



ANDRZEJKI
CZY KATARZYNKI?
Początkowo andrzejki były tylko dziewczyńską imprezą. Chłopcy mieli swój „męski odpowiednik”, czyli katarzynki, kilka dni wcześniej, 24 listopada. Podczas katarzynek bardzo ważne były… sny. Jeśli mężczyźnie przyśniła się kura, to mógł być niemal pewien, że w najbliższym roku pozna miłość swojego życia. Złym znakiem był sen o czarnym lub siwym koniu. Oznaczało to bowiem, że zostanie starym kawalerem. Żeby pomóc szczęściu, chłopcy chowali pod poduszką ptasie pióra (może czasem kurze) lub różne ubrania należące do kobiet. A wszystko po to, żeby we śnie zobaczyć swoją przyszłą narzeczoną.
Stąd wzięło się powiedzenie: „W noc Świętej Katarzyny pod poduszką są dziewczyny”.
WIELKIE WSPÓLNE WRÓŻENIE
Katarzynki zostały z czasem zapomniane i wyparte przez andrzejki. A może po prostu chłopcy i dziewczyny doszli do wniosku, że lepiej się bawić razem niż osobno? Andrzejki obchodzone są w Polsce od XVI wieku, czyli od niemal 500 lat! Tak spędzali ten wieczór twoi dziadkowie i pradziadkowie, i prapradziadkowie, i praprapradziadkowie… Gdy tylko 29 listopada zaszło słońce, schodzili się do chałup
Magiczna noc z 29 na 30 listopada była nocą wróżb, czarów i przepowiedni, pełną tajemnych znaków, zagadek, a czasami, jeśli ktoś był nieostrożny, nawet duchów…
i domów. Zabierali ze sobą odświętne buty, świeczki, monety, różańce, pierścionki i mnóstwo innych niezbędnych tej nocy przedmiotów. Rozpoczynało się wielkie wróżenie!
Jak mówi stare przysłowie: „Święty Andrzej ci ukaże, co ci los przyniesie w darze”.
CO SIĘ WYDARZY?
Ludzie od zawsze byli ciekawi, co się wydarzy w przyszłości. Ty też jesteś?
Ciekawi cię, gdzie pojedziesz na wakacje? Albo jaki prezent znajdziesz pod choinką w tym roku? Dawniej młode dziewczyny najbardziej lubiły
Potem rzucało się ją na podłogę i patrzyło, w jaki kształt się ułożyła. Miał on symbolizować, co wydarzy się w przyszłości. Chłopcy i dziewczyny widzieli w swoich obierkowych wzorach najprzeróżniejsze rzeczy!
PIERWSZY BUT ZA PROGIEM Noc andrzejkowa to była ogromna impreza! Dziewczyny i chłopcy spotykali się w dużych grupach, a wszyscy musieli pamiętać, żeby włożyć swoje najlepsze buty. Dlaczego? Bo potrzebne im były do wróżenia! Układali z butów szereg, który ciągnął się od pieca aż do drzwi. Najważniejszy w tym szeregu był but, który jako
sobie wróżyć, która pierwsza wyjdzie za mąż i jaki będzie jej ukochany. Istniało całkiem sporo sposobów, żeby się tego dowiedzieć. Niektóre były naprawdę dziwne.
Do tej wróżby wystarczały zwykłe jabłko i nożyk, którym obierało się owoc. Trzeba było bardzo uważać, żeby zrobić jak najdłuższą obierkę
pierwszy przekroczył próg domu! Osoba, do której należał, miała najszybciej wziąć ślub.
TAJEMNICZY PATYK
Tę wróżbę najbardziej lubiły dziewczyny. Najpierw musiały przygotować kupkę patyków. Później każda panna losowała z zasłoniętymi oczami jeden patyk. Jeśli któraś dziewczyna wylosowała krótki patyk, oznaczało to, że jej mąż będzie niski. Patyk bez kory wróżył
łysego męża, a szeroki – grubego. Raz nawet Kasia płakała, bo wylosowała pokrzywiony patyk i bała się, że jej przyszły mąż będzie garbaty.
PIERŚCIONEK CZY RÓŻANIEC
Czasem nawet drobne przedmioty wystarczały do fantastycznych wróżb. Nasi przodkowie widzieli w zwykłym pierścionku przepowiednię ślubu, a w różańcu – klasztornego życia. Dziewczyny chowały te i inne rzeczy w różnych miejscach domu, żeby potem urządzić wielkie poszukiwania. Od tego, co znalazły, zależała ich przyszłość.
LANIE WOSKU
Najważniejszą wróżbą andrzejkową od zawsze było lanie wosku. Do tej zabawy trzeba roztopić w garnku wosk. Potrzebne są też miska zimnej wody, klucz i świeca. Chłopcy i dziewczyny w prawej ręce trzymali nad miską klucz i lali przez jego dziurkę wosk, który zastygał na wodzie i tworzył najdziwniejsze kształty. Ale to jeszcze nie koniec! Potem brali swoją woskową bryłkę i umieszczali ją między palącą się świecą a ścianą, żeby sprawdzić,
jaki rzuci cień. A cień, który padał na ścianę, mógł przypominać przeróżne rzeczy. Raz Jadzi wyszedł taki wysoki chłopak, że ze szczęścia aż złamała swoją woskową bryłkę. Wystraszyła się, że to zły znak, i inne dziewczyny musiały razem z nią odczarować wróżbę, wypowiadając stare zaklęcie:
Andrzeju, Andrzeju, dziej mi się powoli, nie dzisiaj, to jutro, lecz po mojej woli.
W Wigilię aż do wieczora obowiązywał ścisły post. Nikt nie mógł nawet skubnąć tego, co było przygotowywane. Dopiero podczas kolacji można było zacząć jeść. A jakie to było jedzenie! W każdym zakątku Polski przygotowywano nieco inne potrawy, wszystkie wyjątkowe i pyszne, a niektóre… bardzo zaskakujące.
W niektórych domach na Wigilię podaje się dwanaście potraw – czyli tyle, ile jest miesięcy w roku albo ilu jest apostołów. Ale w Polsce południowej obowiązywała inna zasada. Tam liczba dań musiała być nieparzysta. Miało to zakończyć nieurodzaj, ponieważ nieparzysta liczba była zapowiedzią zmiany.
W każdym razie im więcej potraw, tym lepiej – przecież każda rodzina chciała uczcić święta i się nimi nacieszyć. Ale możliwości były bardzo różne: w bogatym domu mogło być na przykład jedenaście dań, a w ubogim tylko trzy.
Podczas wieczerzy każdy z biesiadników musiał spróbować wszystkich potraw. To był wyraz szacunku dla ziemi, której dziękowano za plony. Mówiono, że kto nie spróbuje wszystkiego po trochu, tego w nadchodzącym roku ominie jakaś przyjemność.
nakrycie, a dokładniej jedną wolną łyżkę (bo jak wiesz, jadano z jednej miski). Ta dodatkowa łyżka nie była przygotowana dla przybysza, tylko dla… dusz zmarłych. Również ze względu na zmarłych po zjedzonym posiłku nie sprzątano stołu. Wszystko zostawało tak, jak było, nawet jedzenie, aż do drugiego dnia świąt. W końcu nie wiadomo, kiedy zjawi się jakaś głodna dusza!
Później, kiedy już każdy przy stole miał własny talerz, podobnie jak dziś, zaczęto zostawiać jedno wolne nakrycie – ale nie zawsze. W niektórych domach kładziono je na stole tylko wtedy, gdy liczba domowników była nieparzysta. Wówczas puste nakrycie uzupełniało „lukę”. Miało to chronić dom przed nieszczęściem i śmiercią jednego z domowników. Czyli liczba potraw powinna być nieparzysta, ale liczba nakryć parzysta… Uff! Dawne święta brzmią trochę jak zadanie z matematyki…!
WIGILIJNE PRZYSMAKI
Kutia (Kresy Wschodnie)
Dziś na wigilijnym stole stawiamy jeden pusty talerz dla zbłąkanego wędrowca. Dawniej też zostawiano jedno wolne
Na dawnych Kresach Wschodnich nie wyobrażano sobie wig ilii bez kutii. Zwłaszcza dzieci ją uwielbiały! Kutia to bardzo słodka, gęsta potrawa z pszenicy, maku, miodu i bakalii. Te składniki symbolizowały
urodzaj, pokój i życie. Kutia była pierwszą potrawą stawianą na stole – żeby przyszły rok był równie słodki i syty. Była też symbolem kontaktu z duchami przodków, dlatego to właśnie im tradycyjnie podawano pierwszą łyżkę tego dania. Dawniej zresztą uważano ją za potrawę żałobną i przygotowywano nie tylko na wigilię, ale i po czyjejś śmierci.
Siemieniucha (Podlasie)
Ta rzadko spotykana dziś zupa z siemienia lnianego była gęsta, śliska i bardzo zdrowa. Często podawano ją z ziemniakami lub chlebem. I choć niektóre dzieci kręciły nosem, dorośli wiedzieli, że „siemię leczy, a nie tuczy”.
Siemieniotka (Śląsk i Małopolska) Śląska siemieniotka, znana też jako konopianka, to zupa z nasion konopi. Gęsta, zielonkawobeżowa, o lekko gorzkim smaku. Podawano ją z grzankami lub kaszą. Symbolizowała płodność i dostatek – nie mogło jej zabraknąć na stole u śląskich gospodyń.
Legumina (Wieliczka i okolice)
W okolicach Wieliczki ciocia Jadzia robi leguminę, jakiej świat nie widział. Weka, rodzaj miękkiej w środku pszennej bułki, mak z bakaliami – wszystko ułożone warstwowo i zalane posłodzonym mlekiem. Pachnie dzieciństwem, smakuje jak bajka!
Galas (Sądecczyzna)
Na Sądecczyźnie galas, czyli zupa z suszonych owoców, to obowiązkowy wigilijny deser. Gotowane suszone jabłka, śliwki i gruszki – czasem zabielane śmietaną – podawano z ziemniakami lub makaronowymi łazankami.
Kluski z makiem (Sądecczyzna)
Nie ma wig ilii bez klusek z makiem! Muszę przyznać, że to moje ulubione danie. Na Sądecczyźnie kluski gotowano na mleku – bo wtedy smakują wybornie. Ugotowane kluseczki łączy się z masą makową. Mak był symbolem zaświatów i kontaktów ze zmarłymi, dlatego musiał się znaleźć na wigilijnym stole.
Łupcie (Lubelszczyzna)
Tradycyjne postne gołąbki z kaszy gryczanej zawijanej w liście kiszonej lub parzonej kapusty.
Zupa grzybowa (cała Polska)
Zupa z suszonych grzybów to jedno z najpopularniejszych dań wigilijnych w Polsce. Gotowana jest na wodzie z dodatkiem przypraw, czasem zabielana mlekiem lub śmietaną i podawana z makaronem, łazankami albo ziemniakami.
Kisiel owsiany (Podlasie)
Barszcz z grochem (południowa Małopolska)
Prosty, ale pyszny. Do ukiszonego wcześniej barszczu z buraków dodaje się ugotowany tak zwany groch jasiek, czyli fasolę Piękny Jaś. Doprawiona majerankiem i pieprzem zupa jest aromatyczna i tak gęsta, że aż stoi w niej łyżka. Starsi mówili, że po takim barszczu „brzuch gra kolędy”.
Polywka z suszonych śliwek (okolice Szczyrzyca i Gdowa)
Danie proste, a jakie szlachetne. Słodko-kwaskowaty kompot z suszonych śliwek zagęszczano i podawano z makaronem. Do dziś jest popularny w gminach u stóp Beskidu Wyspowego.
Rzepa z krupami (Małopolska)
Skromna, ale pożywna potrawa z gotowanej rzepy i kaszy (najczęściej jęczmiennej). Czasem dodawano do niej odrobinę oleju lnianego.
Groch z kapustą (cała Polska, szczególnie Mazowsze i Małopolska) To klasyk wigilijnego stołu – łatwo go rozpoznać po zapachu. Kiszoną kapustę długo dusi się z dodatkiem liścia laurowego i ziela angielskiego, a potem miesza z ugotowanym grochem.
Postna potrawa wigilijna, dawniej przygotowywana z owsa, dziś najczęściej z płatków owsianych. Według ludowych wierzeń kisiel owsiany oczyszcza organizm, poprawia sen i dodaje sił.
Zupa brzadowa (Kaszuby)
Słodko-kwaśna zupa z suszonych owoców – śliwek, jagód, truskawek – jest lekko zabielana śmietaną i podawana z lanymi kluskami. Niekiedy wzbogaca się ją o suszone grzyby, dzięki czemu ma głębszy aromat. Dawniej na Kaszubach przygotowywana była przed samą wieczerzą i podawana jako pierwsze danie.
Pięć… Cztery… Trzy… Dwa… Jeden… Szczęśliwego nowego roku!
Wszyscy znamy to odliczanie ostatnich sekund starego roku, któremu towarzyszą fajerwerki i serpentyny. Dziś sylwester oznacza huczną imprezę, ale kiedyś było wręcz odwrotnie.
ŻADNYCH TAŃCÓW!
Dawno temu, zanim wymyślono bale sylwestrowe, ostatni dzień roku był spokojny jak Wigilia. Nikt nie tańczył ani nie rzucał petard. Zamiast tego ludzie siadali razem do uroczystej wieczerzy – podobnie jak w Wigilię. Tego dnia nie dzielono się wprawdzie opłatkiem, no i nie obowiązywał post, ale dbano o to, by stół był suto zastawiony – miało być obficie i godnie. Podawano mięsa, ciasta i kasze.
Niektórzy tego dnia wróżyli sobie podobnie jak w andrzejki – najczęściej dziewczęta. Lały wosk, próbowały wyśnić przyszłego męża i nasłuchiwały szczekania psów, bo ze strony, z której było je słychać, miał nadejść ich ukochany
POBUDKA
W Wielkopolsce w sylwestra o północy gospodarze, zamiast wystrzeliwać fajerwerki, chodzili do pasiek, żeby obudzić pszczoły. Pukali w ule i wybudzali owady z zimowego snu. Wraz z nowym rokiem pszczoły musiały wziąć
się do nowej pracy, nie było czasu na sen. Cóż, nie bez powodu mieszkańcy Wielkopolski są znani z pracowitości!
MAGICZNE PIECZYWO Z KURPI
Na Kurpiach do dziś przetrwała niezwykła tradycja: sylwestrowe lepienie magicznego pieczywa! Gospodynie robią specjalną masę z mąki i wody. Potem lepią z niej dwa rodzaje figurek.
Byśki to figurki zwierząt: koni, jeleni, zajęcy, kóz czy owiec. Trzeba było ulepić ich tyle, ilu było domowników i ile zwierząt w danym gospodarstwie. Każdy bysiek chronił jednego członka rodziny lub jedno zwierzę.
Nowe latka były dużo bardziej wymagające. Najpierw trzeba było ulepić z masy okrąg, na środku którego stawiano chlebowego pastuszka. Wokół niego doklejano figurki małych zwierząt, najczęściej ptaków – gęsi, kur lub kaczek. Takie nowe latko było symbolem życia i opieki na nadchodzący rok.
Figurki gotuje się i wypieka w piecach. Dawniej wierzono, że mają one moc chronienia domowników przed chorobami, biedą i złymi duchami.
Lepienie tych figurek to nie była zwykła zabawa. Trzeba było podejść do niego z szacunkiem i skupieniem, bo magia działa tylko wtedy, gdy się ją traktuje poważnie!
W wielu domach gotowe, wypieczone figurki wieszało się nad ołtarzykiem. Wisiały tam aż do kolejnych świąt, a wtedy moczono je w wodzie i dawano zwierzętom do zjedzenia.
ZRÓB WŁASNE BYŚKI I NOWE LATKO
Ty też możesz zrobić byśki lub nowe latko. To nic trudnego, ale przyda się pomoc kogoś dorosłego.
Co będzie ci potrzebne:
• mąka żytnia,
• wrzątek,
• miska,
• łyżka,
• garnek,
• piekarnik.
Jak zrobić ciasto:
1. Wsyp do miski mąkę.
2. Dolej trochę wrzącej wody.
3. Wyrabiaj ciasto najpierw łyżką, a potem dłonią, aż będzie miało konsystencję plasteliny – powinno być nie za suche i nie za mokre. Uwaga! Ciasto szybko zasycha, więc lepić trzeba od razu!
Jak lepić figurki:
1. Figurki lepi się z jednego kawałka ciasta. Nie doklejaj uszu, nóg czy ogonów oddzielnie!
2. Najpierw uformuj tułów, potem delikatnie ukształtuj głowę, nogi i inne części.
3. Jeśli robisz nowe latko, ulep pastuszka i ustaw wokół niego 12 małych ptaszków w kole.
Gotowanie i pieczenie (koniecznie z kimś dorosłym):
1. Gotowe figurki zanurz we wrzątku na łyżce cedzakowej na niecałą minutę.
2. Następnie ułóż figurki na blasze i piecz przez mniej więcej godzinę w temperaturze 160–180°C. Pilnuj, żeby się nie przypaliły!
3. Gdy będą rumiane i suche – są gotowe!
Możesz ustawić swoje figurki na środku stołu lub w innym ważnym miejscu – będą idealną ozdobą na sylwestrowy wieczór.
Ilustracje, czyli kto stworzył rysunki do książki i na okładkę:
Gabriela Gorączko
Projekt okładki, czyli kto ułożył na niej wszystkie elementy:
Gabriela Gorączko, Karolina Korbut
Projekt typograficzny, skład i łamanie, czyli kto ułożył tekst na stronach:
Karolina Korbut | Mimoza
Redaktorka inicjująca, która wpadła na pomysł wydania tej książki:
Aleksandra Marton
Redaktorka prowadząca, która opiekowała się projektem:
Agata Stęplewska
Koordynatorka, która pilnowała, żeby wszystko było na czas i nie umknęła żadna poprawka:
Sabina Wojtasiak
Redaktorka, która pracowała nad tekstem, żeby dobrze się czytało:
Aleksandra Kleczka
Adiustatorka, która czuwała nad poprawnością językową:
Aurelia Hołubowska
Korektorka, która poprawiła błędy w książce:
Julia Żak
Opieka produkcyjna, czyli książkę do druku przygotowali: Karolina Korbut, Dawid Kwoka
Promotorka, która zadbała, aby wszyscy dowiedzieli się o książce: Joanna Niemczycka
Copyright © by Patryk Rutkowski
Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025
Książkę wydało dla ciebie Wydawnictwo Znak Emotikon, imprint Grupy Wydawniczej Znak
ISBN 978-83-8367-656-2
Przeczytaj, co o książce sądzą inni czytelnicy, i oceń ją na lubimyczytać.pl
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.znakemotikon.pl, www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569 e-mail: czytelnicy@znak.com.pl
Wydanie I, Kraków 2025 Druk: Perfekt
Czy wiesz, że w Polsce święta to czas prawdziwej magii?
Dzieją się wtedy różne cuda! Ze śniegu wyrastają kwiaty, woda w strumykach zamienia się w miód lub w złoto, a zwierzęta mówią ludzkim głosem. I to jeszcze nie wszystko!
Razem z Turoniem, jednym z kolędników, wyrusz w podróż przez świąteczne obyczaje, magiczne przesądy i zapomniane tradycje. Od wróżb w noc andrzejkową przez mikołajki, adwentowe lampiony aż po kolędę trzech króli i karnawałowe zabawy.
Turoń zdradzi ci wszystkie świąteczne tajemnice. Dlaczego na jednym końcu Polski zajadamy się słodką od miodu kutią, a na innym – grochem z kapustą? Po co na stole pusty talerz? Czy prezenty pod choinką zostawia Mikołaj, Dziadek Mróz, Gwiazdka czy może Aniołek?
Odkryj magiczne polskie tradycje i przeżyj święta tak jak twoja praprababcia.
nagranie kolędy