Bycie świeckim w Kościele nie jest takie łatwe, jakby się to wydawać mogło i to wcale nie dlatego, że pojęcie „świeckości” zostało „zawłaszczone” przez tych, którzy zamiast określać się mianem niewierzących, wolą mówić o sobie: „świeccy”. Przyczyny trudności doszukiwać należy się w tym, że w praktyce życia codziennego rzeczownik „świecki” odsyła do pojęcia residuum, pożywiania się okruchami ze stołu Pańskiego. Określa osobę wierzącą, której jednak czegoś brakuje; klękającą do modlitwy o stopień niżej niż kapłan czy zakonnik. Nadal szeroko rozpowszechnione jest przeświadczenie, że „powołanie” wśród ochrzczonych to przywilej mniejszości, która otrzymała jeden sakrament więcej albo złożyła jakiś dodatkowy „ślub”. Chrześcijanin, który nie został kapłanem lub zakonnikiem czy chrześcijanka, która nie jest siostrą zakonną, pozostają „świeckimi”, „zwykłymi wiernymi”. W większości przypadków nieświadomi są daru świeckości, jakby byli chrześcijanami drugiej kategorii.