Na litosc boska

Page 1


pierwsza polska powieść pielgrzymkowa

KraKów 2025

Wydawczyni

Olga Orzeł-Wargskog

Redaktorki prowadzące

Adrianna Kapelak, Wiktoria Wermińska

Ilustracja na okładce

Dominika Mishka Klimczak

Projekt okładki

Marcin Wierzchowski

Redakcja

Anna Śledzikowska

Opieka redakcyjna

Sylwia Stojak

Adiustacja

Magdalena Wołoszyn-Cępa | Obłędnie Bezbłędnie

Korekta

Sylwia Chojecka | Od słowa do słowa, Kinga Kosiba

Projekt typograficzny i łamanie

Daniel Malak

Opieka promocyjna

Marta Greczka

Copyright © by Mateusz Glen

Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025

ISBN 978-83-8367-108-6

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak ul. Kościuszki 37 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569 e-mail: czytelnicy@znak.com.pl

Wydanie I, Kraków 2025

Druk: Zapolex

Na litość boską,

toć czas wybrać iN t eNcję!

– Boże, Beata, toć dejta spokój, nie wiem, w jakiej intencji mam iść! – Zastygam nad notesem, nerwowo ściskając długopis. Dobrze, że nie mam takich tipsów jak Gośka, bobym je sobie tak powbijała w skórę, że z mojej dłoni zrobiłby się porządny szaszłyk. – Chyba będę musiała dać więcej na tacę na Jasnej Górze, bo mi się tu pokaźna lista zebrała…

Wołam Beatę, by podeszła, a ta tak człapie, jakby szła na ścięcie.

– Masz, zobacz no, coś mam dodać? – Wyrywam pobazgraną kartkę i jej podaję.

– Czekaj, czekaj, okularów nie wzięłam.

– Boże, Beata, toć masz na głowie! – Wskazuję na jej nieuczesany czerep. Dejta spokój, co ona? Dorabia po nocach jako piorunochron? A teraz sezon burzowy w pełni, to by w sumie kobita zarobiła jak na pączkach w tłusty czwartek.

Beata zakłada okulary, zerka na kartkę i powoli odczytuje:

– „Intencje. Zdrowie dla siebie, zdrowie dla bliskich, a zwłaszcza dla Kubusia”. – I tu spogląda na mnie z obrażoną miną. No co? Toć Kubuś ma jeszcze całe życie przed sobą, a Beacie to i nawet intencje nie pomogą, a poza tym gdybym miała wszystkich bliskich wypisywać, tobym miała listę jak Mikołaj z nazwiskami niegrzecznych urwipąków. – „Za odpust zmarłych, zwłaszcza za Staśka, męża mojego ukochanego, za dobrego męża dla Gośki, bo ileż można żyć na kocią łapę, żeby Kubuś był najlepszym uczniem w nowym roku, żeby masło trochę staniało, żeby Maślakową zalało i żeby wznowili Modę na sukces. Ament”.

– I co myślisz, Beata? Mało, nie? Dej no, może coś dopiszę…

– Jak dla mnie to i tak dużo – odpowiada, oddając mi kartkę.

– Ale to nie ma być dla ciebie, tylko dla mnie, na litość boską! – prycham. – Mam jeszcze jedną intencję, ale nikomu nie powiem, bo mi ją kto zabierze i się spełni komu innemu. A tyś już wybrała, w jakiej intencji idziesz do Częstochowy?

– Jeszcze nie.

– O masz! No to się sprężaj, bo jak już pierwszy krok na szosie postawimy, a ty nie będziesz miała, to się nie liczy. Intencja musi powstać wcześniej, bo Góra to liczy od kilometra. – Zerkam w sufit i podnoszę palec wskazujący. –

O właśnie, jak jużeśmy są przy kilometrach i szosach, to

muszę się zbierać, bo Dareczek po mnie niedługo przyjeżdża. Muszę pogadać z szefem o urlopie na czas pielgrzymki. Jesienią zeszłego roku dostałam wspaniałą posadę w redakcji. Toć mój „Ciotkowy Zaułek Mądrości” na portalu „Kaszubskie Wieści. Blaski i Cienie Regionu” okrył się sławą i popularnością jak jakie damessy nowym futerkiem na Wszystkich Świętych. W międzyczasie dostałam nawet nagrodę Osobowość Pomorza 2023, a dejta spokój, takie wyróżnienie to jak Telekamera! Najważniejsze, że w telewizji regionalnej była emisja na żywo z tej całej gali. Maślakowa jak na nią trafiła, to pewnie jej brwi z zazdrości zbielały. Jeszcze kilka takich nagród, a będzie siwa jak Leslie Nielsen w Nagiej broni. A wiadomo, od siwizny do cmentarza to już rzut beretem…

Po chwili siedzę już w klimatyzowanym aucie Darka, czyli mojego ulubionego współpracownika z redakcji. Dareczek to fotograf, oj, ten to ma oko do zdjęć! Nawet żem miała u niego kilka portretów robionych! A wyszłam pięknie jak z jakiego żurnala!

– Ło pierunie, zimno u ciebie jak w jakiej psiarni –komentuję temperaturę w środku, próbując od razu zmniejszyć wianie w tym ustrojstwie. Nie mogli zwykłych pokrętów zrobić, tylko wszystko na dotyk, proszę ja ciebie? Nawet w łazience na dworcu nie idzie normalnie rąk umyć czy wysuszyć, bo wszystko na ruch i dotyk. Pół godziny mija, zanim się zorientujesz, gdzie łapska w podbłękit czy tam podczerwień wsadzić. Techniczne fanaberie.

– Ciocia zostawi, bo się zepsuje – uspokaja mnie Darek i majstruje tak, że błyskawicznie robi się cieplej. Ten to zawsze potrafi przyjść z pomocą. Aż mnie wzięło na wspomnienia…

Ale ten czas leci, toć jeszcze niedawno mnie odbierał po raz pierwszy na dworcu w Kartuzach. Tyle się z nim najeździłam za sprawą tej przygody z Jackiem, a w zasadzie to z dwoma Jackami. Pomagałam też w sprawie sercowej i tak żem mu doradziła, że chłopaka w szpitalach odwiedzałam. Dobrze, że się historia skończyła jak trzeba i wszyscy wyszli bez szwanku. Ale co żem sobie podetektywowała, to moje! Kolejne doświadczenie dopisane do tego życiowego CV.

– I co, wszystko popakowane? – dopytuje, ruszając spod bloku.

– Oj nie, dzieciaku, jeszcze nie. Ale mam ze sobą wszystkie rzeczy dla szefa. Laptopa, myszkę i te inne kable, co to się kurzą jak cholera. Miło, że Grabski aż taki długi urlop zaproponował.

– Właśnie słyszałem. To dlatego, że to dobry czas, w wakacje wejścia na stronę i aktywność czytelników są mniejsze. Ludzie wyjeżdżają, co się dziwić.

– A jak tam wasze wakacje? Wy jakoś niedługo też jedziecie, nie? Przypomnij no, gdzie was niesie.

Do dzisiaj się czuję niezręcznie po tym, jak żem nakryła Darka i jego chłopaka Kacpra na całowaniu. Pierwszy raz rozmawiałam wtedy z homogenizowanymi. Obiecałam im, że nikomu nie pisnę ani słówka, ale czasami

mało brakowało, bym komuś powiedziała. Toć gryzłam się w język, aż sobie aft narobiłam wielkich jak porzeczki. Dobrze, że zamieszkali razem, nawet ładnie mają w tym swoim mieszkanku. No i wiadomo, dostali ode mnie zestaw serwetek, kilka obrusów i firanki do salonu, ale musiałam skrócić. Jakieś niewymiarowe ściany w tych nowych budownictwach teraz robią, kto to widział? Okna też jakieś takie niemrawe, ale ja się nie mieszam.

– Na Majorkę, tak, za parę dni lecimy. Pewnie będziemy wam machać z samolotu, jak pójdziecie z pielgrzymką.

– No, ten twój aparat takie dobre zdjęcia robi, że kto wie, czy mnie nie będziesz podglądał, jak za potrzebą w krzaki pójdę! – Kiwam mu palcem, żeby natychmiast to sobie wybił z głowy.

Darek się zaśmiewa, a ja się palę ze wstydu, bo przypomniałam sobie, jak żem moją chrześnicę Gośkę z nim spiknąć próbowała, a skończyło się tak, że obiektyw jego aparatu poszedł w drobny mak. I to nie dlatego, że aparat nie wytrzymał blasku mojej urody podczas robienia zdjęć, ale dlatego, że Gośka ma dziurawe ręce.

– A kto ma yorka?

– Jakiego yorka? – dziwi się.

– No yorka, psa takiego małego, żeś powiedział, że tam lecicie, hodowlę tam jakąś mają?

– Boże, nie! – Darek wybucha śmiechem. – Majorka to nazwa hiszpańskiej wyspy.

– Aaa, wybacz. Nigdy nie byłam dobra z geografii.

W redakcji pusto jak na Helu w grudniu. Chyba rzeczywiście jest mniej roboty, to i ludzie na urlopach. A końcówka lipca gorąca jak diabli, ale pewnie dzień czy dwa i znowu czerwone flagi pozawieszają na plażach, bo sinice to plaga pomorska. Dobrze, że jak sobie mieszkam w Gdyni, to mam morze cały rok i się modlić o pogodę nie muszę.

Turyści z różnych stron Polski jadą z nadzieją, że trafią na słońce, a ja mam spokój! Bo toć jak dzisiaj brzydko, to jutro się pójdę posmażyć na piasku, a co!

Wchodzę do gabinetu szefa, który na swoim fotelu przy biurku siedzi rozwalony jak żaba na asfalcie. Z rogu pokoju mocno dmucha na niego wiatrak, ale nieskutecznie, bo plamy pod pachami to ma wielkości kałuży w listopadzie.

Trzeba będzie sprawdzić w kalendarzu, kiedy Huberta wypada, to mu się kupi jakiego psikacza na imieniny.

– Witam, szefie, przyszłam oddać toboły. – Stawiam torbę na niewysprzątanym biurku. A jakby tak sanepid wpadł?

Szkoda słów! – No i pożegnać się. A może by szefowi jaką pamiątkę z Jasnej Góry przywieźć? Tu o – wskazuję na pustą przestrzeń między tablicą korkową a zegarem – by się Matkę Boską Częstochoską powiesiło, toby strzegła.

– A można, można. Dziękuję. – Prostuje się z uśmiechem. – Ależ nasi czytelnicy będą tęsknić za poradami ukochanej Cioteczki! No ale cóż zrobić, każdy zasługuje na odpoczynek. Wrzuciliśmy już informację na stronę, że kącik porad jest nieczynny w najbliższym czasie, ale reaktywujemy go po powrocie z pielgrzymki. Poza tym mam pomysł…

– O masz! – Już się boję.

– Nie, nie, spokojnie! Pomyślałem, że może jak już nasza najjaśniejsza gwiazda redakcji wybywa do świętego miasta, to po powrocie by napisała jakiś artykuł, taką relację z wyjazdu? Myślę, że czytelnicy chętnie by się dowiedzieli, jak było.

– W sumie czemu nie. Tylko ja z robieniem zdjęć to niekoniecznie, gdybym Darka wzięła, tobyśmy napstrykali cały album! Ale może Kubuś mi pomoże, ten to ma smykałkę do telefonów.

– O, i taki zapał do pracy to lubię! – Szef wstaje i podaje mi spoconą dłoń. – Szerokiej drogi!

Niechętnie odwzajemniam uścisk, po czym szybko wycieram dłoń w spódnicę.

– Do zobaczenia, szefie, wszystkiego dobrego!

Oddycham z ulgą, bo już się bałam, że mi wciśnie laptopa na wyjazd, abym pisała sprawozdanie z każdego dnia.

Przed wyjściem z redakcji żegnam się z pozostałymi.

Przy okazji trochę im współczuję, że będą musieli gnić w biurze, kiedy ja będę śpiewała pieśni podczas marszu do Częstochowy. Ach… Teraz tylko wrócić do domu, dokończyć pakowanie, odwiedzić zakrystię i w drogę! Bym zapomniała, przed zakrystią to oczywiście jeszcze do bankomatu…

Matko Bosko Częstochosko! Ciotka wyrusza na pielgrzymkę z Gdyni na Jasną Górę.

Niczym w jakimś Częstochowa Express pokonuje kolejne plagi: burze i ulewy, nawiedzenie przez Maślakową, a nawet żmiję kusiciela, co pokąsała Beatę. Lecz najgorsze dopiero przed nią.

Na pielgrzymkę jak pierun z jasnego nieba spada wiadomość o kradzieży świętego obrazu przez jakichś BARABASZyńców. Ciotka – liderka w czopku urodzona – nie pozwoli pielgrzymom płakać. Przebiera się za zakonnicę i postanawia odzyskać obraz. Musi pokazać światu, że złodziejskie zbiry zostaną pokarane jak Maślakowa, gdy kefirem zapiła solidną porcję kapusty z grzybami.

I tak się rodzi nowa legenda całej Polski! Takiego materiału to nawet tefałeny mogą ” Kaszubskim Wieściom” pozazdrościć.

ISBN 978-83-8367-108-6

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.