawa, wrzesień 2025
NIE ISTNIEJE
WPROWADZENIE
Jesień okazała się w NN6T okresem popularyzacji badań dotyczących uczestnictwa w kulturze w Polsce. W poprzednim numerze przedstawiliśmy założenia i wyniki Kontekstowego badania uczestnictwa w kulturze, natomiast w tym skupimy się na Ogólnopolskiej segmentacji uczestników kultury. Każde z tych przedsięwzięć ma swoją specyfikę, ale łączy je dążenie do lepszego zrozumienia potrzeb osób, do których instytucje i organizacje działające w obszarze kultury mogą kierować swoje inicjatywy. Wspólnym mianownikiem jest również źródło potrzeby badań – badanie zostało zrealizowane na zlecenie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na potrzeby współKongresu Kultury, natomiast drugie przeprowadziła firma SMARTSCOPE na zamówienie Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie oraz Zamku Królewskiego w Warszawie. Wyniki przedstawione w tym numerze nawiązują do podobnego projektu zrealizowanego w 2016 roku, który – jak opisują autorzy i autorki raportu z 2025 roku – posłużył wielu instytucjom jako podstawa do planowania działań w oparciu o głębsze zrozumienie odbiorców. Potrzeba wykorzystywania danych w tym celu pozostaje aktualna, choć zmienione okoliczności wymagały przeprowadzenia kolejnego badania, by uchwycić zachodzące przemiany. Autorzy i autorki raportu do czynników wywołujących te zmiany zaliczają m.in. przekształcenia struktury wiekowej uczestników kultury, digitalizację i rozwój technologii, skutki zamknięcia instytucji podczas pandemii COVID-19, polaryzację polityczną i kulturową, presję ekonomiczną, zmiany stylu życia oraz przemiany społeczne – takie jak wzrost znaczenia autentyczności i inkluzywności czy rozwój aktywizmu klimatycznego. W następstwie wspomnianych wydarzeń i procesów konieczne stało się zaktualizowanie sposobu rozumienia uczestnictwa w kulturze –jakie formy aktywności można zaliczyć do oferty instytucjonalnej, a jakie do działań kulturalnych podejmowanych w domu. Ewoluują też tzw. metapotrzeby (jak określają je osoby zaangażowane w prezentowane badanie) związane z czasem wolnym. Ich szczegółowy wykaz zamieszczamy poniżej, warto jednak już tutaj zaznaczyć, że obejmują one nie tylko potrzebę wzruszenia czy przeżywania emocji, rozwijania wiedzy i zainteresowań, powrotu do korzeni czy integracji ze społecznością, lecz także relaks (wyciszenie), bycie „na bieżąco” czy możliwość dzielenia się przeżyciami w mediach społecznościowych. Już te kilka przykładów pokazuje, że w badaniu kultura ujmowana jest szerzej niż w statystykach publicznych – obejmuje zarówno bogatszy katalog aktywności, jak i motywacji, co pozwala dostrzec jej rolę nie jedynie w rozwoju osobistym, ale i np. w procesach uspołeczniania. Sens porządkowania danych o uczestnikach kultury w segmenty najlepiej oddaje zaczerpnięte z raportu stwierdzenie: „Przeciętny użytkownik kultury nie istnieje”, które posłużyło również za tytuł naszego opracowania. Segmentacja to metoda statystyczna umożliwiająca wyodrębnienie w badanej populacji podgrup
różniących się m.in. oczekiwaniami, stylami życia czy poziomem wykształcenia. Pozwala ona dopasować program do zróżnicowanych grup odbiorców, a nie do wyimaginowanego „średniego” uczestnika (szczegóły zastosowanych procedur znajdują się w pełnej wersji raportu). Zgodnie z założeniami celem badania było wsparcie instytucji kultury w trafniejszym projektowaniu i komunikowaniu oferty poprzez identyfikację i opis segmentów. Intencja ta znajduje też odzwierciedlenie w strukturze raportu – każdy segment, np. dawni bywalcy, opisany jest z uwzględnieniem danych demograficznych, potrzeb związanych z czasem wolnym, postaw wobec kultury oraz ocen lokalnej oferty, poziomu aktywności podejmowanych w domu i poza nim, źródeł informacji o kulturze i korzystania z mediów, zainteresowań, postaw światopoglądowych oraz profilu psychologicznego. Tak szczegółowa charakterystyka może służyć nie tylko planowaniu działań, lecz także ocenie ich zasadności – raport zawiera bowiem również wskaźnik potencjału, jaki poszczególne segmenty reprezentują z perspektywy instytucji. Prezentując wybrane dane na kolejnych stronach naszego raportu, staraliśmy się oddać wspomnianą wcześniej ideę. Jednocześnie jednak ujawniają się pewne ryzyka wpisane w samą koncepcję segmentacji. Metoda ta wyraża godne pochwały zainteresowanie instytucji i organizacji swoją publicznością, a więc chęć jak najlepszego odpowiadania na jej potrzeby. Autorzy i autorki raportu zadbali ponadto o to, by postrzegać kulturę i związane z nią potrzeby w szerszej perspektywie niż jedynie jako formę „uszlachetnionej” konsumpcji. Mimo to każda segmentacja niesie ze sobą pewne ograniczenia wynikające z jej marketingowego rodowodu – premiuje bowiem zainteresowanie przede wszystkim tymi grupami, które potencjalnie wykazują największe zainteresowanie ofertą. Istnieje zatem ryzyko dostosowywania programów wyłącznie do segmentów w pewien sposób uprzywilejowanych. Tymczasem działania w kulturze warto planować z uwzględnieniem nie tylko zasobów i motywacji, lecz także barier ograniczających uczestnictwo. Z pełnym uznaniem dla idei badania i przekonaniem, że instytucje mogą wyciągnąć z niego cenne wnioski dla swojej działalności, mamy nadzieję, że posłuży ono też jako impuls do dalszych starań – by oferta była adresowana i komunikowana również do tych segmentów publiczności, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się trudniejsze do zaangażowania.
MACIEJ FRĄCKOWIAK
DEFINICJA
Kultura instytucjonalna
WIZYTA w muzeum WIZYTA w galerii sztuki / na wystawie sztuki WIZYTA w teatrze / na przedstawieniu teatralnym WIZYTA w operze / na operetce PÓJŚCIE na balet / teatr tańca ZWIEDZANIE historycznego budynku, obiektu lub miejsca WIZYTA w filharmonii / sali koncertowej WIZYTA w centrum nauki / planetarium
WIZYTA w centrum kultury, domu kultury lub placówce kulturalnej (np. przykościelnej) UDZIAŁ w wykładzie, odczycie, publicznej dyskusji, konferencji niezwiązanej z nauką/pracą UDZIAŁ w wydarzeniu literackim (np. promocji książki, spotkaniu z autorem) UDZIAŁ w rekonstrukcji historycznej lub uczestnictwo jako widz
ZWIEDZANIE skansenu lub zabytku archeologicznego
UDZIAŁ w koncercie / festiwalu muzycznym (także na świeżym powietrzu) WIZYTA w kinie / na festiwalu filmowym lub UDZIAŁ w pokazie filmowym (także na świeżym powietrzu) WIZYTA w cyrku / OGLĄDANIE przedstawienia ulicznego UCZESTNICTWO w festynie, jarmarku, imprezie folklorystycznej PÓJŚCIE na musical, pokaz tańca, rewię, kabaret UDZIAŁ w pikniku / imprezie plenerowej organizowanej przez różne instytucje
SKORZYSTANIE z biblioteki lub czytelni WIZYTA w parku tematycznym, parku rozrywki WIZYTA w ogrodzie zoologicznym / ogrodzie botanicznym SKORZYSTANIE z archiwum instytucji kulturalnej lub naukowej PODRÓŻOWANIE po Polsce (nie w celach zawodowych) PODRÓŻOWANIE za granicę (nie w celach zawodowych)
UDZIAŁ w warsztatach niezwiązanych z pracą zawodową
Legenda: Rodzaje aktywności, które należało zrealizować przynajmniej raz w minionych 12 miesiącach, by zostać zaklasyfikowanym jako uczestnik kultury instytucjonalnej zgodnie z definicją przyjętą w badaniu. Źródło: Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 15.
UCZESTNIKA KULTURY
Kultura domowa
CZYTANIE książek dla przyjemności CZYTANIE poradników lub książek związanych z samorozwojem dla przyjemności CZYTANIE prasy / czasopism poświęconych kulturze lub zawierających sekcje o takiej tematyce
WIRTUALNE ZWIEDZANIE lub OGLĄDANIE zdjęć lub reprodukcji dzieł (np. w Internecie, w albumach)
OGLĄDANIE nagrań sztuk teatralnych, oper, baletów (w telewizji, w Internecie lub na nośnikach) oGLĄDANIE lub SŁUCHANIE programów/kanałów kulturalnych (w TV, radiu, Internecie, także na YouTubie i w formie podcastów) OGLĄDANIE materiałów politycznych/ historycznych/naukowych na YouTubie (lub w innym serwisie) SŁUCHANIE transmisji lub nagrań koncertów muzyki klasycznej albo jazzu (w radiu, telewizji lub Internecie) OGLĄDANIE filmów lub seriali w serwisie typu Netflix, Max, Prime lub innym GRANIE w gry na komputerze lub konsoli OGLĄDANIE/SŁUCHANIE wydarzeń muzycznych / koncertów online na serwisach streamingowych czynny UDZIAŁ w kursie/szkoleniu internetowym związanym z jakimś hobby lub obszarem zainteresowań OGLĄDANIE/SŁUCHANIE kabaretów, programów rozrywkowych na serwisach streamingowych
KORZYSTANIE z archiwum online lub portalu wiedzowego prowadzonego przez instytucję kulturalną
Legenda: Rodzaje aktywności, które należało zrealizować przynajmniej raz w minionych 12 miesiącach, by zostać zaklasyfikowanym jako uczestnik kultury instytucjonalnej zgodnie z definicją przyjętą w badaniu.
Źródło: Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 15.
Uczestnicy kultury…
zinstytucjonalizowanej lub domowej
zinstytucjonalizowane
domowej
93% 84% 83%
Legenda: Rodzaje aktywności, które należało zrealizować przynajmniej raz w minionych 12 miesiącach, by zostać zaklasyfikowanym jako uczestnik kultury instytucjonalnej zgodnie z definicją przyjętą w badaniu. Źródło: Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 15.
Potrzeby w czasie wolnym. Kultura…
WIEDZA / ROZWÓJ ZAINTERESOWAŃ
DOŚWIADCZENIE
RELAKS/ WYCISZENIE
SOCJALNOŚĆ
RODZINA
POLSKA
TOŻSAMOŚĆ
ZWIEDZANIE
ZABAWA/RADOŚĆ/ LUZ
ZAKUPY / SOCIAL MEDIA
WSPÓLNOTA / INTEGRACJA ZE
Pogłębia moją wiedzę, sprawia, że znam się na danej dziedzinie lepiej niż inni.
Poszerza moje horyzonty.
Daje możliwość stworzenia czegoś własnymi rękoma.
Dzięki niej mogę poczuć coś na własnej skórze, bezpośrednio czegoś doświadczyć.
Pozwala mi oderwać się od rzeczywistości, zapomnieć o reszcie świata.
Umożliwia mi odpoczynek, relaks.
Pozwala mi spędzić czas ze znajomymi.
Daje mi pretekst, aby wyjść z domu / „do ludzi”.
Pozwala mi spędzić czas z rodziną. Przede wszystkim zaspokaja potrzeby moich bliskich, mojej rodziny, dzieci.
Pozwala mi lepiej zrozumieć Polskę oraz cechy/tożsamość Polaków.
Pozwala mi „powrócić do korzeni”, robić rzeczy, które robiły poprzednie pokolenia.
Umożliwia zwiedzanie ciekawych miejsc.
Pozwala mi zobaczyć/poznać największe atrakcje miejsca, w którym aktualnie jestem.
Daje dużo radości.
Jest swobodna, niewymuszona, „na luzie”.
Dodatkowo, przy okazji, umożliwia zrobienie zakupów (także pamiątek), zjedzenie czegoś.
Relację z tego mogę zamieścić w moich social mediach.
Pozwala mi być z ludźmi takimi jak ja, poczuć się częścią większej grupy lub wspólnoty.
Integruje mnie z lokalną społecznością.
ZROZUMIENIE ŚWIATA
WZRUSZENIE/ EMOCJE
INDYWIDUALIZM
DUCHOWOŚĆ/ REFLEKSJA
LEKKA ROZRYWKA
DUMA/WARTOŚCI
PRAKTYCZNOŚĆ
AKTYWNOŚĆ
BYCIE „NA BIEŻĄCO”
Daje mi poczucie, że rozumiem
świat, naszą cywilizację, zmiany zachodzące w świecie. Sprawia, że lepiej rozumiem siebie.
Porusza mnie emocjonalnie, wzrusza mnie.
Umożliwia mi obcowanie z pięknymi rzeczami, dostarcza wrażeń estetycznych.
Inspiruje mnie, pobudza moją kreatywność.
Pozwala mi wyrażać siebie, działać na własny sposób.
Skłania mnie do refleksji, pomaga przemyśleć ważne rzeczy.
Pozwala mi rozwijać moją duchowość.
Jest lekką, niemęczącą rozrywką.
Pozwala po prostu zapełnić czas, czymś się zająć.
Daje mi powód, by / pozwala czuć się dumnym z tego, kim jestem.
Umożliwia mi kontakt z rzeczami, które powinien poznać/zobaczyć każdy kulturalny człowiek.
Jest użyteczna/praktyczna.
Umożliwia mi nabycie nowych umiejętności, nauczenie się czegoś.
Zawiera elementy ruchu / aktywności fizycznej.
Jest formą spędzania czasu nie „przed ekranem”.
Pozwala mi zobaczyć coś, o czym dużo się mówi lub co jest obecnie na czasie.
Dostarcza mi tematów/informacji, o których mogę potem rozmawiać z innymi.
Legenda: Rodzaje aktywności, które należało zrealizować przynajmniej raz w minionych 12 miesiącach, by zostać zaklasyfikowanym jako uczestnik kultury instytucjonalnej zgodnie z definicją przyjętą w badaniu. Źródło: Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 20.
Kultura w czasie wolnym
Legenda: Odsetek osób badanych, które deklarowały, że w czasie wolnym zaspokajają wskazane potrzeby (N = 1542). Źródło: Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 21.
SEGMENTACJA UCZESTNIKÓW KULTURY
Dawni bywalcy
6,9 mln
Obecnie są mało aktywni, ale w przeszłości wychodzili znacznie częściej. Są za to zaangażowani w kulturę domową. Deklarują, że kultura jest dla nich ważna, jednak uczestniczenie w niej postrzegają bardziej jako powinność niż przyjemność („wypada brać udział w życiu kulturalnym”).
Chętniej uczestniczą w tym, co niesie za sobą jakąś wartość, nie jest wyłącznie lekką rozrywką.
Specyfika potrzeb w czasie wolnym
Wiedza / rozwój zainteresowań
świata
Bycie „na bieżąco”
Legenda: W specyfice potrzeb wskazano te, co do których istnieją znaczące różnice statystyczne między danym segmentem a pozostałymi. Wskaźnik potencjału dla muzeów określono na podstawie deklarowanych potrzeb oraz poziomu korzystania z oferty kulturalnej. Źródło: opis segmentu oraz dane zaczerpnięte z raportu Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 26, 28 (n = 336).
Wszechstronnie zaciekawieni
Aktywni, dużo wychodzą z domu, biorą udział w różnorodnych wydarzeniach i aktywnościach.
Ponadprzeciętnie zaangażowani również w kulturę domową – nie tylko tę najłatwiejszą w odbiorze, ale także tę nastawioną na poszerzanie wiedzy. Kultura jest istotnym elementem ich życia.
Uczestnictwo w niej to nie tylko powinność, ale też przyjemność.
Specyfika potrzeb w czasie wolnym
Zwiedzanie 52%
Zrozumienie świata 44%
Wiedza / rozwój zainteresowań 50%
Legenda: W specyfice potrzeb wskazano te, co do których istnieją znaczące różnice statystyczne między danym segmentem a pozostałymi. Wskaźnik potencjału dla muzeów określono na podstawie deklarowanych potrzeb oraz poziomu korzystania z oferty kulturalnej. Źródło: opis segmentu oraz dane zaczerpnięte z raportu Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 35, 37 (n = 289).
Tradycyjne sąsiadki
3,9 mln
Kultura odgrywa w ich życiu mało znaczącą rolę – to ich zdaniem coś dla młodszych, majętniejszych. Jeśli gdzieś chodzą, to na festyny w swojej okolicy, ale rzadko wychodzą w związku z kulturą i mało korzystają z niej w domu (poza telewizją). Rzadko realizują się w jakichś hobby, ale istotnie częściej przyjemność sprawia im gotowanie.
Specyfika potrzeb w czasie wolnym
Rodzina 45%
Doświadczenie 31% Lekka rozrywka 42% Polska tożsamość
25%
Legenda: W specyfice potrzeb wskazano te, co do których istnieją znaczące różnice statystyczne między danym segmentem a pozostałymi. Wskaźnik potencjału dla muzeów określono na podstawie deklarowanych potrzeb oraz poziomu korzystania z oferty kulturalnej. Źródło: opis segmentu oraz dane zaczerpnięte z raportu Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 44, 46 (n = 189).
Rozrywkowi podróżnicy
Realizują się przez rodzinne podróże i to w ich trakcie często korzystają z kultury. Dobrze spędzony czas to dla nich ten relaksujący, oferujący dobrą zabawę, spędzony z rodziną, często na różnych formach aktywności fizycznej.
2,2 mln Specyfika potrzeb w czasie wolnym
Legenda: W specyfice potrzeb wskazano te, co do których istnieją znaczące różnice statystyczne między danym segmentem a pozostałymi. Wskaźnik potencjału dla muzeów określono na podstawie deklarowanych potrzeb oraz poziomu korzystania z oferty kulturalnej. Źródło: opis segmentu oraz dane zaczerpnięte z raportu Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 53, 55 (n = 182).
Zajęci czymś innym
2,2 mln
Kultura odgrywa małą rolę w ich życiu. Z rzadka podejmują pojedyncze aktywności kulturalne, które umiejscawiają ich wśród uczestników kultury, jednak generalnie są dość bierni, jeśli chodzi o działania związane z kulturą – zarówno w domu, jak i poza nim.
Specyfika potrzeb w czasie wolnym
Rodzina 38%
Lekka rozrywka 31% Wspólnota / integracja ze społecznością 18%
Socjalność 29% Zakupy / social media 12%
Legenda: W specyfice potrzeb wskazano te, co do których istnieją znaczące różnice statystyczne między danym segmentem a pozostałymi. Wskaźnik potencjału dla muzeów określono na podstawie deklarowanych potrzeb oraz poziomu korzystania z oferty kulturalnej. Źródło: opis segmentu oraz dane zaczerpnięte z raportu Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 62, 64 (n = 149).
Domatorzy z ambicjami
2,1 mln
Zależy im na rozwoju wiedzy w jej praktycznym aspekcie. Stawiają głównie na rozwój indywidualny, są mało zainteresowani integracją z jakąś grupą społeczną czy towarzyską. Bardzo mało wychodzą, ale dość aktywnie i ambitnie uczestniczą w kulturze domowej, korzystając z materiałów naukowych, podcastów historycznych i programów kulturalnych.
Specyfika potrzeb w czasie wolnym
Praktyczność
/ spełniony obowiązek
Wiedza / rozwój zainteresowań 44%
Duchowość/refleksja 41%
Legenda: W specyfice potrzeb wskazano te, co do których istnieją znaczące różnice statystyczne między danym segmentem a pozostałymi. Wskaźnik potencjału dla muzeów określono na podstawie deklarowanych potrzeb oraz poziomu korzystania z oferty kulturalnej. Źródło: opis segmentu oraz dane zaczerpnięte z raportu Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 71, 73 (n = 97).
Fani świata VOD
1,8 mln
Od czasu wolnego oczekują niemal wyłącznie tego, by był dobrą, lekką rozrywką. Kultura instytucjonalna odgrywa znikomą rolę w ich życiu. Bardzo mało wychodzą z domu, a w ramach kultury domowej skupiają się niemal tylko na oglądaniu treści w serwisach streamingowych.
Specyfika potrzeb w czasie wolnym
Lekka rozrywka 46%
Legenda: W specyfice potrzeb wskazano te, co do których istnieją znaczące różnice statystyczne między danym segmentem a pozostałymi. Wskaźnik potencjału dla muzeów określono na podstawie deklarowanych potrzeb oraz poziomu korzystania z oferty kulturalnej. Źródło: opis segmentu oraz dane zaczerpnięte z raportu Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 80, 82 (n = 94).
Świadome poszukiwaczki
1,5 mln
Kultura jest dla nich ważna i chętnie korzystają z niej na różne sposoby. Kontakt z nią jest najcenniejszy, kiedy porusza i wywołuje emocje, ale też koi i uspokaja. To także sposób na wyrażanie siebie i realizację swoich potrzeb. Chętnie pójdą do muzeum, ale mają wiele konkurencyjnych opcji.
Specyfika potrzeb w czasie wolnym
Relaks/wyciszenie
68%
Socjalność
53%
Wiedza / rozwój zainteresowań
48%
Zwiedzanie 57%
Wzruszenie/emocje 50%
Legenda: W specyfice potrzeb wskazano te, co do których istnieją znaczące różnice statystyczne między danym segmentem a pozostałymi. Wskaźnik potencjału dla muzeów określono na podstawie deklarowanych potrzeb oraz poziomu korzystania z oferty kulturalnej. Źródło: opis segmentu oraz dane zaczerpnięte z raportu Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 89, 91 (n = 76).
Wielkomiejscy pasjonaci
1,2 mln
Aktywności kulturalne poza domem podejmują niemal co tydzień i są one różnorakie: im bardziej coś jest nietypowe i oryginalne, tym lepiej, bo wielkomiejscy pasjonaci są złaknieni nowości i rozwoju. Wszędzie ich pełno – bywają w wielu miejscach, podróżują, realizują swoje hobby, uprawiają sport i wciąż są otwarci na nowe pasje.
Specyfika potrzeb w czasie wolnym
Wzruszenie/emocje
61%
Zrozumienie świata 58%
Duchowość/refleksja 55%
Legenda: W specyfice potrzeb wskazano te, co do których istnieją znaczące różnice statystyczne między danym segmentem a pozostałymi. Wskaźnik potencjału dla muzeów określono na podstawie deklarowanych potrzeb oraz poziomu korzystania z oferty kulturalnej. Źródło: opis segmentu oraz dane zaczerpnięte z raportu Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025, s. 98, 100 (n = 58).
Informacja o badaniu
Badanie pt. Ogólnopolska segmentacja uczestników kultury 2025 zostało zrealizowane przez agencję badawczą SMARTSCOPE na zlecenie Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie oraz Zamku Królewskiego w Warszawie.
W projekcie łączono techniki jakościowe i ilościowe – te pierwsze posłużyły do aktualizacji kwestionariusza wykorzystywanego w badaniu sondażowym. Badania sondażowe realizowano w marcu 2025 roku technikami wywiadu online na panelu internautów i internautek, uzupełnianego o wywiady bezpośrednie wspomagane komputerowo, pozwalające dotrzeć do osób wykluczonych cyfrowo. Czas wypełniania ankiety wynosił ok. 45 minut.
W badaniu udział wzięli Polki i Polacy w wieku 15 lat i więcej. Zastosowano losowo-kwotowy dobór próby, reprezentatywnej dla Polski dla zmiennych płci, wieku, wykształcenia i wielkości zamieszkania. W ten sposób do udziału w ankiecie zaproszono 1542 osoby. Dodatkowo przeprowadzono także 300 ankiet wśród próby mieszkańców i mieszkanek Warszawy.
Raport zawiera bogate dane, których tylko część mogliśmy przedstawić na łamach NN6T. Dlatego zachęcamy do zapoznania się z pełną wersją opracowania, dostępną pod linkiem: https://nck.pl/badania/raporty/ogolnopolska-segmentacja-uczestnikow-kultury-2025.
Glebopamięć – pamięć miejsca utrwalona w warstwach ziemi; `metafora nieświadomego archiwum krajobrazu.
ChatGPT 5, prompt: Generuj neologizmy o glebie
nowy wyraz* to rubryka w NN6T, która ma charakter leksykonowy. Wraz z zaproszonymi autorami tworzymy spis słów, które mają znaczący wpływ na opisywanie lub rozumienie zjawisk zachodzących obecnie, albo takich, które „produkowane” są przez postępujące zmiany w układzie sił polityczno-ekonomiczno-społeczno-kulturalno-naukowo-technologiczno-obyczajowych.
Propozycje haseł można nadsyłać na adres redakcji: bogna@beczmiana.pl
* Nazwa inspirowana jest czasopismem „Nowy Wyraz. Miesięcznik Literacki Młodych”, wydawanym w Warszawie w latach 1972–1981. Debiuty pisarzy, poetów i krytyków były tam ilustrowane pracami artystów młodego pokolenia. Nazwa miesięcznika nawiązywała do pisma międzywojennej awangardy „Nasz Wyraz” (1937–1939).
Gleba, nasza przyjaciółka
Gleba jest archiwum, laboratorium, przestrzenią przemiany. To, co się w niej dzieje, stanowi fascynujący fundament wszystkiego, co żywe. W warstwach ziemi zapisują się ślady życia, którego rozkład jest częścią. W zachodzących w glebie powolnych procesach zawiera się rytm świata, który nie potrzebuje pośpiechu, by być skuteczny.
Język, tak jak gleba, przetwarza, miesza, rozkłada i rodzi na nowo. Słychać to w projektach realizowanych w świecie sztuki, które wyrastają z zanurzenia się w przebogatym krajobrazie tematów związanych ze zjawiskami zachodzącymi pod powierzchnią.
Hasła prezentowane w tym numerze w rubryce „Nowy Wyraz” wyrastają z praktyki słuchania i współistnienia. Inspirowane są działaniami, które wspieramy jako Fundacja Bęc Zmiana – realizacjami w ramach Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie, badaniami grupy projektowej Centrala zebranymi w Zeszytach ćwiczeń, tegorocznym projektem Wsie Warszawy, a pretekstem do ich publikacji stała się wystawa Gleba i przyjaciele, którą do niedawna można było oglądać w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. W działaniach podejmowanych przez inicjatywy artystyczno-badawcze gleba postrzegana jest jako wspólnotowy organizm – żywy system współzależności między ludźmi, roślinami, grzybami, mikroorganizmami i czasem. W tym kontekście język, podobnie jak gleba, staje się medium współdziałania: łączy zamiast dzielić, zapamiętuje zamiast dominować, przetwarza zamiast gromadzić.
Do współpracy przy tworzeniu haseł zaprosiliśmy Ankę Wandzel, autorkę książki Sztuka przetrwania, której teksty były także częścią wystawy Gleba i przyjaciele. Pozostałe hasła pochodzą z wystawy plenerowej na temat gleby, wody i nurogęsi, przygotowanej wiosną tego roku przez fundację Bęc Zmiana i fundację Puszka we współpracy z Dzielnicą Wisła (wystawę można oglądać 24/7 na terenie Przystani Warszawa na Cyplu Czerniakowskim).
edafon
Niewidoczna na pierwszy rzut oka, a zarazem kluczowa „populacja” gleby: od bakterii przez grzyby, glony, nicienie, roztocza i dżdżownice aż po larwy owadów. Tworzą one złożoną sieć zależności: mikroby rozkładają resztki roślin, uwalniając azot, fosfor i potas, mikroorganizmy wiążą azot z powietrza, a dżdżownice drążą tunele napowietrzające i drenujące. W efekcie edafon reguluje żyzność, retencję wody i odporność roślin na choroby. Choć gram żyznej gleby może mieścić więcej mikroorganizmów niż jest ludzi na Ziemi, to kruche królestwo: nadmierna uprawa, nawozy sztuczne czy beton niszczą ich siedliska, prowadząc do erozji i spadku jakości gleby. Ochrona edafonu to nie tylko troska o dżdżownice – to inwestycja w bezpieczeństwo żywnościowe i klimat, bo zdrowa, tętniąca życiem gleba wiąże CO₂ lepiej niż niejeden las. Bez aktywnego edafonu gleba jest martwym podłożem.
Gleba antropoGeniczna Szczególny rodzaj gleby, która zamiast kształtować się jedynie pod wpływem przyrody, powstaje głównie wskutek działalności człowieka. Jej warstwy przypominają kronikę cywilizacji: okruchy cegieł, betonu, szkła i plastiku splatają się z naturalną materią organiczną, a skład chemiczny wzbogacają resztki paliw, metale ciężkie i nadmiar nawozów.
Takie gleby spotkamy w miastach, na terenach poprzemysłowych, dawnych wysypiskach i kopalniach oraz na intensywnie eksploatowanych polach. Ich właściwości są skrajnie różne: mogą być żyzne dzięki próchnicy i fosforowi albo toksyczne z powodu zanieczyszczeń. Dlatego przy rekultywacji czy planowaniu zabudowy konieczne jest badanie składu i stopnia skażenia. Gleby antropogeniczne, choć często postrzegane jako problem, oferują też szansę: odpowiednio zagospodarowane, mogą stać się przestrzenią zieleni miejskiej, upraw miejskich czy ogrodów deszczowych, poprawiając klimat lokalny i retencję wody. Zrozumienie ich genezy i właściwości pomaga łączyć ochronę środowiska z rozwojem miast, przypominając, że każda aglomeracja ma historię nie tylko w murach, lecz także pod stopami – zapisaną w glebie, którą sami tworzymy. Przykładem jest Park Akcji „Burza” z Kopcem Powstania Warszawskiego stworzonym z gruzów dawnej Warszawy.
Glebak
Publiczny „dystrybutor gleby” –pojemnik wypełniony żyzną ziemią wzbogaconą miejskim kompostem, z którego mieszkańcy mogą bezpłatnie pobierać podłoże do doniczek, ogrodów i nasadzeń sąsiedzkich.
Prototyp powstał w 2024 roku we Wrocławiu w ramach projektu Odrodzenie ziemi / Soil Rebirth,
Glebak – dystrybutor ziemi wzbogaconej kompostem, projekt Jan Dowgiałło i CENTRALA w ramach projektu Odrodzenie gleby / Soil Rebirth, BWA Wrocław, Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie, 2024
prowadzonego przez kolektyw
Centrala oraz BWA Wrocław jako część cyklu Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie. Idea wyrasta z przekonania, że gleba jest wspólnym dobrem wymagającym ochrony i racjonalnego obiegu tak jak woda czy powietrze. Konstrukcję tworzy skrzynia ze sklejki, mieszcząca około tony ziemi, otulona cegłami wykonanymi ręcznie z ubijanej gliny. Wbudowany odpływ gromadzi tzw. herbatkę kompostową, którą można wykorzystać do podlewania roślin. Na kołnierzu umieszczono instrukcję i papierowe worki; długie łopaty ułatwiają samodzielne nabieranie porcji gleby bez naruszania struktury pryzmy. Glebak pełni trzy funkcje: (1) zamienia nadwyżki ziemi z wykopów i prac budowlanych w zasób cyrkularny; (2) działa edukacyjnie, pokazując proces powstawania próchnicy i wartość materii organicznej; (3) buduje sieć mikroekosystemów w mieście, bo rozprowadzana gleba przenosi mikroorganizmy i nasiona wspierające bioróżnorodność. W dłuższej perspektywie sieć glebaków może stać się elementem „infrastruktury glebowej”, która chłonie wodę opadową i wzmacnia odporność miast na zmiany klimatu.
Głęboki czas
Czas geologiczny, planetarny, przyrodniczy, złożony nie z godzin, ale z eonów i epok. Nawarstwia się w glebie, odkłada
w lodowcach, formuje dna oceanów. Przedstawiany w podręcznikach w formie statecznych tabelek, w rzeczywistości bardziej przypomina wszędobylską, wielokierunkową i wielogłosową grzybnię. Jest niespokojny i nigdy nie przystaje. Raczej pulsuje niż bije. Nie należy do jednostek. Rozciąga się w głąb i w poprzek ludzkiej historii. Eroduje lokalne podziały na daty, gatunki, państwa, rasy i klasy. Obala pomniki trwalsze od spiżu, plącze związki przyczynowo-skutkowe, niszczy pozory oryginalności. Ożywia to, co ludzie uznają za martwe, nieistotne i bezwolne: torfy, kamienie, przypływy, płyty tektoniczne, gwiazdy. Zamazuje granice między tym, co kiedyś, tym, co dziś, i tym, co jutro. Uczy pokory i troski wobec świata. Przyjmując perspektywę głębokiego czasu, tłumaczył w książce Podziemia pisarz i badacz środowiskowy
Robert Macfarlane, nie możemy unikać „namysłu nad tym, co pozostawiamy po sobie przyszłym epokom i istotom”, ponieważ „jesteśmy częścią sieci darów, spuścizn i dziedzictw rozciągającej się na miliony lat w przeszłość i wybiegającej miliony lat w przyszłość”*.
AW
* R. Macfarlane, Podziemia. W głąb czasu, tłum. J. Konieczny, Poznań 2020
Geosmina
Ze starogreckiego „zapach ziemi”. Organiczny związek chemiczny z grupy alkoholi cyklicznych, powstały w wyniku metabolizmu bakterii, takich jak sinice czy promieniowce. Jak pisał w Atlasie dziur i szczelin Michał Książek, zna ją każdy, „kto wpadł w bagno albo kto musiał jeść wigilijnego karpia o smaku mułu”. Wyczuwalna dla ludzkiego nosa w niezwykle niskim stężeniu, odpowiada za przyjemny zapach ziemi po deszczu (petrichor) i błotnisty, stęchły posmak ryb oraz warzyw korzeniowych, które łatwo nią nasiąkają. Węch okazuje się ważną formą ekologicznego poznania. Ze względu na duże wyczulenie licznych gatunków na geosminę – od muszek owocówek przez węgorze aż po szopy pracze – spekuluje się, że stanowi ona istotny element międzygatunkowych interakcji i mechanizmów behawioralnych. Usuwana z wody wodociągowej przez przedsiębiorstwa uzdatniania wody, ludziom w miastach coraz częściej kojarzy się jednak z brudem – jak niemal wszystko, co świadczy o zależności człowieka od reszty organicznego świata. AW kłącze
Łacińskie rhizoma to podziemny pęd, za pomocą którego roślina może się rozmnażać oraz rozrastać w różne strony, tworząc korzenie, pąki i kolejne osobniki. To w kłączach rośliny magazynują
zapasowe związki organiczne, z których korzystają w okresie jesieni i zimy, by przetrwać czas bez fotosyntezy. Kłącza stanowią też ważny element podziemnej architektury oraz pozostają w bliskiej relacji z grzybami, bakteriami i innymi mikroorganizmami oraz zwierzętami zamieszkującymi glebę. Ich rozgałęziona wszędobylskość i równoległość, luźna sprawczość i anarchiczna wzajemność czynią z nich płodną metaforę dla współczesnej humanistyki i sztuki. Kłącza dziś rozciągają się więc i mnożą od trawników po muzea i biblioteki filozoficzne. Jednak nie są sobie równe – te teoretyczne, z pism
Deleuze’a i Guattariego, mają się wciąż dużo lepiej niż ich materialni protoplaści, często tępieni i pieleni, aby zatrzymać rozrost gatunków w danym momencie niepożądanych. Chyba że akurat okaże się, że z ich kłączy da się przyrządzić pożywną potrawkę lub napar.
AW
kompost
Naturalna forma utylizacji i recyclingu odpadów, organiczny nawóz, zaczyn gleby, zdrowy pestycyd, środowisko rozkładu i zmartwychwstania, efekt współpracy mikroorganizmów, tlenu, wody i ciepła. Twórczy ferment (w sensie dosłownym i metaforycznym). Akt przemienienia słomy, obierków, zbutwiałych liści, odchodów, skorupek, wodorostów, ogryzków i fusów w jedną,
odżywczą materię, która zwiększa żyzność i pojemność wodną oraz powietrzną gleby. Przedmiot zainteresowania nie tylko ogrodniczek, ale i urzędów, przemysłu, przedsiębiorstw utylizacji odpadów komunalnych. Przez jednych traktowany jako zwierzątko domowe, przez drugich jako nieczystość, a jeszcze przez innych jako misterium lub święty relikt, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Bo kompost kompostowi nierówny – wymaga troski i uważności oraz odpowiedniego środowiska, a zdaniem ogrodniczek biodynamicznych także rytuałów, świętych ziół, a nawet odpowiedniej fazy księżyca.
AW
mykoryza
Symbiotyczny, poliamoryczny związek grzybów i roślin, oparty najczęściej na współżyciu i wymianie, rzadziej na pasożytnictwie. Według mykologa
Merlina Sheldrake’a sieci mykoryzowe oplatają korzenie niemal 90% wszystkich roślin na świecie i w samych górnych 10 centymetrach gleby rozciągają się na
szerokość równą połowie naszej galaktyki, łącząc dna rzek z arktycznymi pustyniami i wysypiskami śmieci. Istnieje hipoteza, że zanim rośliny rozwinęły korzenie, pozyskiwały minerały z gleby właśnie dzięki bliskiej, podziemnej relacji z grzybnią. Również dziś dzięki mikoryzie grzyby pozyskują od roślin cukry i inne konieczne do przeżycia produkty fotosyntezy, dostarczając im w zamian związki mineralne z gleby, hormony, antybiotyki, a nawet informacje. Coraz częściej bowiem spekuluje się, że strzępki grzybni łączą całe środowiska w wielkie, podziemne sieci społeczno-komunikacyjne, istne Wood Wide Web. Zależnie od gatunku grzyba, z którym dana roślina wejdzie w symbiozę, zmieni się jej smak, zapach, odporność na patogeny czy ilość zawartego w niej białka. Jednocześnie grzyby pozostają jedną z najmniej zbadanych i poznanych grup organizmów na świecie. Choć, jak podkreśla Sheldrake, jest ich tu najpewniej od sześciu do dziesięciu razy więcej niż wszystkich roślin.
AW
Anka Wandzel
Eseistka, antropolożka, matka dwójki dzieci, członkini spółdzielczej farmy MOST. Autorka tekstów o splotach środowiska, kultury i pracy opiekuńczej publikowanych w „Dwutygodniku”, „Znaku”, „Przekroju” i „Ładnym Bebe”. W 2024 roku otrzymała stypendium literackie m.st. Warszawy i uczestniczyła w rezydencji artystycznej „Wspólne pole” w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Od 2023 roku prowadzi na Oko.press cykl opowieści „Rośliny zza rogu” o miejskich drzewach i chwastach. Wcześniej studiowała i wykładała w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego i była laureatką nagród Fundacji GESSEL dla Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki. Urodzona w 1990 roku w Poznaniu, od 25 lat mieszka w Warszawie, gdzie czyta, gotuje i łazi z dziećmi po mieście, poszukując po krzakach nadziei w dobie zmian klimatu. Autorka książki Sztuka przetrwania (Wydawnictwo Karakter, 2025).
Paulina Mirowska Zdredukowane, fotografia, 2021, dzięki uprzejmości artystki
Zapraszać do innego spojrzenia
O więzi z naturą, ochronności na trudne czasy, wypaleniach i ratunku, jaki przynosi ciekawość, z artystką Pauliną Mirowską rozmawia Aleksandra Litorowicz
Otworzyłaś właśnie instalację Pająk ochronny, część Formacji na topoli białej, prawdopodobnie samosiejce z lat 60., która góruje nad modernistycznym kompleksem dawnych szkół przy ul. Emilii Plater w Warszawie. Czym są te pająki, zwane też pawukami czy światami?
To obecna w wielu kulturach wschodnich – m.in. polskiej, w tym łowickiej, podlaskiej, kurpiowskiej, a także ukraińskiej, białoruskiej, litewskiej, a nawet skandynawskiej – konstrukcja ze słomy, tworzona w gospodarstwie wiejskim po żniwach, głównie przez kobiety. Pawuki zawieszano w reprezentacyjnym miejscu w domu – w dużej izbie, kuchni, przy dużym oknie, gdzie pełniły funkcję ochronnego amuletu. Odganiały złe duchy i nieszczęście, zapewniały żyzność plonów w nadchodzącym roku i spełnienie nadziei. Z czasem nabrały bardziej dekoracyjnego charakteru. Zaczęto je traktować jako przystrojenie, ozdobę – pojawia się nawet określenie „żyrandole wiejskie”, często używane pejoratywnie. W ten sposób pawuki zaczęły odchodzić od sfery rytualnej w stronę funkcji dekoracyjnej.
Jak pawuki pojawiły się w twoim życiu?
Kiedy tylko uda mi się znaleźć chwilę wolnego czasu, uciekam na działkę, nad Bug, gdzie mogę złapać oddech od przebodźcowania i oceanu obowiązków. Podczas codziennych spacerów z psem eksploruję wiele gatunków roślin pod kątem kształtów, faktur, mechanizmów nasiennych. Często zbieram napotkany susz, odłamane z roślin fragmenty, struktury, a następnie na działkowym ganku łączę je w nieokreślone, spontaniczne formy. Nie traktuję tego jako pracy artystycznej. Mimo że uwielbiam czas twórczy, to jest on pracą, często w mojej praktyce obszerną badawczo. Dużo czytam, testuję, projektuję, szkicuję – i po chwili, nawet na tej działce, zdaję sobie sprawę, że ja w zasadzie nigdy nie odpoczywam. I właśnie to robienie „pająków” mnie uwalnia. Później często wieszam te konstrukcje w domku na działce albo między drzewami i lubię przez następne miesiące z nimi obcować, obserwować je. Zasiedlają je porosty, grzyby, chodzą po nich mrówki, zamieszkują tam pająki. Ciekawi mnie, jak te formy się zmieniają, przepotwarzają, a w końcu deformują się, kompostują i wracają do obiegu.
Czy od początku wiedziałaś, że wykonujesz pawuki zaczerpnięte z kultury ludowej?
Absolutnie nie, traktowałam tę czynność wyciszająco. Kilka lat temu z powodu permanentnego wypalenia i poczucia bezsilności porzuciłam działania aktywistyczne na rzecz klimatu. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak pospolite rośliny przystosowują się ewolucyjnie, żeby przetrwać niesprzyjające warunki. Ten temat –ich obronność, mechanizmy przetrwania, współpraca – poważnie mnie pochłonął. Z perspektywy czasu czuję, że w pewnym sensie
91 MIROWSKA
Paulina Mirowska Iglica Pospolita, fotografia, fragment projektu Formacja, 2023, dzięki uprzejmości artystki
Wytchnieniowy
szukałam też wówczas własnej siły. Potrzebowałam obrony przed destabilizacją i degradacją otaczającego mnie świata. Chwilę później, 24 lutego, rozpoczęła się pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę. Bliskie mi osoby powracające z akcji humanitarnych przywoziły z Donbasu krajobrazy zniszczenia. Chciałam opowiedzieć i rozmawiać o tych pejzażach. Tak powstała praca o ostatnich naturalnych stepach w Europie, które obecnie znajdują się pod okupacją rosyjską i są unicestwiane przez czołgi. Opowieść o żyznej ziemi Ukrainy zaczęła nawiązywać do ludowości i historii – zboża, Wielkiego Głodu, oporu przed kolonizacją. Pająki ochronne, odnoszące się do starych wierzeń, stały się w mojej pracy symbolem ochrony ziem Wschodu przed najazdem agresora i destrukcją ekosystemów, jaką niesie za sobą wojna. Zanim zajęłaś się roślinami pospolitymi, realizowałaś siedmioletni projekt poświęcony drzewom w mieście, zakończony wystawą
Zredukowane. Skąd to długotrwałe zainteresowanie drzewami? Pojawiło się dzięki dziadkowi, który nauczył mnie całej mojej wrażliwości i empatii. Był niesamowitym człowiekiem i najbliższą mi osobą. To on pokazał mi, jak patrzeć na naturę i pielęgnować relacje z ludźmi. Pochodził z wielodzietnej, wiejskiej rodziny z Rawy Mazowieckiej, gdzie jako najmłodszy pomagał w ogrodzie i sadzie. Po przeprowadzce do Warszawy stworzył na niewielkiej działce ROD w podwarszawskich Ząbkach namiastkę swojego poprzedniego życia. Rosły tam warzywa, owoce, kwiaty, grusza,
Paulina Mirowska Pająk Ochronny, Ogród
w Komunie Warszawa, 2025, Fundacja Puszka, fot. Piotr Matey
jabłoń, śliwa, a ja uczestniczyłam w ich pielęgnowaniu, dziedzicząc po dziadku te obowiązki i przyjemności. Grusza na działce cały czas marniała i z roku na rok stawała się coraz słabsza. Dziadka cieszyła każda gruszka – przywoził mi je do przedszkola, a następnie do szkoły. Z czasem drzewo stało się jedynie chorym konarem, a ja pokochałam je za opiekę, jaką otaczał je dziadek. Zaczęłam je fotografować i te zdjęcia są dla mnie wciąż bardzo ważne. Kiedy minister Szyszko zdecydował o karczowaniu Puszczy Białowieskiej, włączyłam się w aktywizm związany z jej obroną. Chciałam pomóc, nie dopuszczając do wycinania drzew i degradacji puszczy dla zysku. Dopiero jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że mój aktywizm na rzecz ochrony przyrody może być przejawem misyjności wynikającej z mojej relacji z dziadkiem i jego nauk.
Mówisz o sobie jako o wypalonej aktywistce. Powiesz coś więcej na ten temat?
Pochodzę ze środowiska, w którym demonstracje, blokady i walka o zmiany są ważnym elementem życia. W wieku 12 lat po raz pierwszy uczestniczyłam w demonstracji Fundacji Viva! przeciwko rzeźni koni, potem były demonstracje przeciwko faszyzmowi i nacjonalizmowi, walka z gentryfikacją i wysiedlaniem ludzi z ich mieszkań, protesty spowodowane zamordowaniem Jolanty Brzeskiej. To była często ekstremalna forma obrony swoich wartości przed destrukcyjnymi wartościami grupy przeciwnej – uliczność, skandowanie, komunikowanie miastu, że jest problem. Kiedy na świecie zaczęto alarmować o poważnie przyspieszonych zmianach klimatu i o coraz większych dowodach na wpływ człowieka na te zmiany, zaangażowałam się we współorganizację manifestacji klimatycznych i wsparcie inicjatyw ekologicznych. Był to intensywny czas działań i poszukiwań odpowiedniej formy, by dotrzeć do jak największej liczby ludzi, by mocniej wywierać presję na władzę i politykę węglową naszego kraju. Niestety skala problemu i przerażający poziom wyparcia bardzo szybko wypaliły moją energię do działania. Zatrzymałam się i poczułam, że to nie moja narracja, że nie czuję się z nią komfortowo. Nie chcę mówić ludziom, że ich działania, a w wielu kwestiach bierność i nieświadomość, są przerażające – wolę zapraszać ich do spojrzenia na życie inaczej. Jak przeszłaś ten moment?
Zupełnie przestałam tworzyć. Starałam się edukować. Zaczęłam dużo czytać o roślinach, ich mechanizmach nasiennych, relacjach i systemach obronnych. Poszukiwałam innej narracji. Uczyłam się o początkach życia i ewolucji i właśnie to w pewnej chwili nakręciło mnie do tworzenia.
Systemy nasienne pokazałaś na wystawie Pospolite Vulgaris w Galerii Pracownia Wschodnia. Było na niej dużo wiedzy biologicznej, naukowej, pokazanej w sposób wizualny, co stało się dla
mnie znakiem rozpoznawczym twoich roślinnych i ewolucyjnych rozpoznań. Jak pracowałaś nad tym językiem?
W Pospolite Vulgaris pokazałam systemy nasienne różnych roślin, które znajdowałam – ich budowę, haki, spadochrony, bomby, kolce; pojawił się też kontekst militarny. Interesował mnie również fakt, że wiele z nich jest toksycznych dla człowieka, jeśli przyjmiemy je w określonej dawce. Było np. o robinii akacjowej, która ma niesamowity system korzeniowy i jest dość agresywnym gatunkiem – rozrasta się, wypuszcza odrosty, zagarnia przestrzeń mniejszych drzew. Ma pokaźne ciernie, a jej zjawiskowe w kształcie i zapachu grona kwiatowe przyciągają całe chmary zapylaczy. To niesamowite połączenie piękna z drapieżnością. Najbardziej zależało mi, żeby ludzie poczuli ten zachwyt, który ja czułam, poznając niezłomność roślin. Bo przecież roślina jest teoretycznie uziemiona – nasiono spadło w konkretne miejsce i musi w nim żyć. A jednak wciąż działa dynamicznie, rozpylając nasiona, reagując na słońce, wiatr, warunki środowiska.
Jesteś w tych warunkach, a nie innych.
Otóż to. Ta determinacja mimo statyczności niesamowicie mnie zafrapowała i pomogła w moim wypaleniu – kiedy byłam zblokowana, kiedy czułam, że nic się nie uda.
Pokazywałaś te nasiona w powiększeniu na fotografiach, ale można również było je obejrzeć przez lupkę.
Chciałam, żeby ludzie mogli być naprawdę blisko tego niewielkiego nasiona i na słuchawkach słyszeć, jak ono może im zaszkodzić – a nawet ich unicestwić. Trzeba było się do niego przybliżyć, skupić na nim wzrok i uwagę. Zmiana skali zadziałała jeszcze w innym wymiarze – bo zwykle myślimy, że jesteśmy ważniejsi od roślin, możemy je z łatwością podeptać, wyrwać. Tymczasem dostajesz informację, że takie maleństwo może zrobić coś złego z twoim organizmem. To odwrócenie hierarchii – trochę jakby przypomnienie, że nie tylko my mamy siłę, one też ją mają. Co więcej, one nie uciekają w sytuacji zagrożenia. Nie mają możliwości schowania się, gdy jest zimno, gdy zbliża się pożar. Zamiast tego muszą wypracować strategie głęboko ewolucyjne, by przetrwać.
Tak sobie myślę, że to nadal rzadki sposób mówienia o przyrodzie: że rośliny mają siłę, sprawczość, że możemy wiele się od nich nauczyć.
A jeśli ktoś zobaczy w roślinie siłę, albo choćby jej symboliczny wpływ na swoje życie, to może pojawi się w nim poczucie współobecności czy szacunku – że jesteśmy silnymi gatunkami współistniejącymi na tej samej planecie. W ogóle uważam, że ciekawość daje niesamowitą nadzieję na zmianę. Bo jeśli ludzie będą bardziej ciekawi tego, co dzieje się wokół – zarówno na poziomie relacji międzyludzkich, jak i w relacji z naturą – to ta ciekawość
może prowadzić do ogromnych, pozytywnych zmian. Do prawdziwej troski o życie.
To dlatego zaczęłam działać w ruchach klimatycznych. Mam przeczucie – które cały czas we mnie siedzi – że wiele osób po prostu nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo szkodzi. Trudno połączyć niektóre fakty, np. to, że popularna maść z diklofenakiem doprowadziła do niemal całkowitego wyginięcia sępów w Indiach. W ten sposób wymazujemy gatunki z ewolucji, jakby nigdy nie istniały. Żeby zrozumieć te powiązania, trzeba mieć wiedzę, badać, analizować – i właśnie to odwrócenie perspektywy jest dla mnie ważne. Chcę pokazać, że rośliny też mają siłę. I są na Ziemi o wiele dłużej niż my. Przetrwały katastrofy, zlodowacenia, masowe wymierania – a życie wciąż trwa. To czysty, naturalny opór istnienia. Właściwie przez cały czas żyłam nadzieją, że uda mi się pokazać swój zachwyt tym, jak życie w ogóle powstało – tym niesamowitym przypadkiem, zbiegiem okoliczności i pięknem, które nie chce umrzeć. Chciałam to przekazać wizualnie i tak powstała wystawa Trofia w Miejscu Projektów Zachęty. Była dla mnie bardzo trudna – miałam ogrom materiału i gęstą historię, którą chciałam przedstawić osobom bez głębokiej wiedzy naukowej. Choćby ten moment, kiedy na Ziemi pojawiły się odpowiednie warunki do powstania pierwszej, prawdopodobnie, komórki – ta cała niesamowita sekwencja zdarzeń, które musiały się złożyć, żeby powstała „zupa życia”. Musiała pojawić się woda. Musiały być wyładowania atmosferyczne wiążące związki chemiczne. Musiała także być materia, która spadała z kosmosu i mieszała się w praoceanie. No i, podejrzewam, dużo przypadku. I tak się wydarzyło – życie.
Wystawa pokazywała, jak symbolicznie mogła wyglądać ta pierwsza komórka. Przedstawiłaś to na fotogramie z chlorofilu, ale też na filmie o piorunach – dźwięk w słuchawkach był bardzo intensywny, czuć go było w całym ciele. Boję się prądu. To jedyna nie-ludzka relacja, która naprawdę budzi we mnie lęk – właśnie dlatego, że jej nie rozumiem i nie widzę. Mam analityczny umysł, potrzebuję pojąć mechanizm, a w tym przypadku nie miałam żadnych narzędzi, żeby to zrobić. Dlatego zaczęłam współpracować z Politechniką Warszawską –z Wydziałem Elektrycznym i ich Halą Wysokich Napięć. Okazało się, że mają ciemnię, w której rejestrują wyładowania. Obecnie robią to na miernikach cyfrowych, ale w latach 80. ktoś rejestrował je fotograficznie. To był ciekawy proces, w którym inżynierowie Politechniki, Przemysław Sul i Paweł Kluge, razem ze mną cofnęli się do praktyki sprzed wielu lat i do archaicznych narzędzi – z komputera i monitorów przerzucili się na światłoczuły negatyw.
Wiedziałam, że na wystawie o początkach życia musi też być ocean, w którym wszystko się zrodziło. Ale jak go pokazać? Dużo eksperymentowałam z chlorofilem, niezbędnym wielu roślinom do fotosyntezy – wyciągałam go z różnych roślin, próbowałam naświetlać, sprawdzać, jak reaguje. I cały czas nie mogłam znaleźć sposobu, żeby pokazać jego światłoczułość. Wtedy pomyślałam, że może to właśnie w tym znikaniu, w tej nietrwałości jest samo życie na tej wystawie – jakiś cykl, zmiana. W końcu razem z moim kolektywem P.H.U. Sitex zdecydowałam się wydrukować chlorofil w technice sitodruku na ścianie, licząc się z konsekwencjami, że może do końca jej istnienia chlorofil będzie wychodził w tym miejscu spod akrylu (śmiech).
Oprócz eseju o początkach życia stworzyłaś również część spekulatywną w postaci intrygujących, kruchych rzeźb – skojarzyły mi się one z kosmosem i nieznanymi cywilizacjami.
Ta narracja dotyczyła wizji przyszłości – świata, w którym może nas już nie ma, a rośliny ewoluują dalej, wykorzystując to, co po nas zostało. Wyciągają z ziemi nasze ślady – opiłki stali, żelaza, miedziane systemy z mechanizmów chłodzących – i budują z nich nową strukturę, przystosowaną do wyższych temperatur i niestabilnych warunków. Z tego powstały rzeźby przypominające mech, zbudowane z metalowych opiłków, inspirowane pierwszymi organizmami roślinnymi, które prawdopodobnie istniały na Ziemi. Ciekawym doświadczeniem była praca nad rzeźbą z węgla w ramach otwartej wystawy Gdzie ktoś robi – tam ktoś patrzy w Galerii Pracownia Wschodnia – publiczność mogła obserwować proces tworzenia. Dorośli zwykle pytali: „jaka to roślina?”, a po usłyszeniu nazwy odchodzili zaspokojeni. Dzieci natomiast pytały: „dlaczego z węgla?”, „czemu tak wygląda?”, „kiedy żyła?” – i to ich pytania, wynikające z czystej ciekawości, otwierały zupełnie inną rozmowę. Wtedy zrozumiałam, że właśnie o to chodzi –o ciekawość jako przestrzeń do rozmowy o przyszłości i katastrofie klimatycznej. Wróćmy do początku naszej rozmowy i topoli białej, na której zawiesiłaś zmilitaryzowanego pawuka wykonanego z materiałów z drugiego obiegu. Ta topola patrzy na wszystkie śródmiejskie zmiany, na powstawanie nowych wieżowców, na gentryfikację okolicy. Czeka na wpis jako pomnik przyrody, jednak ten nie może nadejść. A gdyby nadszedł – czy zatrzymałby zapisy z planu ogólnego, dopuszczające w tym miejscu budowę 125-metrowych wieżowców? Czy taki wymyk, oparty na sile topoli olbrzymki, byłby w ogóle możliwy?
Przez siedem lat, które zakończyły się wystawą Zredukowane, obserwowałam, jak ludzie skrajnie uprzedmiotawiają drzewa w mieście. Jak wsadzają je w stalowe dyby o określonej średnicy, ograniczające ich wzrost. Jak wycinają ponadstuletnie drzewa po
to tylko, żeby postawić nowy budynek, zasłonić mieszkańcom słońce i po prostu unicestwić całe pozaludzkie sąsiedztwo. Drzewa muszą się niesamowicie naginać i dopasowywać do naszej cywilizacji. Ich systemy korzeniowe muszą wchodzić pod beton, rosną w tych metalowych obręczach, prostowane, przycinane, korygowane. Oczywiście często robi się to w trosce o ich zdrowie, żeby rosły „prawidłowo”, żeby nie zagrażały ludziom czy budynkom. Ale dla mnie to zawsze było trudne do oglądania. To był też moment, kiedy w Warszawie zaczęły upadać topole zasadzone po drugiej wojnie światowej. Czas, kiedy one już zdążyły urosnąć na tyle, że zaczynały się łamać, przewracać na niestabilnym dla roślin terenie.
I to jest taka pętla z Komuną Warszawa i pawukiem ochronnym na topoli. Łączy nas z Komuną wspólna historia – sąsiadowaliśmy z nią jako Pracownia Wschodnia w kamienicy na Lubelskiej, z której nas eksmitowano ze względu na katastrofę budowlaną. Od tego czasu, mimo nowych siedzib, jako niezależne miejsca kultury przeżywamy – i pewnie będziemy przeżywać – wieczną niepewność funkcjonowania. A topola może nie doczekać się miana pomnika przyrody i zostać wycięta pod wieżowiec, bo jest na drogiej i atrakcyjnej dla inwestorów działce. Stąd mój zmilitaryzowany pająk, który porusza wątek ochrony, potrzebę zabezpieczenia nie tylko miejskich terenów zielonych czy miejsc kultury w Warszawie, ale i stepów Ukrainy, ekosystemów oraz życia. Jak widać, nic się nigdy nie domyka.
Paulina Mirowska Zajmuje się oddolnymi formami samoorganizacji i oporu. Jej praktyka, mimo że opiera się na abstrakcyjnych ideach, zawsze pozostaje blisko rzeczywistości materialnej, koncentrując się na sposobach zrozumienia i odczucia, w jaki sposób części ekosystemu żyją i umierają oraz jak na siebie wpływają. Prowadzi II Pracownię Fotografii wspólnie z dr. Mariuszem Filipowiczem oraz Pracownię Podstaw Fotografii na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jest członkinią Stowarzyszenia Pracownia Wschodnia oraz kolektywu P.H.U. Sitex. https://paulinamirowska.eu
Paulina Mirowska na wystawie Trofia w Miejscu Projektów Zachęty, 2024, fot. Jakub Celej
Deirdre O’Mahony wraz z Loy Association of Ireland, Rzędy ziemniaków na polu, fot. Brendan Keogh, dzięki uprzejmości artystki i Brookfield Farm 2022
Odzyskiwanie żyzności
O małych wsiach, polityce krajobrazu, transformacji rolnictwa, ziemniakach i bezpieczeństwie żywnościowym z irlandzką artystką Deirdre O’Mahony rozmawia Bogna Świątkowska
y Kiedy się zorientowałaś, że krajobraz cię wzywa?
Po przeprowadzce do bardzo pięknej części Irlandii zwanej Burren. Malowałam wtedy obrazy. Z czasem zrozumiałam, że malarstwo nie jest w stanie oddać złożoności procesów zachodzących w krajobrazie. Zaczęłam więc realizować projekty sztuki publicznej, które miały formę quasi-land artu i pełniły funkcję użytkową. Jeden z nich polegał na ponownym otwarciu wiejskiej poczty jako punktu kontaktowego między różnymi grupami społecznymi. To skłoniło mnie do zastanowienia się nad sferą publiczną jako miejscem tworzenia moich dzieł. Od tego czasu staram się trzymać tej strategii, polegającej w dużym skrócie na poszukiwaniu rozwiązań problemów, które dostrzegam w społecznościach wiejskich. Od 2009 roku przez 10 lat realizowałam projekt artystyczno-badawczy SPUD, który pokazywał, w jaki sposób uprawa ziemniaków wiąże się z kulturą irlandzką, jaką dziś odgrywa rolę w globalnej produkcji żywności, jak łączy się z bezpieczeństwem żywnościowym, postawami wobec wiejskości, budowaniem tożsamości i stosunku do inności w Irlandii. SPUD wykorzystywał historię ziemniaka m.in. do mapowania źródeł masowych migracji spowodowanych Wielkim Głodem. Mniej więcej w czasie pandemii COVID zakończyłam, jak wtedy sądziłam, pracę nad SPUD. Pomyślałam, że obecnie największym problemem jest bezpieczeństwo żywnościowe. Jaka jest przyszłość rolnictwa? Czy przekażemy produkcję żywności maszynom? Do jakich granic się posuniemy pod naciskiem zwiększenia tej produkcji?
To, jak złożone i pełne wiedzy są twoje projekty, świetnie pokazuje ponadpółgodzinna wideo-opera, którą można było do października oglądać jako część wystawy Gleba i przyjaciele w CSW Zamek Ujazdowski. The Quickening to opowieść o skomplikowanych powiązaniach między wiejskością, nowoczesnymi uprawami, nauką i poszukiwaniem roli wyobraźni w kształtowaniu przyszłości. Jak to wszystko połączyłaś?
Zorganizowałam dwa spotkania, w których wzięło udział w sumie 24 rolników, naukowców, decydentów i polityków. Na jedno z nich udało mi się nawet zaprosić ministra środowiska. Siedział obok bardzo młodej rolniczki, która nie wiedziała, kim on jest, i nie gryzła się w język. Te spotkania, a właściwie uroczyste posiłki, miały na celu wprowadzenie zupełnie nowej jakości do relacji między tymi osobami, wybicie ich z przyjętych ról, stworzenie nowej sytuacji, w której nie będą wiedziały, co się wydarzy. Potrawy smakowały niecodziennie, a porcelanowa zastawa stołowa była inspirowana kształtami ziemniaków – napoje piło się z naczyń-bulw. I to zadziałało! Pomogło przełamać bariery, bo wszyscy czuli się trochę nieswojo.
Deirdre O’Mahony Sustainment Experiments Soil Feast, Butler Gallery, Kilkenny, fot. Freddie Greenall, dzięki uprzejmości artystki oraz Butler Gallery, 2022
Sprytne�
A do tego wszystkie rozmowy zostały nagrane. I to one stanowią libretto opery.
Twoje doświadczenia i refleksje na temat zmieniających się krajobrazów – wiejskich, naturalnych, uprzemysłowionych i miejskich – aktualnie idą w kierunku rozważań na temat znaczenia małych wsi w świecie, w którym wszystko jest zmaksymalizowane, ogromne i zurbanizowane. Które cechy małych wsi są twoim zdaniem najważniejsze?
W filmie pojawia się zdanie: „Powiększcie pola, powiększcie wszystko”. Rolnictwo jest dziś napędzane testosteronem. Jednocześnie w Irlandii, podobnie jak w Polsce, obszary wiejskie się wyludniają. Rolnictwo nie daje już możliwości zarabiania na życie. Młodzi ludzie wyjeżdżają do miast, bo tam jest praca. Wieś pustoszeje, a wiedza, która była potrzebna do dbania o nią, zanika.
Podam przykład. Kiedyś w Irlandii w każdej wsi był ktoś, kto udrażniał przydrożne rowy, aby zimą mogły spływać do nich deszcz i śnieg. Teraz nikt tego nie robi. Znika wiedza o tym, jak rozumieć to, co dzieje się z wodą. W rezultacie domy buduje się w miejscach, które tradycyjnie były terenami zalewowymi, i dochodzi do powodzi. Pielęgnacja krajobrazu wiejskiego staje się więc sprawą pilną – i jednocześnie coraz trudniejszą. Wiem, o czym mówię, bo sama przechodziłam przez to z rodziną, próbując wychowywać dzieci na wsi. Z czasem coraz trudniej było
y z dostępem do takich zasobów, które dziś uznajemy za podstawowe: opieki zdrowotnej, dobrej edukacji, infrastruktury. Jaki to ma skutek?
Ten deficyt ma konsekwencje nie tylko materialne; zaczyna przekształcać wieś – kiedyś żywą wspólnotę i krajobraz codzienności – w rodzaj obiektu kontemplacji, w przestrzeń estetyczną odseparowaną od rzeczywistości. Uważam to za głęboko niepokojące. Wychowałam się w przekonaniu, że piękno miejsc może być wartością samą w sobie. W pewnej chwili zrozumiałam, że muszę użyć moich estetycznych narzędzi, by zakwestionować romantyczny sposób patrzenia na krajobraz – taki, który często pomija ciężar pracy, związki władzy i migracje, a także uzależnia od samochodu. Nadal potrafię zachwycać się pięknym miejscem – ale nie mogę zapomnieć tego, co wiem: że wieś staje się trudną przestrzenią do życia, niezależnie od urody otoczenia. Małe gospodarstwa i małe wsie – takie, które kiedyś były podstawą krajobrazu i wspólnoty – są dziś na marginesie. W mojej praktyce artystycznej staram się nie tylko dokumentować tę utratę, tę przekształcaną przestrzeń, ale też wydobyć z niej pytanie: co znaczy mieszkać na wsi dziś, jaką wrażliwością i odpowiedzialnością jesteśmy w stanie objąć to miejsce. Zmiany wprowadzone przez rolnictwo w krajobrazie na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci są często obszarem napięć i dezinformacji. Jak szukasz sprawdzonych danych? Badania, które przeprowadziłam na potrzeby filmu, wyrosły z projektu Sustainment Experiments, opartego na tekście australijskiego filozofa Tony’ego Fry’a. Fry postrzega ideę zrównoważonego rozwoju jako przełomową – porównywalną z pojawieniem się epoki oświecenia. To wizja zakładająca całkowitą zmianę sposobu myślenia o świecie i o nas samych. W tej zmianie widzę zarówno jasność, jak i ciemność. Z jednej strony otwiera się przed nami możliwość postrzegania siebie nie jako istot oddzielonych od natury, lecz jako jednych z wielu współtworzących świat – obok gleby, wody, zwierząt, roślin, wszystkich form życia. Z drugiej strony widzimy, jak przemysł rolniczy – a więc i my, ludzie – przekształca ziemię i krajobrazy w destrukcyjnym tempie. Niszczy ekosystemy szybciej, niż jesteśmy w stanie to pojąć. Mam głęboką wiarę w naturę. Wierzę, że potrafi się odrodzić, że może nas jeszcze wesprzeć. Ale musimy działać teraz. Zbyt wiele gatunków już wyginęło – również takich, o których istnieniu nawet nie zdążyliśmy się dowiedzieć. W psychologii powstała cała nowa terminologia dotycząca silnych obaw o przyszłość. Wiemy, że wiedza o wpływie działań człowieka na ekosystem nie wystarczy, żeby odwrócić zgubne trendy, zatem co robić?
y Na pewno wiadomo, że jeśli będziemy dalej trwać przy rabunkowym modelu rolnictwa, skutki staną się nieodwracalne. W Irlandii zwiększyliśmy produkcję mleka do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie zapewnić wystarczająco dużo trawy, by wykarmić nasze bydło. Importujemy więc paszę z Ameryki Południowej – z plantacji soi, które powstają kosztem lasów deszczowych. To część samonapędzającego się globalnego systemu eksploatacji. Boję się, że jeśli nie zatrzymamy się teraz, nie zostanie nic. Czasem czuję się jak mała mrówka z tabliczką, na której napisano „stop”. Wiem, że nie zatrzymam tej potężnej machiny, ale wierzę, że jako artystka mogę trzymać przed nią lustro –i pozwolić ludziom zobaczyć, co się dzieje. Tworząc przestrzeń dla głosu rolników, staram się nadać ich doświadczeniom wagę i widzialność. Chciałabym, żeby czuli się mniej samotni w tym, co przeżywają, i żeby inni zrozumieli, że ta wiedza, ten rodzaj uważności, są kluczowe dla naszej wspólnej przyszłości. Wszyscy mamy w tym swoją rolę – i obowiązek, by ich wspierać. Jakie są drogi wyjścia z tej sytuacji?
Myślę, że na przykład musimy nauczyć się płacić więcej za jedzenie. Przez lata stawało się ono coraz tańsze – głównie za sprawą supermarketów i globalnych łańcuchów dostaw. Ale ten pozorny komfort ma swoją cenę. Jeśli chcemy żyć w sposób bardziej zrównoważony, musimy zaakceptować fakt, że dobra, uczciwa żywność powinna kosztować więcej – i że w zamian możemy jeść lepiej, mądrzej, z większym szacunkiem dla Ziemi.
W gruncie rzeczy wokół tego koncentruje się cała moja praktyka: wokół pytania, jak możemy zrobić więcej, mając mniej. Jak możemy żyć prościej, skromniej – ale z większą świadomością i odpowiedzialnością wobec świata, który nas karmi.
Twoja praktyka, bliska badaniom artystycznym, może być także odczytywana jako forma aktywizmu społecznego.
W tym, co robię, zawsze obecny jest wymiar polityczny – i mam tego pełną świadomość. Dlatego uważam, że trzeba mówić różnymi językami. Trzeba umieć mówić językiem polityki, językiem rolnictwa, ale też językiem estetyki. Staram się wykorzystywać wszystkie te sposoby mówienia, bo wierzę, że prawdziwa zmiana wymaga reakcji wielowymiarowej, transdyscyplinarnej. Film, o którym rozmawiamy, powstał z poczucia niewiedzy, jednak to właśnie w przestrzeni niepewności dzieją się najciekawsze rzeczy. Jaką rolę gleba odgrywa w twoim filmie?
Od zawsze uprawiam ogród, więc wiem, jak wygląda dobra gleba. Jak pachnie, jak się jej dotyka, jak się ją czuje. Dlatego serce mi pęka, gdy odwiedzam gospodarstwa prowadzone w sposób przemysłowy. Właśnie tym zajmuję się teraz – rozpoczęłam nowy projekt, w którym film The Quickening stał się punktem wyjścia do rozmowy. Pokazuję go rolnikom i widzę, że otwiera drzwi.
Deirdre O’Mahony The Quickening, pokaz w ramach Walls & Halls Tour, Foresters’ Hall, Aughrim, fot. Freddie Greenfell, dzięki uprzejmości artystki oraz Kunstverein Aughrim, 2024
Zaczynają mówić, często po raz pierwszy, o rzeczach, które nosili w sobie od lat. Pewien rolnik – może 70-letni – powiedział mi: „Uprawiam swoją ziemię od 50 lat i wiem, że w mojej glebie nie ma już nic żywego. Co roku orzę, co roku nawożę, co roku pryskam chwastobójczymi środkami. Latem nie ma już much na szybie samochodu – owady zniknęły. Ale nie mogę przestać robić tego, co robię. Jestem związany z systemem. Gdybym tylko mógł, zostawiłbym ziemię odłogiem, żeby znów stała się żyzna”. To było poruszające świadectwo – pełne świadomości, ale też bezradności wobec ekonomicznego przymusu. I dlatego uważam, że potrzebna jest publiczna, szeroka dyskusja o tym, jak będziemy chronić naszą glebę i Ziemię. Próbuję zatem oddać głos rolnikom z różnych krajów Europy –zapytać ich, jak widzą przyszłość swoich gospodarstw, swojego życia na Ziemi. Niestety te wizje nie napawają optymizmem. Po ogromnych rolniczych protestach, nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach Unii Europejskiej, widać, że ta sfera jest przeregulowana, co prowadzi do absurdalnych sytuacji. Część problemu polega na tym, że każdy kraj Unii Europejskiej inaczej egzekwuje przepisy dotyczące rolnictwa. Wystarczy porównać Francję, Polskę i Irlandię – różnice są ogromne. W Irlandii prawo bywa stosowane wyjątkowo rygorystycznie, bo państwo obawia się kar finansowych ze strony Brukseli. Wskutek tego mali
y producenci, często wytwarzający tradycyjną żywność wysokiej jakości, po prostu znikają.
Ten rodzaj frustracji i bezsilności staje się pożywką dla populizmu. Skrajna prawica skutecznie wykorzystuje niezadowolenie rolników, kierując ich gniew nie przeciwko niesprawiedliwym mechanizmom systemowym, lecz przeciwko idei Unii Europejskiej jako takiej. A przecież to właśnie ci rolnicy – najmniejsi, najbardziej wrażliwi na zmiany – są kluczowi dla przyszłości naszej żywności i krajobrazu.
A jak ludzie reagują na to, co robisz? Mam na myśli tych, którzy nie są ze środowiska sztuki.
Często słyszę, że to, co robię, nie jest sztuką, że moje prace nie oferują estetycznej przyjemności. I właściwie się z tym zgadzam –nie mam z tym problemu. Po prostu nie mogę już tworzyć takich prac jak dawniej.
Kiedy rozmawiam z rolnikami i pokazuję im moje prace, natychmiast rozpoznają w nich siebie. Za każdym razem jestem zdumiona ich hojnością: tym, że otwierają przede mną drzwi, zapraszają do domów, dzielą się swoimi historiami, swoim sposobem myślenia o życiu. To ogromna odpowiedzialność.
Czuję, że moim zadaniem jest pozostać wierną tej odpowiedzialności – by nie banalizować ich doświadczeń, pozwolić, by ich głosy brzmiały własnym tonem. Dla mnie w tym właśnie zawiera się sens sztuki: w tworzeniu przestrzeni, w której powierzane mi historie mogą zostać usłyszane przez innych.
Deirdre O’Mahony Artystka wizualna mieszkająca w Irlandii. Od ponad 30 lat jej badania i praktyka artystyczna koncentrują się na skomplikowanej relacji między ziemią, krajobrazem a równowagą ekologiczną. W odpowiedzi na konflikty dotyczące regulacji użytkowania gruntów, wykorzystując wszelkie środki komunikowania powiązań między ludźmi a miejscem, artystka skupiła się na tworzeniu przestrzeni publicznej, by lepiej zrozumieć złożone czynniki wpływające na użytkowanie gruntów, krajobraz, a co za tym idzie – na bezpieczeństwo żywnościowe. https://deirdre-omahony.ie/
Jarosław Kozakiewicz Labirynt (sieć Hartiga) I, 2024, dzięki uprzejmości artysty
Pod powierzchnią istnieje życie o skali, której wciąż nie ogarniamy ani poznawczo, ani wyobrażeniowo –z artystą Jarosławem Kozakiewiczem, który zaprojektował obserwatorium bogatego życia dziejącego się w glebie, rozmawia Bogna Świątkowska
Poruszasz się po różnych obszarach. Pierwszy to oczywiście sztuki wizualne, drugi to architektura, trzeci to krajobraz. Projekt, który można było w tym roku oglądać w Muzeum Warszawy – instytucji zajmującej się obserwowaniem tego, co dzieje się pod ziemią – nosi tytuł Underground wskazujący, w jakim kierunku nas zaprasza. Jak to się stało, że zacząłeś się tym interesować? To raczej propozycja myślowa niż gotowy obiekt. Ma uruchamiać wyobraźnię odbiorcy, prowokować do refleksji nad tym, czym jest gleba – nad widzeniem w ciemności, nad znaczeniem tego, co zwykle pozostaje pod powierzchnią. Przedstawiam koncepcję paraarchitektoniczną, projekt obserwatorium życia w glebie. Takie obserwacje są niezwykle trudne. W glebie panuje ciemność – a nasze narzędzia percepcji są ograniczone do wąskiego pasma światła i bardzo skromnej rozdzielczości przestrzennej. Widzimy mało. Tymczasem specjaliści badający architekturę i biologię gleby wypracowali szereg technik, które umożliwiają wgląd w ten ukryty świat. Używają endoskopów przeniesionych z medycyny, stosują skanowanie rentgenowskie pozwalające zobaczyć trójwymiarowe układy korzeni, sięgają też po metody archaiczne – kopią doły, ustawiają szyby przy pionowych przekrojach i obserwują to, co dzieje się za szkłem. Już przy niewielkich powiększeniach – 20-, 30-krotnych – ujawnia się zaskakująco bogate życie: sieci porów, mikroorganizmy, ruchy wody, wymiana energii. Widzimy wówczas, że gleba nie jest bierną materią, ale dynamicznym, pulsującym układem.
Nie istnieje dziś żadne publicznie dostępne obserwatorium gleby. Wydaje mi się, że właśnie taki brak jest wymowny – pokazuje, jak bardzo oderwaliśmy się od tego, co nas podtrzymuje. Gleba to nie brud, lecz skóra Ziemi – żywa warstwa oddychania i wymiany, warunek obiegu wody i energii, warunek życia w ogóle.
Co o niej wiadomo?
Para amerykańskich paleontologów – Mark A. McMenamin i jego żona Dianna L. Schulte McMenamin – w latach 90. XX wieku wprowadziła pojęcie hypersea, czyli hyperoceanu*. To określenie odnosi się do wszystkiego, co dzieje się w ekosystemie lądowym – do całego życia, które w nim pulsuje, krąży, współdziała. Hypersea tworzą organizmy eukariotyczne oraz ich symbionty. Wiemy o istnieniu tego hyperoceanu dzięki kopalnym tracheofitom, grzybom mykoryzowym i prototaksytom. Bo jeśli pomyśleć o planecie jako o systemie zależności, to gleba i sieć istniejących w niej mikoryz, czyli symbiotycznej relacji między korzeniami roślin a grzybami, leżą u jego podstaw. To one umożliwiają obieg materii, energii i informacji. Dziś wiemy, że
* M.A. McMenamin, D.L.S. McMenamin, Hypersea. Life on Land, Columbia University Press, New York 1996.
biomasa życia glebowego znacznie przekroczyła to, co dzieje się w oceanach – pod powierzchnią ziemi istnieje życie o skali, której wciąż nie ogarniamy ani poznawczo, ani wyobrażeniowo. W tym kontekście warto przypomnieć, że pierwszym badaczem, który opisał związek między grzybami a korzeniami roślin, był Polak – Franciszek Dionizy Kamieński. Już w 1881 roku opublikował on pracę, w której rozpoznał tę symbiotyczną relację, dziś znaną jako mykoryza. Sam termin wprowadził kilka lat później Albert Bernhard Frank, ale to Kamieński jako pierwszy uchwycił jej istotę.
W tym projekcie współpracujesz z naukowcami. Czego dotyczy wymiana między sztuką a nauką w przypadku waszego spotkania?
Praca nad tym projektem rozpoczęła się w roku 2018. Współpracowałem wtedy z Miastem Stołecznym Warszawa i koncepcja obserwatorium życia w glebie pomyślana była dla przestrzeni między Parkiem Kultury w Powsinie a Ogrodami Botanicznymi. Projekt nie został wówczas rozwinięty, ale spowodował, że spotkałem prof. Dorotę Hilszczańską – i to spotkanie okazało się kluczowe. To ona wskazała mi coś, o czym wcześniej nie słyszałem –sieć Hartiga.
To odkrycie kompletnie mnie pochłonęło. Sieć Hartiga to struktura labiryntowa, niezwykle złożona, powstająca na styku grzyba i rośliny. To właśnie w tym miejscu dochodzi do wymiany substancji – swoistego „interfejsu” międzygatunkowego. Szukałem
Jarosław Kozakiewicz Underground Landscape, dzięki uprzejmości artysty
materiałów, zdjęć, jakichkolwiek wizualnych śladów tej struktury, ale to bardzo trudno dostępne obszary. Większość obrazów pochodzi spod mikroskopów, z powierzchni liczących ułamki milimetra.
Wtedy trafiłem na prof. Karla Ritza z Uniwersytetu w Nottingham – biologa gleby, który od lat dokumentuje podziemne życie. Zaczęliśmy współpracować i szybko staliśmy się przyjaciółmi. Karl dysponuje ogromnym zbiorem obrazów i publikacji – oraz dostępem do setek tysięcy dokumentów. Kiedy jednak poprosiłem go o zdjęcia sieci Hartiga, znalazł ich zaledwie kilka, rozproszonych w 30 artykułach. To pokazuje, jak mało wiemy o podziemnym świecie.
Sieć Hartiga jest strukturą niezwykłą – rodzajem labiryntu powstającego w wyniku dyfuzji, a zarazem delikatnego połączenia między grzybem a korzeniem. Między komórkami korzenia rośliny powstają tzw. arbuskule – mikroskopijne gałązki, które tworzą mykoryzę arbuskularną. Na zewnątrz korzenia pojawiają się z kolei osłony, tzw. płaszcze, chroniące go przed organizmami żyjącymi w glebie. Zacząłem tę strukturę rekonstruować – najpierw w rysunkach, potem w modelach 3D. Sieć Hartiga jest przestrzennym, niemal niemożliwym do narysowania obiektem, więc stworzyliśmy ją w środowisku komputerowym, a dopiero później przenieśliśmy w materię. To była jedna z najciekawszych dróg, jakie przeszedłem w ramach jednego projektu – łącząca intuicję artystyczną z doświadczeniem naukowym, fascynująca na każdym etapie.
Kształt architektoniczny planowanej instytucji oparłeś na wiedzy o strukturach, które istnieją w świecie podziemnym, w glebie. Jak właściwie to wygląda?
W pierwszej wersji projektu część nadziemna miała pełnić funkcję centrum edukacji środowiskowej. Nie było lepszej nazwy, więc tak określałem ją roboczo. Pod ziemią znajdować się miało obserwatorium – przestrzeń, do której się schodzi, dwukondygnacyjna, pozwalająca przyglądać się życiu w glebie in situ. Forma całego budynku od początku była pomyślana jako spójna całość. Część nadziemna i podziemna są ze sobą powiązane formalnie i znaczeniowo. Chciałem, żeby bryła nad ziemią przypominała porosty – organizmy, które nie są ani grzybami, ani roślinami, a jednocześnie zawierają bakterie. Są zatem przykładem współistnienia i współzależności różnych form życia. Tę powierzchnię pokryłem motywem sieci Hartiga, która jest symbolem wymiany i interfejsem łączącym świat grzybów i roślin –a w szerszym sensie: różnych form życia na Ziemi. Część podziemna ma charakter organiczny. Składa się z systemu kokonów – form, które można kojarzyć zarówno z korzeniami, jak i z grzybnią. Nie są one dosłownym odwzorowaniem żadnej
Jarosław Kozakiewicz Wikłanie I, 2024, dzięki
Jarosław Kozakiewicz Wikłanie II, 2024, dzięki uprzejmości artysty
z tych form, raczej intuicyjnym odniesieniem do struktur znajdujących się pod powierzchnią. Schodzi się do nich po schodach. Całość to odwrócenie klasycznego obserwatorium astronomicznego. Zamiast patrzeć w niebo przez kopułę, schodzimy w głąb ziemi, do przestrzeni, gdzie w ciemności tętni życie. Tam, w miejscu obserwacji, umieszczone są urządzenia optyczne, które pozwalają zaglądać w glebę bezpośrednio, bez jej naruszania. Część z nich to systemy rurowe z przeszklonymi fragmentami, do których wprowadza się kamerę endoskopową, by obserwować procesy zachodzące w glebie. Problemem jest jednak światło – jego obecność zaburza zachowanie organizmów. Trzeba więc konstruować systemy umożliwiające widzenie bez oświetlania, widzenie w ciemności. To jeden z największych eksperymentalnych problemów przy tego typu obserwacjach. Do tej pory stworzyłem dwie makiety takiego hipotetycznego obserwatorium: pierwsza pokazuje relację między częścią nadziemną a podziemną, druga – przekrój obserwatorium, w którym widać ludzi siedzących i patrzących w głąb ziemi. Chciałem, by ta scena przypominała sytuację z planetarium, tyle że odwróconą o 180 stopni. Patrzymy nie w daleki kosmos, lecz w bliski mikrokosmos.
Jak powstaje obraz tego, co żyje w glebie?
Można to prześledzić na wizualizacjach przygotowanych przez prof. Karla Ritza, który od lat opracowuje niezwykłe obrazy ukazujące podziemne życie. Proces ich powstawania jest bardzo złożony technologicznie. Fragment ziemi, pobrany w całości, zalewa się specjalnymi żywicami, które utwardzają się długo, by nie zniszczyć delikatnej struktury mikroorganizmów. Potem taki blok tnie się diamentowymi piłami na cienkie plasterki – rzędu milimetra – i poleruje, aby można je było oglądać pod mikroskopem. Te preparaty są następnie podświetlane na różne sposoby, w zależności od tego, co naukowcy chcą zobaczyć. Każdy sposób oświetlenia wydobywa inne elementy – czasem strukturę porów, czasem arbuskule, czasem ślady po działalności dżdżownic. To, co widzimy, wymaga interpretacji, a różne ośrodki badawcze potrafią się o te interpretacje spierać, jak to w nauce bywa.
Ty także stworzyłeś rysunki. Więcej tu sztuki czy naukowego poznania?
To prace zupełnie inne niż dokumentacje naukowe – raczej fantazmaty, wizualne intuicje, które zrodziły się z kontaktu z ogromną liczbą mikroskopowych obrazów i tekstów naukowych. Po jakimś czasie ten język – język podziemnego życia – zaczął sam mi się układać w głowie. Rysowałem kredką na białym papierze, tworząc światy, które możemy sobie tylko wyobrazić.
Zależało mi, by te rysunki były atrakcyjne wizualnie, żeby przyciągały uwagę i odczarowywały nasze wyobrażenia o glebie.
Od stuleci od niej uciekamy – od tej najbliższej nam materii, od której zależy nasze życie. Chciałem pokazać, że gleba jest piękna, że może być fascynująca jak kosmos, który uczyniliśmy przedmiotem kultu. Bo kosmos stał się przecież w pewnym sensie iluzją – projekcją ludzkiego pragnienia ekspansji, które usprawiedliwia eksploatację planety. Możemy marzyć o Marsie, ale to tutaj, w ziemi, jest nasze miejsce.
Dlaczego twoim zdaniem częściej myślimy o kosmosie?
Przyczyn jest wiele: religijne wyobrażenia zła zepchniętego pod ziemię, działające na wyobraźnię obrazy Memlinga czy Boscha, ale też społeczny ideał czystych rąk i „lepszego życia” bez fizycznego kontaktu z naturą. W efekcie zapomnieliśmy o rolnictwie, odebraliśmy godność pracy z ziemią – jednej z najstarszych ludzkich aktywności, najbardziej sensownych i koniecznych dla przetrwania.
Dziś wydaje się, że lepiej sprzedawać paliwo w czystej koszuli, niż pracować na roli. A przecież to właśnie prace podstawowe –uprawa ziemi, opieka, nauczanie, leczenie, budowanie schronienia – są tym, co pomaga nam przetrwać w świecie. Reszta często tylko wytwarza napięcie, stres i rozproszenie. Dlatego zachęcam do zanurzenia rąk w ziemi. To czynność dobra dla zdrowia, dla psychiki i dla planety. I może najprostszy sposób, by przypomnieć sobie, że jesteśmy częścią tego świata, nie jego właścicielami.
Na szczęście dzisiaj dużo się mówi o odzyskaniu gleby w miastach, powstają propozycje polityki glebowej, rozmawia się również o możliwości nadania glebie osobowości prawnej, tak jak innym bytom przyrodniczym – to oczywiście w tych najbardziej zaawansowanych stadiach czy formach świadomości miejskiej. Jakie są szanse na to, żeby tę ideę instytucji, która spogląda w głąb ziemi, zrealizować?
Technicznie to jest możliwe. Jak w przypadku każdej instytucji opartej na technologii, jej urządzenia można z czasem modernizować, ulepszać, wymieniać. Problemem są jednak koszty. Najdroższe urządzenia tego typu znajdują się dziś w laboratoriach medycznych, bo medycyna jest traktowana jako „pierwsza potrzeba”. Nauka o glebie, rolnictwo czy biologia gruntu mają ograniczony dostęp do takich technologii. Mikroskopy i aparatura, które mogłyby pokazać życie pod ziemią, kosztują ogromne pieniądze. Rolnictwo – a właściwie to, co dziś stało się z produkcją rolną –działa w logice przemysłowej, nie ekologicznej. A przecież życie w glebie to potężny ekosystem: na jednym hektarze ziemi ornej znajduje się ok. 5–10 ton biomasy organizmów, a w lesie nawet 100 ton. To niewyobrażalna różnica, która dobrze pokazuje, jak bardzo nawozy sztuczne niszczą równowagę. Mogłyby być używane jako interwencja, tymczasem stały się narzędziem chciwości i nadprodukcji.
Jarosław Kozakiewicz Obserwatorium gleby, model, fot. z wystawy Underground w Muzeum Warszawy, 2025, dzięki uprzejmości artysty
Jarosław Kozakiewicz Obserwatorium gleby, model, fot. z wystawy Underground w Muzeum Warszawy, 2025, dzięki uprzejmości artysty
Kiedyś ziemi pozwalano odpocząć, przywracano jej życie przez wypas zwierząt, przez rotację upraw. Dziś mamy do czynienia z chemizacją gleby na skalę planetarną. Wszystko zaczęło się na początku XX wieku od metody Habera i Boscha – dwóch niemieckich chemików, którzy opracowali syntezę amoniaku i otrzymali za to Nagrodę Nobla. Ten sam proces umożliwił później produkcję nawozów, ale też Cyklonu B. Szacuje się, że dziś jedna trzecia ludności Ziemi ma co jeść dzięki nawozom sztucznym. To trudny paradoks. Z jednej strony mamy życie, które dzięki nawozom jest możliwe, z drugiej – planetę, którą te same nawozy powoli zabijają. I to pytanie pozostaje otwarte: gdzie właściwie jesteśmy w tej historii i jak z niej wyjść?
Wszystko, co robimy na Ziemi, sprowadza się w gruncie rzeczy do jednego: sposobu, w jaki traktujemy glebę. Jeśli nauczymy się ją widzieć jako wspólny z nami organizm, to może jest jeszcze szansa, że przetrwamy.
Jarosław Kozakiewicz
Artysta działający na pograniczu rzeźby, nauki i architektury. Od blisko trzech dekad bada relacje między ludzkim ciałem a otoczeniem, łącząc różnorodne dziedziny: od genetyki, fizyki, astronomii, ekologii po inżynierię i budownictwo. Autor utopijnych i krytycznych projektów z pogranicza sztuki i urbanistyki, m.in. Projektu Mars (2007) i Oxygen Towers (2005). Laureat międzynarodowych konkursów architektonicznych; w 2006 roku reprezentował Polskę na 10. Międzynarodowej Wystawie Architektury w Wenecji.
Bolesław Chromry rysownik, ilustrator, autor powieści graficznych. Czasem nazywają go poetą, czasem pajacem. Za to
dowodzie
napisane
Kekube jedna, pięć lub sześć osób. Rysujemy komiksy o uroczych stworkach, którymi bez wątpienia są także cegły. Można się tu spodziewać komiksowych przygód uroczych
(zwykle) nie potrafią myśleć
najsławniejszych osób malarskich, rzeźbiarskich
i jakich
tam jeszcze chcecie
to jest rok autobiografii: od znanego mecenasa kultury i producenta alkoholi po znaną dyrektorkę, która napisała książkę pod prostym tytułem Ja. Biografia jest w cenie. a czy ktoś pomyślał o artystkach i artystach? pomyślał. pięć wieków temu giorgio Vasari. teraz doczekaliśmy się nowej edycji jego słynnych Żywotów, wydanej przez Bęc zmianę – a w niej same artystki! oto ekstrakty życiorysów pod redakcją alessia panina.
Artystka Znana
nano to miejsce, w którym urodziła się pewna artystka zaraz po wojnie. artystka swoje młode lata spędziła na przygotowywaniu się do drugiej wojny, a w międzyczasie studiowała rysunek i malarstwo w mieście przypominającym renesansową wenecję. wojna przyszła, artystkę z nana wygnano. została nieznana. trzeba było lat, żeby po serii spektakularnych prac, obrazów przedstawiających to, co zapamiętała, wróciła do miasta, z którego pochodziła. i znów artystka była znana.
Masza Nie z Tych
Żyła w krakowie, nie tak dawno temu, gdzie talent jej rychło zakwitł niczym rzeźba, gdyby tylko rzeźba kwitła. choć dłuto było jej pierwszą miłością, wojenne zgliszcza obróciły to uczucie w proch, a ono, niczym feniks, odrodziło się w pędzlu i papierze. w grupie krakowskiej znalazła braci w sztuce, a jej dzieci zwały się jaremianki. ten żywot byłby piękną opowieścią o maszy z krakowa.
Rzeźbiarka z Zakwitła to jest przypowieść o artystce, która udowadnia, że rzeźba jednak zakwitła. tak się wydaje, chociaż ślady po tym odnajdziemy dziś już tylko w formalinie zdjęć, z których jedynie kilka sprawia wrażenie wiarygodnych. to historia o artystce, której sztuka zakwitła, a potem zakwitły jej w głowie pomysły, które sprawiły, że jej sztuka
nieco przywiędła. całe szczęście, że zachowało się kilka prac w formalinie.
Agnieszka Hakerka
nie skorzystała ze sztucznej inteligencji, lecz z własnej, żeby wydobyć się z łodzi. to się musiało skończyć wielką wyprawą za wielką wodę, gdzie w pocie czoła artystka liczyła, dodawała, odejmowała, aż jej wyszło, że najlepiej robić taką sztukę, w której najważniejsze jest nie to, co widoczne, ale to wszystko, co ukryte pod matrixem. jak te spadające zielone cyferki na czarnym ekranie. zhakowała świat sztuki i teraz sobie działa – nie wiemy dokładnie gdzie, ale działa.
Natalia z Żywca to jest biografia, która ma wszystko: tajemnice, zamki, nieznane pochodzenie, zwroty, wzloty i upadki. niestety alessio panino nie zdążył na razie spisać tego żywota, choć zobowiązał się to uczynić już kilka lat temu. na tę historię musimy jeszcze poczekać.
Alek Hudzik pisze o sztuce na FB i do różnych mediów. Z NN6T związany od numeru 61, czyli od wielu, wielu lat. Redaktor naczelny „MINT” –magazynu o kulturze
Jak nabyć lub zbyć dzieło sztuki, nie łamiąc przy tym prawa
piotr puldzian płucienniczak
nic tak nie nobilituje wnętrza i jego człowieka, jak praca artystyczna powieszona na gwoździu wbitym w ścianę. faktem jest, że wąskie korytarze, niewielki metraż oraz współdzielone przestrzenie czynią z mieszkań idealne galerie sztuki współczesnej. jeśli potraktujemy poważnie ideę, że twórczość powinna zawiązywać społeczności oraz uczyć nas wzajemnej troski, to obiekt artystyczny jawi się jako wybitne narzędzie skupiania współlokatorskiej energii. intrygujący temat do rozmowy, coś, co odciągnie uwagę od tiktoka, powód do poczucia satysfakcji z dobrze spędzonego czasu i ciekawie wydanych pieniędzy, inspirująca metafora, przestroga na przyszłość – istnieje mnóstwo uzasadnień dla obecności dzieła sztuki w widocznym miejscu.
jak zostać galernikiem we własnym mieszkaniu? otóż najprościej udać się do znajomego artysty albo artystki, a następnie poprosić, by „odpalili coś taniego”, „może być coś, co nie wyszło i nikt nie kupił”. mówi się przecież, że na dnie beczki pozostają najsmaczniejsze kąski. Bliska osoba na pewno zejdzie z ceny po odwołaniu się do wspólnych przygód i obecnych zawirowań finansowych. jest to niewątpliwie sposób najbardziej bezpośredni.
jeśli nie znamy żadnych osób tworzących, sprawa poważnie się komplikuje. jasne, można udać się na wystawę do jakiejś galerii, lecz – wbrew rozsądnej i słusznej praktyce oznaczania produktów cenami – w świecie sztuki przyjęło się, że na ścianach nie wiesza się metek. trzeba zatem nieśmiało zapytać
Piotr Puldzian Płucienniczak, Autoportret jako policjant, akryl na płótnie, 50 × 50 cm, 2025
odpowiednią osobę z obsługi, czy dana praca jest do kupienia oraz w jakiej cenie. niezręczna sytuacja. warto zastrzec na wstępie, że „na pewno mnie nie stać, ale jestem ciekawa” albo „ten artysta jest na pewno bardzo drogi”, żeby zabezpieczyć sobie wyjście z konwersacji. „aha”.
nie ma co ukrywać, że każda cena za dzieło sztuki jest za wysoka. w świecie, który mami ogromem produktów importowanych z chińskiej republiki ludowej na zmianę z koniecznością opłacenia czynszu, kupowanie rodzimych prac w cenach bez promocji zdaje się ekscesem. człowiek o rozsądnym podejściu do życia wielokrotnie namyśli się przed wydaniem tysięcy złotych na produkt bez wartości użytkowej, prawda? jest tak na pewno. rozważmy
zatem sposoby nabywania dzieł sztuki w transakcji połowicznej: dzieło wchodzi, lecz pieniądz nie wychodzi. ścieżka oszczędności nierzadko prowadzi na bezdroża.
wiemy z poprzedniego odcinka („nn6t” nr 163), że prawdziwa przestępczość gospodarcza to nie jest rzecz dla osób o gołębim sercu i zajęczych oczach (takich jak my wszystkie). nie zaszkodzi jednak mentalny skok do albo na muzeum. w roku 1981 nieznane osoby weszły do łódzkiego muzeum sztuki przez okno w dachu i wyniosły z budynku czternaście prac. trzech do dziś nie udało się odzyskać –co znaczy, że cieszą nowego właściciela i nie ma on ochoty obnosić się z nimi w przestrzeni publicznej. trudno nazwać kradzież legalną formą nabycia, ale jeśli weźmiemy pod uwagę,
że przestępstwo przedawnia się po 10 latach, to możemy za jedną transakcją kupić dwa koty w worku: nie dość, że posiądziemy dzieło sztuki, to jeszcze przez dekadę omawiania w podcastach kryminalnych zyska ono sporo na wartości.
sposobem nabywania dzieł sztuki jest też ich podrabianie. wymaga to lat praktyki i hartu ducha, ale efekty mogą być olśniewające. warto przy tym wspomnieć miłośnika moneta, który praktykował swoje rzemiosło, malując fikuśne chmurki z Plaży w Pourville w poznańskim muzeum narodowym. Dopiero dzień później zorientowano się, że w ramie wisi kopia na kartonie, a oryginał wyjechał potajemnie w teczce. niedoszłego galernika udało się jednak złapać. co ciekawe, złodziej nie trzymał obrazu na ścianie, a rozkoszował się jego obecnością w szafie. to nie miejsce na dzieło sztuki! energia szafy bywa zła.
nie namawiam nikogo do podjęcia tego typu niekoherentnych transakcji, lecz każda moneta zasługuje, by obejrzeć ją z dwóch stron przed włożeniem do skarbonki.
artyści i artystki zwykle interesują się procederem nabywania dzieł sztuki od drugiej strony –to znaczy zbywaniem tych dzieł, oddawaniem ich w cudze ręce, wymienianiem na środki płatnicze, chętnie nieopodatkowane. istnieje kilka metod
dokonywania takich transakcji, niestety przeważająca większość z nich wymaga drugiej strony, skłonnej do kosztownej dla siebie współpracy. najłatwiej o taką osobę w najbliższym otoczeniu, stąd dobre trzy czwarte wszystkich dzieł sztuki zostaje sprzedane rodzinie, znajomym bądź współlokatorom. serdeczną i nawet umiarkowanie majętną osobę można namówić na wsparcie naszej działalności artystycznej znacznie prościej niż niedostępnych emocjonalnie kolekcjonerów. trzeba tylko uważać na negocjacyjne manewry w rodzaju „odpal coś taniego”, „może być coś, co nie wyszło i nikt nie kupił”. oczekujemy przecież od najbliższych pełnowartościowego docenienia, a nie targów o złotówkę.
sprzedając bliskim, zyskujemy w dwójnasób: wspólna przestrzeń wzbogaca się o dzieło sztuki, a nasze zasoby o jednostki wartości, które można przeznaczyć na zakup materiałów, by kontynuować radosny proceder. tworzyć dla bliskich i wystawiać blisko – to szczytne hasło małej ojczyznygalerii. w piwnicy bądź pawlaczu można wspólnymi siłami urządzić galerię i oprowadzać po niej znajomych z intencją sprzedania pracy z zyskiem. słyszano nawet o galerii w koszu na śmieci, obnoszonym po wydarzeniach kulturalnych jak taca kościelnego: z nadzieją, że ktoś z publiczności zdecyduje się włożyć doń 50 złotych,
a wyjąć przedmiot wart w materiałach co najwyżej 20. nie ma w tym nic zdrożnego – to samo sedno przedsiębiorczości.
widzimy więc, że istnieje wiele poręcznych sposobów nagabywania klienta. tymczasem mnóstwo osób twórczych wciąż bezskutecznie zabiega o wystawienie swoich prac w ogromnych galeriach i w ramach rozmaitych przeglądów. próżny trud! zwróćmy uwagę, że podobnie jak istnieją nielegalne sposoby nabywania prac, istnieją nielegalne sposoby prac zbywania. otóż można prace po prostu podrzucać na oficjalne wydarzenia artystyczne, nie pytając nikogo z organizatorów o zgodę. w 2006 r. rahim Blak podrzucił swoje dzieło do muzeum narodowego w krakowie. później ten sam trik starał się powtórzyć kamil sipowicz w zachęcie. mówi się, że jeśli coś trafi do kolekcji, to zostanie w niej na zawsze jako element dziedzictwa. nie jest to do końca prawda, bowiem towar wniesiony bez zgody działu inwentaryzacji nie jest mile widziany w galerii. należałoby zatem uprzednio zatrudnić się we wspomnianym dziale, by móc bezpośrednio wpływać na katalog zbiorów. andrzej miastkowski, pracując w muzeum sztuki w łodzi, dołożył do zbioru desek kantora blat od złamanego biurka i nikt się przez lata nie połapał. to strategia długofalowa, wymagająca obycia w trudnej sztuce muzealnictwa. ale czy bycie artystką to nie jest
właśnie trudna sztuka? oczywiście, że jest, więc nic nowego.
inny sposób, mniej bezpośredni, choć równie nielegalny, to przekupienie dyrektorki bądź kuratora, by wprowadzili naszą pracę do kolekcji, na przykład w drodze instytucjonalnego zakupu. próbował tej sztuki cezary Bodzianowski, który oferował szefowej zachęty połowę nagrody w konkursie spojrzenia. od tego czasu jednak żadna nowa praca artysty nie pojawiła się w zbiorach instytucji, co każe wnioskować, że transakcja nie doszła do skutku. Biorąc pod uwagę nieustające problemy kadrowe i finansowe instytucji sztuki, chyba należałoby próbować korupcji osób zatrudnionych na niższych stanowiskach, gdzie pokusa szybkiego zwiększenia zarobków może być większa. muzealnicy to ludzie o nadzwyczaj silnym etosie pracy i nie będzie łatwo nagiąć ich mosiężne kręgosłupy. co włożyć w kopertę? czy wystarczy bombonierka? magnes z podróży? może dzieło sztuki? wracamy tu do problemu założycielskiego – do jaja, z którego wykluł się wąż sztuki: skąd wziąć na to wszystko środki? nie wiem. zapewne nie ze sztuki.
Piotr Puldzian Płucienniczak krajoznawca, wydawca, wykładowca. Artysta non-for-profit. Pracuje na ASP w Warszawie, mieszka w Łodzi.
Śmierć nie do końca
aleksandra litorowicz
listopad zawsze postrzegałam jako miesiąc zawieszenia – pomiędzy jesienią a zimą, obecnością a nieobecnością. trudno nie dać się wciągnąć w zbiorowy rytuał refleksji nad przemijaniem, zasilany świętami z kalendarza katolickiego, konfekcją zniczy z dyskontów i dyń na halloween, ale i mokrymi, gnijącymi pod butami liśćmi, które przypominają o cykliczności życia w nie tylko ludzkiej skali.
zacznijmy od cmentarza. kilka lat temu podczas krótkiej rozmowy z rafałem matyją doszliśmy do wniosku, że nigdzie nie znajdziemy tyle życia, co właśnie na cmentarzu. w swojej książce Kraków. Miasto zero historyk opisuje, co możemy wyczytać z uważnego spaceru po cmentarzu rakowickim: struktury i hierarchie społeczne, ukryte czy wymazywane historie, jednostkowe biografie, powody do dumy i wstydu. to zatem zapis życia à rebours. a co by się stało, gdybyśmy rozszerzyli spojrzenie z antropocentrycznego na biocentryczne, w którym osoba zmarła staje się częścią obiegu życia?
jeśli spojrzymy na cmentarze pragmatycznie, dostrzeżemy,
że są one dziś bardzo często enklawami przyrodniczymi i regulatorami miejskiej temperatury. to obszary wilgotniejsze, zazwyczaj z gęstym starodrzewem, które stają się mikroklimatycznymi azylami w zurbanizowanym krajobrazie czasów zmian klimatycznych. Badania nad mapami termicznymi miast pokazują, że duże nekropolie, takie jak warszawskie powązki czy krakowski cmentarz rakowicki, tworzą wyraźne wyspy chłodu – z temperaturą o kilka stopni niższą od średniej miejskiej. Drzewa, gleba i rozkładające się liście wytwarzają tam własny obieg wilgoci i powietrza. w takim rozumieniu cmentarz jest więc nie tylko przestrzenią pamięci, lecz także miejscem idealnym do obcowania z przyrodą, spacerowania czy schłodzenia się w upalny dzień.
rekreacyjna i prozdrowotna funkcja cmentarzy jest w kulturze zachodniej ograniczana przez ich sakralny i rytualny charakter, podczas gdy w religiach i tradycjach, w których śmierć postrzega się jako naturalny etap życia i element ciągłości cyklu życia, przestrzenie te mogą odgrywać bardziej codzienne i wielofunkcyjne role.
Cmentarz-park Teochew w Bangkoku, fot. Ola Litorowicz
Dobry przykład to prawie 17-hektarowy teren chińskiego cmentarza-parku teochew w dzielnicy sathon w Bangkoku. obok grobów znajdują się tu miejsca zabaw dla dzieci, można spotkać osoby uprawiające jogging, jogę czy tai chi, kupić kawę, pograć w szachy czy schłodzić się w mgiełce wodnej. z niektórych grobów wyrastają drzewa – posadzone jako gest szacunku dla zmarłych albo wyrosłe samoistnie. wiele mogił zostało dosłownie wchłoniętych przez roślinność: porastają je trawy i krzewy – to nie tyle efekt zaniedbania, ile innego rozumienia relacji między naturą a pamięcią.
tymczasem materialnie ciężka forma polskich cmentarzy zwykle stanowi ograniczenie dla
naturalnych procesów ekologicznych. współczesne groby, pokryte betonem, granitem lub marmurem, tworzą nieprzepuszczalną warstwę blokującą cyrkulację. mikroorganizmy nie mają szans na aktywność, a gleba zostaje odcięta od obiegu energii i materii. co więcej, drzewa cmentarne –które zapewniają cień, chronią przed erozją i stabilizują grunt, a także dają schronienie zwierzętom – bywają traktowane jako przeszkoda, ponieważ ich obecność ogranicza przestrzeń dostępną na tradycyjne pochówki.
coraz częściej jednak projektanci, antropolodzy, przyrodnicy czy zarządcy usług komunalnych próbują przywrócić cmentarzom rolę miejsca
nieobojętnego ekologicznie. w tym duchu powstają np. „lasy pamięci”, w których prochy zmarłych umieszczane są w biodegradowalnych urnach. to często miejsca o charakterze leśnym – nie ma tu płyt nagrobnych, krzyży czy wieńców. takie pochówki możliwe są m.in. na cmentarzach w poznańskich dzielnicach junikowo i miłostowo, jak również w niemczech, szwajcarii czy krajach skandynawskich. częścią ekologicznego myślenia o pochówku mogą być też propozycje projektowe – na triennale w mediolanie zatytułowanym „Broken nature. Design takes on human survival” włoski duet anna citelli i raoul Bretzel zaprezentował koncepcję capsula mundi – jajowatej kapsuły z biodegradowalnego materiału, w której ciało zmarłego układane jest w pozycji embrionalnej i w wyniku rozkładu odżywia zasadzone nad jajem drzewo. z kolei amerykańska projektantka shaina garfield proponuje makramową trumnę wykonaną z naturalnych materiałów nasączonych zarodnikami grzybów, która przyspiesza rozkład ciała, odżywia glebę i umożliwia bliskim uczestnictwo w jej wyplataniu*. podobnych rozwiązań pojawia się na rynku coraz więcej. te
nowe formy pochówku nie są jedynie estetycznymi eksperymentami. w wymiarze filozoficznym wpisują się w myślenie, które można by za Donną haraway określić mianem „kompostowego sojuszu”. kompost staje się u tej filozofki figurą wspólnoty materii – symbolem trwania i współistnienia poprzez rozkład. w inspirowanej tym ekologicznej wizji przyszłości cmentarz nie musi być więc miejscem martwym; może być ciągle żywym obiegiem materii i energii, a także polem mniej oczywistych relacji międzygatunkowych.
* Przykłady zostały zaczerpnięte z kwerendy grupy studenckiej w składzie Aneta Chybicka, Yelyzaveta Malovychko, Julia Słomkowska, Adam Białkowski w ramach pracowni humanistycznospołecznej na School of Form w 2022 roku.
Aleksandra Litorowicz prezeska Fundacji Działań i Badań Miejskich PUSZKA, kulturoznawczyni, badaczka, wykładowczyni akademicka związana z Uniwersytetem SWPS. Zainteresowana przestrzeniami wspólnymi i działaniami na styku. Współtworzy Miastozdziczenie. pl –inicjatywę Fundacji Puszka działającą na rzecz międzygatunkowego sąsiedztwa miejskiego i naturokultury w praktyce.
Odbudowa jako opór. Palestyńskie architektki i palestyńscy
architekci wobec
zniszczenia w połowie października w szarm el-szejk podpisano tzw. plan pokojowy dla strefy gazy. Dokument ogłoszony przez przywódców egiptu, turcji i stanów zjednoczonych ma otworzyć drogę do „odbudowy i stabilizacji regionu”.
Choć sytuacja wciąż jest niestabilna, każda zapowiedź pokoju budzi wśród wielu Palestyńczyków i Palestynek obawy. W publicznej debacie coraz częściej pojawiają się bowiem wizje odbudowy Gazy tworzone bez udziału jej mieszkańców, nierzadko przybierające absurdalne formy, jak choćby pomysł stworzenia riwiery dla bogaczy na tym „atrakcyjnym” nadmorskim terenie.
BAL ma nadzieję, że tak się nie stanie. Optymizmu dodaje nam działalność lokalnych
architektek i architektów, którzy pokazują, że przyszłość można budować inaczej – z troską o ludzi, wspólnoty i pamięć. Poniżej przedstawiamy sylwetki kilkorga z nich.
Odbudowa historycznego dziedzictwa
Suad Amiry to architektka, pisarka i działaczka społeczna. W swojej pracy łączy architekturę z troską o dziedzictwo kulturowe i codzienne życie mieszkańców Palestyny. Jako założycielka organizacji Riwaq – Centre for Architectural
Conservation od lat prowadzi projekty rewitalizacji historycznych miasteczek, w których odbudowa staje się sposobem na wzmocnienie lokalnych wspólnot. W swoich działaniach
Amiry pokazuje, że architektura może być narzędziem oporu i pamięci, a przywracanie budynków do życia jest jednocześnie przywracaniem godności ich mieszkańcom.
Architektura w odbudowie społeczeństwa Sandi Hilal to palestyńska architektka i badaczka. Wraz z Alessandro Pettim współtworzy kolektyw DAAR (Decolonizing Architecture Art Research), który zajmuje się odbudową wykraczającą poza tradycyjne pojmowanie rekonstrukcji budynków. W projektach takich jak „Concrete Tent” w obozie
Dheisheh pokazuje, że wspólne przestrzenie mogą stać się miejscem nauki, mediacji i odbudowy więzi społecznych. Projekty DAAR to nie tylko przywracanie dachu nad głową, lecz także tworzenie nowych form życia obywatelskiego, miejsc spotkania, edukacji i solidarności, w których społeczność odzyskuje podmiotowość i prawo do bycia u siebie.
Powrót do materiałów, ludzi i miejsca
AAU ANASTAS to studio architektoniczne z siedzibą w Betlejem, założone przez braci Eliasa i Yousefa Anastasów. Biuro łączy nowe technologie z lokalnym rzemiosłem i krajobrazem, pokazując, że innowacja nie musi oznaczać zerwania z tradycją. W projektach takich jak El-Atlal w Jerychu architekci badają potencjał kamienia, tradycyjnego materiału Palestyny, w nowoczesnej architekturze. Tworząc lekkie, złożone konstrukcje z lokalnych surowców, AAU ANASTAS dowodzą, że architektura może być formą oporu wobec destrukcji i okupacji, a jednocześnie narzędziem budowania przyszłości opartej na wiedzy, wspólnocie i ciągłości kulturowej.
B AL Architektek inicjatywa wspierająca kobiety w architekturze, zarówno projektantki, jak i jej użytkowniczki. Do tej pory mogłyście nas śledzić online na @bal_architektek, ale wkroczyłyśmy na papier! Balowiczki: Dominika Janicka, Barbara Nawrocka, Dominika Wilczyńska. PS Niech żyje B AL !
Pytamy Turnusowiczów o…
sasza pohorelov (on/jego, he/they/them)
ma na koncie ponad 20 publikacji, wydanych w 5 językach, głównie na tematy związane z życiem osób migranckich i queerowych, modą i kulturą. przez dwa lata pełnił funkcję redaktora zarządzającego magazynu Duma. Działalność twórcza saszy skupia się przede wszystkim na opracowywaniu strategii wizualnych dla inicjatyw artystycznych. osoba autorska strony z memami @pysznestopy.pl. mieszka i tworzy w warszawie, wcześniej był związany z ukraińską odessą oraz hiszpańskim madrytem.
Zuzanna Michalczyk: Cześć, Sasza� Pomyślałam o zaproszeniu cię do rozmowy ze względu na twoje rozeznanie w warszawskim życiu kulturalnym, lokalnej scenie kawiarnianej oraz płynności w przekładzie współczesności na język memów. Sukces @pysznestopy.pl interpretuję jako efekt łączenia wszystkiego z powyższych z dozą literatury, filozofii czy trendów w sztuce. Tego rodzaju twórczość wymaga też śledzenia na bieżąco i rozumienia
zjawisk socjopolitycznych i internetowych. Powiedz mi: czy masz się za memiarza? przyznam, że pierwszą myślą, która przemknęła mi przez głowę, zanim otworzyłem usta, było zacząć tłumaczyć, że to wcale nie tak, że jestem tylko memiarzem. chciałem powiedzieć, że tak naprawdę to ja przekładam obserwacje antropologiczne na przystępny, humorystyczny język, wykorzystując współczesną symbolikę zeitgeistu, lub coś w tym
turnus si Ę zastanawia
stylu. to zresztą idealna ilustracja jednej z rzeczy, które mnie niezmiernie bawią i rozczulają w lokalnym życiu kulturalnym warszawy, którego sam jestem częścią, czyli pewnej presji, by za wszelką cenę znajdować coraz to nowe słowa (najlepiej anglicyzmy o dużej liczbie sylab) na opisanie, czym ktoś się zajmuje artystycznie lub zawodowo. w życiu wypróbowałem nieprawdopodobną liczbę zawodów i tzw. side hustles i doszedłem do wniosku, że nie ma nic bardziej absurdalnego niż próba opisania tego, co się robi, z maksymalną precyzją. więc po sekundzie namysłu – w sumie tak, to, co robię w internecie, to rzeczywiście memiarstwo. And that’s okay.
Regularne tworzenie memów, które jednocześnie bawią i nie dezaktualizują się zbyt szybko, brzmi dla mnie z jednej strony jak permanentne FOMO, a z drugiej – jak przekorna forma radzenia sobie z ciążącymi pokładami trudnych emocji. Pod tym względem przypomina artystyczny proces twórczy i trudno tu nie przywołać dzieł Karoliny Jarzębak, czerpiącej inspiracje z kultury memów, nierzadko tych starszych, pokroju trollface’a. Stąd pytanie: czym w kodzie kulturowym są „przeterminowane” memy? wydaje mi się dość dziwne, że memy i ich tworzenie częściej porównuje się do świata sztuki niż do dziennikarstwa. treści, które tworzę, bardzo często odnoszą się do zjawisk
dziejących się w trybie niemal rzeczywistym. z perspektywy tej dynamiki mem o wyborach prezydenckich, które odbyły się w maju tego roku, mimowolnie budzi skojarzenia z materiałami dziennikarskimi o wszystkich poprzednich wyborach z ostatnich dekad. czy oczekujemy, że omówienie debaty tuska i kaczyńskiego z października 2007 roku będzie wciąż aktualne w październiku 2025? wątpię, choć niestety wiele punktów i argumentów się nie zmieniło… okej, dobra, może znajdę lepszy przykład. nie oczekujemy przecież, że prognoza pogody sprzed tygodnia będzie wciąż ważna za miesiąc, prawda? tak samo podchodzę do memów – fajnie, że powstały, fajnie, jeśli są zabawne, ale nie staną się przez to zabawniejsze, jeśli będziemy do nich wracać przez kolejne miesiące czy lata, a nie tylko dziś.
Homonimem internetowego mema jest termin „mem” wprowadzony przez brytyjskiego biologa Richarda Dawkinsa. Memy, analogicznie do genów, są replikatorami elementów ważnych z punktu widzenia ewolucji, z tym że transmisja jest kulturowa. Za Dawkinsem: memy „przeskakują z jednego mózgu do drugiego w procesie szeroko rozumianego naśladownictwa”*. Dziś możemy powiedzieć, że coś ekspresowo transmitującego się między mózgami za pomocą social
* R. Dawkins, Samolubny gen, tłum. M. Skoneczny, Warszawa 2000.
mediów „idzie viralowo”, a homonimiczność słowa mem, choć przypadkowa, wydaje się symptomatyczna. Jak myślisz – na podstawie swoich doświadczeń – co składa się na viralowość mema czy trendu w social mediach? ja również bardzo często myślę o semantyce i etymologicznym humorze pojęcia viralowości, choć muszę przyznać, że liczba polubień pod moimi publikacjami jest dość stabilna. miałem tylko kilka postów, które wyraźnie odbiegały od średniej ważonej lajków, i za każdym razem potrafiłem dokładnie
powiedzieć, dlaczego tak się stało – na przykład dlatego, że post udostępniła osoba z zasięgami albo trafił w sieć algorytmu w wyjątkowo aktywnym tygodniu, gdy jako pierwszy poruszyłem gorący temat. niestety nie mam ukrytych lifehacków na oszukanie algorytmów. rzadko rozpatruje się w kontekście „transmisji” treści w internecie fakt, że gdy ktoś coś udostępnia, najczęściej kluczowe nie jest to, jak zabawny jest obrazek, lecz to, na ile ta osoba chce się z nim utożsamić. tworzę treści, które można bez większego wstydu pokazać
w przestrzeni publicznej i to wcale nie jest jakiś genialny zabieg marketingowy z mojej strony. nie czerpię przyjemności z edgy treści i, co więcej, nie potrafię ich tworzyć. wszyscy wiedzą, że przekleństwa mogą dodać żartowi siły, ale mam wrażenie, że gdybym zaczął ich używać, wszyscy pomyśleliby, że ukrywam swój wiek i w rzeczywistości jestem po pięćdziesiątce. (nie jestem).
Dla mnie najważniejszym aspektem w działaniu jest tworzenie obrazków o tym, co naprawdę mnie dotyczy. zabrzmi
to strasznie banalnie, ale za każdym razem, gdy próbowałem żartować z czegoś, czego nie rozumiem i czym się nie interesuję, od razu było to widać.
Mam też pytanie z rodzaju bardziej prywatnych. Pochodzisz z Ukrainy, z tego, co rozumiem, spędziłeś tam większą część dojrzewania. Na etapie życia, w którym polskie dzieci i młodzież pochłaniają rodzime konteksty kulturowe, poznawałeś zapewne ich ukraińskie odpowiedniki. Nie przeszkodziło ci to w zostaniu specjalistą
w zakresie polskiej popkultu-
ry – w twoich memach pojawiają się przykładowo Andrzej Lepper czy Andrzej Żuławski z Małgorzatą Braunek. Czy po przyjeździe do Polski wkładałeś dużo wysiłku w kompleksowe zapoznanie się z polskim dziedzictwem wszelakim? skłamałbym, gdybym powiedział, że zanurzenie się w polską kulturę przyszło mi łatwo. kultura postsowiecka, a w moim przypadku mieszanka ukraińskiej i rosyjskiej, ma znacznie mniej wspólnego z polską, niż polakom może się wydawać. nie trzeba mi jednak współczuć, bo zanurzanie się w nową rzeczywistość stało się dla mnie czymś fascynującym. zawsze z dużą ostrożnością podchodzę do rozmów o mojej tożsamości migranckiej, bo w wielu aspektach stanowię bardzo konkretny i niestety toksyczny przykład, który lubi wykorzystywać prawicowa propaganda. jestem białą niemuzułmańską osobą z europy, mówię płynnie po polsku, ukończyłem polską uczelnię i płacę ponadprzeciętną ilość podatków do polskiego budżetu. Dość często spotykam się z takiego rodzaju oddzielaniem mnie od innych migrantów. rzeczywiście, kiedy przyjechałem do polski miesiąc po swoich 17. urodzinach, postanowiłem, że moim głównym celem będzie asymilacja. kolegowałem się tylko z osobami z polski, czasami na siłę, ignorowałem inicjatywy migranckie – i faktycznie po latach
pracy nad lękiem przed porażką to doprowadziło do zamierzonego rezultatu. czy uważam, że to wzorcowy sposób na odnalezienie się w nowym kraju? niekoniecznie. czy czuję się winny z powodu tego, jak potoczyła się moja historia w porównaniu do osób, które tęsknią za ojczyzną i nie mogą się odnaleźć? nie, ale trzeba pamiętać, że asymilacja w nowym społeczeństwie niemal zawsze wiąże się z oddaleniem od poprzedniego. ja byłem i jestem na to gotowy – lecz nie każdy musi być. i nie udawajmy, że to nie jest w porządku.
wracając do tematu kultury, bo lekko mnie poniosło: każde społeczeństwo jest przekonane, że jest absolutnie wyjątkowe i nikt z zewnątrz nie potrafi naprawdę go zrozumieć. nie mogę się z tym zgodzić. zwłaszcza kultura popularna opiera się na uniwersalnych wzorcach oraz funkcjonuje według podobnej logiki, przynajmniej w obrębie europy. z wykształcenia jestem analitykiem danych i może dlatego łączenie tych kropek przyszło mi relatywnie łatwo. na każdą marylę rodowicz w polsce znajdzie się ałła pugaczowa w zsrr lub isabel pantoja w hiszpanii. każda jest wyjątkowa, ale archetyp jest podobny. nigdy nie zrozumiem polskiej kultury tak głęboko jak polacy, jednak wierzę, że potrafię ogarnąć jej szerokość dzięki temu, że brakuje mi wrodzonego emocjonalnego przywiązania do niej. wy jesteście głębiej, a ja szerzej. zerujemy się.
trudno mi nawet przypomnieć
sobie, w którym momencie mojego życia dowiedziałem się o istnieniu, powiedzmy, paktofoniki czy andrzeja piasecznego, bo teraz są dla mnie kulturą, z którą się identyfikuję. nie są dla mnie wiedzą, lecz częścią mnie. może się oszukuję, ale skoro rząd rp ciągle trąbi o asymilacji, to z przyjemnością będę kontynuował to autooszustwo.
Dziś moim pierwszym językiem jest polski – w nim śnię, śmieję się i płaczę. powoli zaczynam zapominać słowa w moim ojczystym języku, z czego moja mama strasznie się śmieje. Valid. też bym myślał, że moje dziecko to pozer.
Jesteś stałym bywalcem stołecznych klubo-kawiarnio-piekarnianych lokali i niejeden
z nich pojawił się już na pysznychstopach.pl, z Turnusem na Wolskiej włącznie. Chciałam zapytać właśnie o te przestrzenie. Jakie twoim zdaniem pełnią funkcje i które z nich uważasz za ważne?
w pierwszej kolejności kawiarnia jest dla mnie po prostu pragmatycznym punktem przesiadkowym do wykonywania różnych zadań. poza tym – i wiem, że zabrzmię jak najbardziej przerysowana wersja mojej postaci w internecie – widok kopiuj–wklej lokalu z drogą kawą wywołuje we mnie dokładnie to samo uczucie co patrzenie na blokowiska, obok których się wychowywałem. kawiarnia speciality to blokowisko
dla kodziarzy z dziwnymi rasowymi psami i osób z zaimkami w niekończącym się kryzysie wielkomiejskich przywilejów. nie przepadam za psami, więc już wiecie, do której grupy należę. moja historia z turnusem jest jednak o wiele bardziej emocjonalna niż zwykła relacja z miejscem do pracy zdalnej. kilka dni temu rozmawiałem z osobami przyjacielskimi o tym, że co najmniej jedną trzecią mojego najbliższego kręgu znajomych poznałem właśnie w turnusie; na własne oczy widziałem kilka „pokoleń” baristów i co najmniej trzy różne rodzaje stołków i krzeseł. myślę, że sukces tego miejsca polega na tym, że bardzo łatwo jest się tam zaangażować i zrobić coś swojego. Dorosłym ludziom brakuje placów zabaw – a dla mnie turnus właśnie takim placem zabaw się stał: miejscem do planowania wydarzeń, imprez, wszystkiego, co tylko przyjdzie mi do głowy, i równie dobrze do robienia niczego.
Marcelina Gorczyńska i Kamila Falęcka Artystki prowadzące Turnus, niezależny kolektyw artystyczno-kuratorski. Turnus działa przy ul. Wolskiej w Warszawie jako przestrzeń wychodząca poza tradycyjny model galerii. Kierując się przekonaniem, że sztuka rozkwita w swobodnych, towarzyskich okolicznościach Turnus łączy programy wystaw i wydarzeń z miejscami spotkań lokalnych społeczności.
Zatrzymać potop
woda w nieodpowiednim miejscu zdaje się definiować współczesność. Drugą płynną substancją, od której zależy nasza najbliższa przyszłość, jest ropa naftowa. konflikty związane z cyrkulacją płynnych substancji będą się tylko nasilać. czy przepływy definiują dzisiejszą wyobraźnię polityczną? agata cieślak
kwestie związane ze współczesnymi warunkami napływu ropy i falowania oraz cyrkulacji wody stanowią istotę konfliktów i rozwoju naszej cywilizacji. płynny i szybki obieg – czy to ropy naftowej, czy informacji – napędza współczesny kapitalizm, który wyzbywa się swojego odwiecznego, stojącego u systemowych podstaw pretekstu: rzeczy są produkowane w celu wymiany. potężny kryzys produkcji, trwający nieprzerwanie od lat 70.* poprzedniego wieku, nadal nie wykazuje oznak odwrócenia. obiektywne wskaźniki kryzysu produkcji po stronie zatrudnienia obejmują bezrobocie, stagnację płac i malejące świadczenia lub stopniowe przerzucanie odpowiedzialności za własną
* Chodzi o kraje tzw. Zachodu – obserwacje zawarte w tekście oparto na tzw. ekonomii G7.
opiekę zdrowotną i emerytury na pracowników, a nie firmy czy rządy. natomiast wskaźniki po stronie kapitału to malejąca liczba zakładanych nowych firm oraz dzienna liczba transakcji na giełdach, a także skup akcji spółek, powolne tempo modernizacji i, co najważniejsze, drastycznie spadające tempo inwestycji biznesowych. nie tylko radykalni marksiści, lecz również przeciętni liderzy biznesu i polityki postrzegają kryzysy jako endemiczne dla tego sposobu produkcji: tam, gdzie jest kapitalizm, jest niestabilność.
w powszechnym rozumieniu systemowych struktur kapitału moment cyrkulacji jest równie ważny jak moment produkcji. rzeczy są produkowane w celu wymiany – pieniądz traci rolę pośrednika wymiany i staje się jej punktem docelowym, tak
h igiena w późnym postkapitalizmie
Maciej Łuczak, Agata, akryl na płótnie, 150 × 150 cm, 2025
Łuczak, Jacek, akryl na płótnie, 140 × 140 cm, 2015
Maciej Łuczak, Danuta, akryl na płótnie, 160 × 160 cm, 2025
Artysta maluje swoje obrazy w taki sposób, żeby to, co z bliska wygląda na abstrakcyjne ruchy „pędzla” w Photoshopie, z pewnej perspektywy ułożyło się w kształt ludzkiej twarzy. Zbyt duży dystans (np. oglądanie reprodukcji na ekranie telefonu) sprawia, że obrazy wracają do estetyki tworzonej w oparciu o zasoby komputera.
Maciej
Maciej Łuczak, Kaja, akryl na płótnie, 140 × 140 cm, 2024
postkapitalizmie by wyprodukowana w procesie nadwyżka przyczyniła się do utrwalenia (lub zmiany) hierarchii społecznych. jednak co się dzieje, kiedy obieg się załamuje, a dominantą procesu produkcji staje się nieustanny flow?
procesy ekonomiczne, które odwracały proporcje produkcji i cyrkulacji, są charakterystyczne dla poszczególnych momentów historycznych: holenderska „bańka tulipanowa”, kompania mórz południowych, poważne krachy giełdowe w każdej dekadzie XiX w., wielki kryzys czy globalny krach z 2008 r. stanowią jedynie niektóre z przykładów. tym, co wydaje się dotąd nieznane, jest niesamowita prędkość, z jaką współcześnie obraca się pieniądze, a także zasięg tego zjawiska. ceną za to są horrendalne zniszczenia: karbonizacja atmosfery i płonąca planeta. gdy doda się do tego wyrastającą z kapitalizmu niestałość, pojedynczej jednostce trudno o wyjście z ram myślowych kształtowanych przez współczesną płynną rzeczywistość ekonomiczno-społeczną. zmienność czyha tutaj na każdym kroku. pracownicy mogą stracić pracę z dnia na dzień, ponieważ nowe modele zatrudnienia utrudniają zrzeszanie się w związkach zawodowych. konsumpcja może się zachwiać, kiedy na rynku pojawią się nowy towar lub usługa z drugiego końca świata albo w portfelach zabraknie pieniędzy na rzeczy inne niż te niezbędne do
przetrwania. narzędzia państwowe, takie jak obniżki stóp procentowych, mogą się wyczerpać. huragany mogą zakłócić pracę platform wiertniczych. powodzie mogą zrujnować łańcuchy dostaw. prawdopodobieństwo wystąpienia tych trudności jest tak wysokie, że poddawane są analizie predykcyjnej i stają się własnym źródłem akumulacji bogactwa poprzez towary takie jak reasekuracja, za pośrednictwem której ubezpieczyciele kupują i sprzedają ubezpieczenia na własne ryzyko. niektórzy teoretycy twierdzą nawet, że kryzysy stanowią mniejsze zagrożenie dla zysków niż nieustanna zmiana.
co wydaje się równie ważne, napięcie, które niesie za sobą intensywny moment cyrkulacji, jest widoczne nie tylko w kontekście ekonomii. zalew rzeczy i informacji jako istotna wartość współczesnej estetyki wyrasta bowiem z przepływu jako istotnej wartości gospodarki. to rodzaj intensyfikacji wymiany –sprawiamy, że treści poruszają się szybciej, po to, żeby zrekompensować brak wystarczającej produkcji. fakt, że obieg kapitału jest głównym źródłem aktywności gospodarczej, wywiera wpływ na współczesną kulturę i zmienia ją, pogłębiając rozwarstwienie treści, które zostawił postmodernizm.
Dzisiejszy sposób myślenia nie ma jednak punktów wspólnych z postmodernistyczną
igiena w
h igiena w późnym postkapitalizmie
produkcją kulturalną. nie skupiamy się na łączeniu pozornie różnych rzeczy w nowe znaczenia, zadowalamy się totalnym rozmyciem treści. Dzisiejsza estetyka opiera się na utracie rozróżnienia, konturów. płynna kultura nie zakłada mieszania się treści – te po prostu nieustannie nas zalewają, nie dając możliwości złapania oddechu. w zamian dostajemy zjawisko narastającego afektu. z czego więc czerpać, jeśli nie z głębi uczuć – traumy, własnego doświadczenia czy autentyczności doznawanej przyjemności?
w takim obrazie niebezpieczny staje się brak dystansu do własnego ja. z bliska rzeczy wydają się inne, niż są faktycznie. to, co wydaje się ważne i estetycznie pociągające, z dalszej perspektywy może mieć zupełnie inne znaczenie. zanurzając się w prądzie własnych emocji, nie jesteśmy w stanie zbudować adekwatnej odpowiedzi politycznej na rzeczywistość ukonstytuowaną na przepływie. Do tego potrzeba dystansu. skalę powodzi widać dopiero z lotu ptaka.
Agata Cieślak artystka, autorka, producentka, pracowniczka kultury. Działa na styku różnych dziedzin, nieprzerwanie wierząc w istotę sztuki. agata-cieslak.com
Jak przeżyć w Gdańsku?
nagrobki
(maciek salamon i adam witkowski)
w mieście, w którym zima trwa dziewięć miesięcy, a latem zazwyczaj pada, nie jest to łatwe. my, gdańszczanie, mamy jednak jedną uniwersalną odpowiedź na wszystkie bolączki związane z mieszkaniem w „grodzie nad motławą”.
kolejki miejskie śmierdzą, jeżdżą za rzadko i nic się nie zmieniły od 40 lat? no ale mamy morze. korki są takie, że szybciej pójść na piechotę? no ale mamy morze. jest bezsensownie drogo? no ale mamy morze. motława to ściek? no ale mamy morze.
skoro morze jest lekarstwem na wszystko, to gdzie najlepiej pójść na plażę?
najfajniej jest w górkach zachodnich i na wyspie sobieszewskiej. w jelitkowie jest fajna rzeka wpadająca do Bałtyku, ale niestety znajdziemy tam też dużo plastikowej tandety i straganów. molo w Brzeźnie to marna podróba tego w sopocie, więc nie ma co jechać.
nie ma też co wchodzić do wody, gdy kwitną sinice. niestety zazwyczaj kwitną, chociaż akurat w ostatnie wakacje nie pamiętam, żeby to się wydarzyło.
a jak już mamy dosyć plaży, to warto odwiedzić 100cznię –kulturalno-imprezowy konglomerat połączony z najładniejszym skateparkiem
i boiskiem do kosza w polsce. płyta skateparku niemal dotyka stoczniowego kanału, w którym cumują prawdziwe statki. w tle widać dźwigi. w stoczni jest też grid. koniecznie zobaczcie, co się tam dzieje.
niedaleko w nomusie (nowym muzeum sztuki) można napić się kawy w kompozycie, a czasami zobaczyć fajną wystawę. na kawę lubię też chodzić do cafe luis lub do lasu (teraz otworzyli drugi punkt w oliwie).
na starówkę raczej nie warto iść, szczególnie w trakcie jarmarku dominikańskiego – na który też, oczywiście, nie ma po co chodzić.
w gdańsku mamy super las. i to taki prawdziwy, z prawdziwymi drzewami. polecam trójmiejski park krajobrazowy o każdej porze roku.
z fajnych dzielnic mamy jeszcze oliwę (stary rynek w oliwie jest ekstra!) oraz wrzeszcz (jeśli nazwa tej dzielnicy wydaje wam
się głupia, to wiedzcie, że mi również). we wrzeszczu bywa momentami ładnie i można odwiedzić sylwestra w kolonii artystów albo fundację palma.
na Dolnym mieście też bywa fajnie. to taka trochę starówka, tylko bez turystów i z mniejszymi kościołami. wokół Dolnego miasta jest opływ motławy – pozostałość po dawnych fortyfikacjach. nie ma czegoś takiego nigdzie indziej. sprawdźcie, nie pożałujecie.
na koniec dodam tylko, że najlepsza księgarnia to firmin, najlepsze lody są w lato gelato, najwięcej Żabek jest na toruńskiej, lata 90. trwają w najlepsze na rynku na elbląskiej i mamy bardzo fajne afery w gdańskim środowisku sztuk wizualnych.
jeśli chcecie przeżyć w gdańsku, to odwiedźcie któreś z wymienionych miejsc.
nie znaczy to, że nie ma innych, które ułatwiają egzystencję – te powyżej po prostu wpadły mi do głowy jako pierwsze. i być może właśnie to oznacza, że są najlepsze.
w następnym odcinku: jak przeżyć w krakowie?
ps ponieważ nie było jeszcze w tej sprawie oficjalnego komunikatu, wygłoszę go ja: gdańsk przeprasza za karola!
Tarot o… duchach
agata czarnacka, ig: @tarot _ agaty
czy wiecie, że kościół katolicki zżyma się okrutnie na sformułowanie „święto zmarłych”? 1 listopada to z jego punktu widzenia „dzień wszystkich świętych”, a następnego dnia obchodzi „dzień zaduszny” (od dusz, nie zaduchu). na pierwszy rzut oka najcięższe działa hierarchowie wytaczają przeciwko przybyłemu wraz z amerykańską popkulturą zwyczajowi halloween – natknęłam się niedawno na wytwór ludowej mądrości (czyli mema) z przypomnieniem, że żaden ksiądz molestujący dzieci nie spotkał się nigdy z tak żarliwym potępieniem kościoła jak pociechy biegające po klatce w przebraniach i „wymuszające cukierki”. jednak i święto zmarłych, czyli słowiańskie Dziady, oberwało –nie ma pewności, ale istnieje silne podejrzenie, że słowianie przed chrystianizacją czcili niekoniecznie bogów podobnych do greckich czy celtyckich; skupiali się raczej na kulcie przodków, a najważniejsze bóstwa były traktowane bardziej jak zasady przenikające otaczający ich świat niż boskie osobistości. Dlatego w dniu, w którym bariera między światami robi się cieniutka i porowata, celtowie zaglądali do świata bogów
(samhain, stąd też halloween), a słowiańszczyzna szła do europy razem z naszymi umarłymi (Dziady).
tarot mówi, że to ma sens. Bogowie bogami, ale kontakt z naszymi umarłymi jest nam potrzebny do „zrozumienia życia, stworzenia” (w tym miejscu wpuszczam na łamy wytwory nowoczesnego ducha: podpowiedzi autokorekty, jak mam skończyć to zdanie), wypełnienia emocjonalnej pustki, pokolorowania – choćby na szaro – białych plam na mapie uczuć i pobudek. to treść Dziesiątki pucharów, karty, na której najczęściej widać tęczę, obejmujących się dorosłych i tańczące dzieci. mówi ona o emocjonalnej pełni. tyle że pełnia to nie tylko sielankowe obrazki, ale przede wszystkim – jak w tęczy, jeśli jej się bliżej przyjrzeć – wszystkie kolory, dostęp do każdej, także „brzydkiej” kredki. innymi słowy, mówi tarot, duchy od zawsze były nam potrzebne, żeby uzupełniać obraz tego, kim jesteśmy, skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy, żeby nie było, że jedynie z prochu i w proch.
i tak będzie dalej. Duchy dają nam co najmniej tyle, ile my
im – mówi karta sześciu monet. rytuały nas wzbogacają: materialnie, oczywiście, uruchamiają kapitalistyczne szaleństwo, ale coś nam dają w zamian, jakąś radość, jakąś pociechę w trudnym okresie narastających ciemności (zmiana czasu! zmiana czasu!), okazję do spotkań, do wypróbowania innego rodzaju siebie (jak to przebieranki). niematerialnie –traktowanie duchów z rewerencją upewnia nas, że jest życie po śmierci, które i nam się może zdarzyć. stawiając świeczkę babci i kieliszek nalewki dziadkowi, dajemy samym sobie nadzieję na nieuchwytną przyszłość. szacunek do przeszłości to podstawa pielęgnowania ciągłości, a ciągłość (wróćmy tu do Dziesiątki pucharów) to
fundament psychicznej równowagi, co powie wam każda osoba psychoanalityczna.
karta świat, XXi wielkie arkanum, zwykle symbolizuje domknięcie, sukces, koniec jakiegoś przedsięwzięcia. ale nie wówczas, kiedy wypada – jak tutaj – odwrócona; tu moim zdaniem tarot mówi po prostu: „Duchy? Bez końca!”.
Agata Czarnacka filozofka, aktywistka feministyczna, tarocistka. Agata zaprasza na czytania indywidualne (także online) lub na „Pałacową promocję” w Café Kulturalna w Warszawie, którą urządza z okazji lub bez okazji (daty do sprawdzenia w mediach społecznościowych): fb.com/tarotagaty instagram.com/tarot_agaty
Rebel
projekt: liza orlowska
rebel narodził się w chłodnej finlandii. w tamtym czasie nosił jeszcze inną nazwę i był krojem akcydensowym – bardziej śmiałym, ale mniej czytelnym.
– po powrocie do warszawy, podczas pracy nad dyplomem magisterskim na akademii sztuk pięknych, podjęłam jednak decyzję o stworzeniu kroju, który łączyłby w sobie cechy cichego buntownika – mówi o projekcie jego autorka, liza orlowska. – miał być klasyczny i subtelny, a zarazem wyrazisty i odważny.
rebel stanowi część obronionego w 2024 r. dyplomu. ważne jest również to, że został zaprojektowany równolegle z publikacją Pozwól mi odnaleźć mój dom: Pustka, opartą na pracy teoretycznej napisanej pod opieką dr hab. luizy nader.
– w pracy podejmuję refleksję nad pojęciami takimi jak dom, ojczyzna, wolność, nomadyzm i pustka. to osobista podróż w głąb wspomnień, w poszukiwaniu spokoju w pustce przestrzennej poprzez jej konfrontację z pustką katastroficzną – dodaje liza. – korzy-
stając z własnego archiwum fotograficznego, gromadzonego przez ostatnie lata na Białorusi i w finlandii, opowiadam historię utraty domu i odnalezienia spokoju w pustce. pojęcie pustki jest dla mnie wieloznaczne; stanowi wizualne narzędzie do wyrażania tematów, o których trudno mi mówić na głos.
krój został zrealizowany pod opieką ani wieluńskiej w pracowni projektowania krojów pism na wydziale grafiki warszawskiej asp.
tekst opracował: kacper greń
Liza Orlowska @liza.orlowska Brand designerka pracująca w BNA/ oraz projektantka krojów pism. Urodzona w Białorusi. Absolwentka Wydziału Grafiki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. W swojej praktyce artystyczno-projektowej zwraca się ku pojęciom pustki, wolności i migracji. Piękno znajduje w surowości chłodnej natury.
ZIELEŃ, SPORT I KULTURA
ZAMIAST BETONOWEJ PUSTYNI W CENTRUM WARSZAWY!
Pan Rafał Trzaskowski, Prezydent m.st. Warszawy Pani Dorota Malinowska-Grupińska, Przewodnicząca Rady m.st. Warszawy
Jako mieszkanki, mieszkańcy, a także osoby korzystające z przestrzeni Warszawy stanowczo domagamy się ochrony terenów zielonych, bezpłatnego boiska sportowego oraz zabytkowych budynków dawnych szkół przy ul. Emilii Plater 29/31, w których działa społeczna instytucja kultury – Teatr Komuna Warszawa. Sprzeciwiamy się planom ich zburzenia i zastąpienia wieżowcami. Domagamy się zmiany zapisów w planie ogólnym m.st. Warszawy.
Opublikowany projekt planu ogólnego rozwoju Warszawy na najbliższe dziesięciolecia przewiduje wysoką na 125 metrów zabudowę w miejscu obecnego boiska, terenów zielonych i zabytkowych budynków przy Emilii Plater. Mimo głosów sprzeciwu środowisko deweloperskie od lat zabiega o zabudowanie tego terenu.
Realizacja tych planów oznaczałaby kolejną betonową enklawę w centrum miasta – przestrzeń zamkniętą i dostępną wyłącznie dla najzamożniejszych, pustoszejącą po godzinach pracy biur. Takie inwestycje nie tworzą wspólnoty, nie odpowiadają na potrzeby mieszkańców - są jedynie lokatą kapitału. To tereny zielone i usługi publiczne takie jak sport i kultura zatrzymują mieszkańców w centrum, które boryka się z problemem wyludniania.
Jednocześnie forsowanie gęstej, wysokościowej zabudowy w Śródmieściu Południowym stoi w sprzeczności ze Strategią Rozwoju Warszawa 2040+, która zakłada tworzenie wygodnych, funkcjonalnych i twórczych przestrzeni lokalnych. Jest też sprzeczne z ideą Nowego Centrum Warszawy, ogłoszoną przez Prezydenta Rafała Trzaskowskiego jako zielonego, otwartego i dostępnego dla wszystkich.